Zatłuczcie mnie, zasztyletujcie, zaszlachtujcie, sprawcie że "..zawyje jak zarzynana świnia", ale nie mam dla was posta z niczym nowym.
Pociesze was że nad czym pracuje, ale no tępo w jakim pracuje jest dosyć powolne, nie lubię zmian, nie pisałam jakiś czas i nie mogę się przemóc aby zacząć to robić regularnie. Ale coś pisze, to się liczy. (Przynajmniej jak dla mnie).
Ja z tym pierwszym zdaniem nie żartowałam, chociaż liczę na waszą wyobraźnię, ja podsunęłam tylko kilka propozycji. Pamiętajcie, wszyscy mamy coś z psychopaty, trzeba to tylko w sobie znaleźć i zacząć rozwijać. Albo zostawić w spokoju, jak kto woli. Ja wybrałam pierwszą opcję.
Tymczasem.
Dziękuję Lestatowi de Lincourt za nominacje do Liebster Blog Award.
Nie będę przytaczała zasad nominacji, ponieważ te informację można znaleźć w poście Liebster Blog Award ( możliwe że w dopiskiem #1). Nie nominuje także żadnego bloga.
Poniżej odpowiem na zadane mi pytania przez Lestata de Linocurta:
1. Dlaczego pisanie?
Sama nie wiem. Jakoś tak wyszło że przypadkiem trafiłam na fanfick jakiegoś serialu który kiedyś oglądałam i mi się podobał i postanowiłam sama pisać. Polubiłam to. Dzięki temu zapełniam czas i mogę legalnie trochę się powyżywać i pomęczyć ludzi.
2.Skąd czerpiesz wene?
Nie mam pojęcia. Wena przychodzi i odchodzi, nie mam nad nią żadnego wpływu.
3. Lubisz czytać? Co?
Bardzo. Czytam niemal samą fantastykę i horrory, ale czasem jakimś zrządzeniem losu w moje ręce trafią książki...no cóż spoza tych wcześniej wymienionych tematyk. Jeśli autor ciekawie pisze, ma pomysł i wie jak go dobrze zrealizować to gatunek książki nie ma dla mnie znaczenia. Chociaż staram się omijać jakieś bardzo romantyczne wątki miłosne, chociaż różnie to bywa. Czasem romanse staja się dla mnie komediami.
4. Czy piszesz lirykę?
Coś tam kiedyś wyskrobałam na potrzeby opowiadania chyba, ale to był tylko jeden raz i chyba mało udany.
5. Ukochana/ne postacie?
Nie wiem czy chodziło że się w nich zakochałam czy raczej o to że je bardzo lubię. Napisze o tych jakie lubię: Anaela i Sellinars ( w tej ostrzejszej, bardziej okrutnej wersji) z serii Kroniki Ferrinu, Róża z serii Mroczne Bohaterki, Dubhe z Wojen Świata Wynurzonego, Nihal z Kronik Świata Wynurzonego, Saya i Fumito z anime Blood-C, Alucard z anime i mangi Hellsinga (mangi jeszcze nie przeczytałam, ale facet i tak na pewno jest świetny).Doktor 9,10 i 11 z serialu Doktor Who (11 najlepszy).Maślana i Magdalena z książki "Maślana-czas pokoju" Szósty i Rebeka z serialu Generator Rex. Pewnie jeszcze kilka by się znalazło, ale na obecna chwile tyle pamiętam.
6.Co polecisz do przeczytania/ obejrzenia?
Filmy;
Obecnosć
Zdarzenie
Seria Resident Evil
[REC]
[REC] 2
Coś
K-Pax
Donnie Darco
Watchmen. Strażnicy.
Prometeusz
Seriale:
Hellsing
Sherlock
Doktor Who
Hanibal
Helix
Demony Da Vici
Dom grozy
American Horror Story (1 sezon)
Książki:
Seria Wojny/ Kroniki/ Legendy Świata Wynurzonego
Seria Kroniki Ferrinu
Seria Mroczna Bohaterka
Wieczni
Na te chwile tyle sobie przypominam dobrych tytułów z powyższych kategorii.
7. Oglądasz anime/ czytasz mangę?
Oglądam anime czasami.Szykuje się do przeczytania mangi Hellsing.
8. Ile oneshotów napisałaś w ciągu swojej kariery?
Nie jestem pewna czy oneshoty nie odnoszę się do jakiś historii dłuższych lub czy nie są to fanficki trwające post czy może są to po prostu krótkie historie. Na "Świecie W Mojej Głowie" mam same pojedyncze krótkie historie, ale nie wiem ile ich jest. Nie pisałam (chyba) krótkich historii odnoszących się do jakiś dłuższych czy krótkich historii o tematyce fanfikion.
9. Jakie istoty nadnaturalne najbardziej lubisz?
Ciężko napisać.W tych najbardziej znanych wampirach i wilkołakach są dosyć pociągające cechy. U innych ponadnaturalnych jest też coś fajnego. Jednak chyba najbardziej lubię wampiry, ale nie te ze "Zmierzchu", brońcie bogowie aby ktoś tak pomyślał. Jak jak myślę o wampirze mam raczej na myśli wyrafinowanego łowcę, który łączy cechy okrutnej bestii i przystosowania do świata ludzi. Może sobie pić krew z torebki ale od czasu do czasu musi rozszarpać komuś/ czemuś gardło czy trzewia i posilać się konająca ofiarą, bo taką ma naturę Może sobie ponarzekać na wieczne życie w samotności, może sobie przygruchać ludzką kochankę, ale to ma być jednak nadal zwierze, które przystosowało się tylko do środowiska w którym żyje i panującym w nim praw.
10. Lubisz siebie?
Chyba nie.
11. Lubisz RPG? (Nie gry)
Nie mam najzieleńszego pojęcia o co chodzi.
Jeszcze raz dziękuje za nominację Lestatowi de Lincourtowi.
Pozdrawiam
piątek, 10 lipca 2015
wtorek, 16 czerwca 2015
#1
Hej, Hej moi drodzy czytelnicy.
Niestety nie mam dla was żadnego nowego rozdziału/ opowiadania....kompletnie nic. Od kilku dni czułam nie tyle przymus co raczej jakby podszepty sumienia czy czegoś w tym stylu co mi mówiło żeby napisać do tych wytrwałych, którzy czekają aż Sztyletnica raczy w końcu coś dodać. Przepraszam że was zawiodłam. Naprawdę, ale na pewne rzeczy nie mam wpływu. Na przykład na to że nie mam weny kompletnie, pomysłów tez brak a mam zaczęty jakby projekt opowiadania, w sensie historie o tym jak Nemain stała się tym czy jest i wyjaśnienie odnośnie tego czym jest....co w niej siedzi raczej. Bardzo mi przykro ale od chyba 3 tygodni albo nawet dłużej nie napisałam nic, a nawet stwierdzam z przykrością stwierdziłam że ten projekt to porażka Nie znaczy to że go rzucam.
Nie.Nie zrobię tego...przynajmniej na razie. Nie wiem czemu mam taki zastój....ale nie potrafię pisać bez chociażby pomysłu, a tego nie mam na razie. Wydaje mi się że za bardzo się stresuje i nie mogę pisać przez to. Koniec roku to dla mnie zawsze trudny okres, bez zagrożeń się nie obejdzie, poza tym klasa to banda debili i idiotek, czasami naprawdę szczerze nienawidzę tych ludzi i mam ochotę na nich nawrzeszczeć.
Mimo że już jest koniec roku ja boję się i stresuje coraz bardziej, a dzisiaj miałam wystawienie ocen. Mam nadzieję że na wakacjach dojdę do siebie i ruszę w końcu z pisaniem.
Podsumowując (ja to zawsze jak nie chce to się muszę rozpisać). Nie porzuciłam tego bloga i nie zrobię tego do puki....nie wiem co się stanie, ale pewnie jakaś tragedia. Nie skończyłam jeszcze z Nemian, mam taką nadzieję. Pokładam w was wiarę że ktoś czeka na moje kolejne opowiadanie i oby długo nie czekał.
Napisałam tego posta abyście wiedzieli że pamiętam....i może żebym ja nie zapomniała.
Do następnego posta (oby okazał się opowiadaniem)
Pozdrawiam stałych czytelników,
Sztyletnica.
Niestety nie mam dla was żadnego nowego rozdziału/ opowiadania....kompletnie nic. Od kilku dni czułam nie tyle przymus co raczej jakby podszepty sumienia czy czegoś w tym stylu co mi mówiło żeby napisać do tych wytrwałych, którzy czekają aż Sztyletnica raczy w końcu coś dodać. Przepraszam że was zawiodłam. Naprawdę, ale na pewne rzeczy nie mam wpływu. Na przykład na to że nie mam weny kompletnie, pomysłów tez brak a mam zaczęty jakby projekt opowiadania, w sensie historie o tym jak Nemain stała się tym czy jest i wyjaśnienie odnośnie tego czym jest....co w niej siedzi raczej. Bardzo mi przykro ale od chyba 3 tygodni albo nawet dłużej nie napisałam nic, a nawet stwierdzam z przykrością stwierdziłam że ten projekt to porażka Nie znaczy to że go rzucam.
Nie.Nie zrobię tego...przynajmniej na razie. Nie wiem czemu mam taki zastój....ale nie potrafię pisać bez chociażby pomysłu, a tego nie mam na razie. Wydaje mi się że za bardzo się stresuje i nie mogę pisać przez to. Koniec roku to dla mnie zawsze trudny okres, bez zagrożeń się nie obejdzie, poza tym klasa to banda debili i idiotek, czasami naprawdę szczerze nienawidzę tych ludzi i mam ochotę na nich nawrzeszczeć.
Mimo że już jest koniec roku ja boję się i stresuje coraz bardziej, a dzisiaj miałam wystawienie ocen. Mam nadzieję że na wakacjach dojdę do siebie i ruszę w końcu z pisaniem.
Podsumowując (ja to zawsze jak nie chce to się muszę rozpisać). Nie porzuciłam tego bloga i nie zrobię tego do puki....nie wiem co się stanie, ale pewnie jakaś tragedia. Nie skończyłam jeszcze z Nemian, mam taką nadzieję. Pokładam w was wiarę że ktoś czeka na moje kolejne opowiadanie i oby długo nie czekał.
Napisałam tego posta abyście wiedzieli że pamiętam....i może żebym ja nie zapomniała.
Do następnego posta (oby okazał się opowiadaniem)
Pozdrawiam stałych czytelników,
Sztyletnica.
sobota, 25 kwietnia 2015
Ochłap. Epilog
Jak śpiewał pewien pan: " To już jest koniec..."
Witam was drodzy czytelnicy w dniu opublikowania Epilogu "Ochłapa", mam nadzieje że lektura tego opowiadania przysporzyła wam tak wiele radości jak mi pisanie go.
Ten rozdział dedykuję mojemu kotu , który ostatnio zaginął, Brucie lub Brutusowi, nazywałam go i tak i tak, dlaczego?, to już inna historia.
Brakuje mi ciebie.
Nic nie wynagradza mi tej straty.
Kilkadziesiąt godzin po
ostatnich wydarzeniach na Ziemi, Ameryka
Północna, USA, Stan Oregon, Ziemia
Dom rzeczywiście mógł
przypominać świątynie, których zdjęcia widziała poznając kulturę tego świata.
Dom był postawiony na planie kwadratu, jego ściany były zbudowane przynajmniej z zewnątrz z
wygładzonego i poprzecinanego srebrnymi żyłkami kamienia, który kiedyś był z
pewnością biały. Teraz kolor zszarzał, a na ścianach pojawił się także mech i zeschłe
pnącza jakiś roślin, które pięły się po kolumnach, które podtrzymywały
zadaszenie nad podwójnymi drzwiami wyposażonymi w kołatkę z kształcie łba
rogatego dem
wtorek, 21 kwietnia 2015
Ochłap cz. 10
Już kilka tygodni później niemal nikt nie
pamiętał o tym że Biały oszalał, wyłączył komputer główny i tego samego dnia
przeszedł zawał. Nie można było jednak powiedzieć że wszystko wróciło do normy.
Zarząd zadziałał szybko. Wiedziała o
podsłuchu, założonym w gabinecie Białego Rycerza, wyłączyła go podobnie jak
kamerę kiedy zostali sami. Kiedy zmierzała do wyjścia po tym jak skończyła
eksterminacje spotkała niewielki oddział ludzi ubranych w białe ochronne
kombinezony, wśród nich była krótko obcięta kobieta, raczej średniej budowy
ciała. Miała chłodne spojrzenie sztuczne ramię. Przedstawiła się jako nowy
przedstawiciel Zarządu w Providence. Próbowała pozyskać jej przychylność, z
marnym skutkiem. Nemain nie lubiła jej bardziej niż Białego.
Nowa przedstawicielka Zarządu zaczęła działać szybko i zdecydowanie.
Kategorycznie zabroniła kontaktowania się z jakimikolwiek mediami czy
kimkolwiek spoza środowiska Providence. Nawet na terenie budynku zabronione
było rozmawiać o zaistniałej sytuacji. Kobieta nie usprawiedliwiała w żaden
sposób nowych rozporządzeń. Zrekrutowała ona wielu nowych żołnierzy, jak się
okazało niemal same roboty. Ludzie raczej nie wiedzieli że nie mają do
czynienia z maszynami i raczej trzymali się z daleka od nowych. Zwolniła część
starych żołnierzy, ale większość z nich odeszła z własnej woli.
Czarny Rycerz, jak zaczęto ją nazywać
rozpoczęła nową politykę EVO. Z tego co
dowiedziała się Nemain w przyszłości mutanty miałyby pomagać ludziom. Na razie
jednak postanowiono je ujarzmić aby nie powtórzyła się sytuacja z szaleńcem
który postanowi wypuścić mutanty. Miało być to rozwiązanie zarówno dla górnego
jak i dolnego Providence.
Dziewczyna nie dostała żadnej reprymendy
z powodu tego co zrobiła i tak nie przejęłaby się słowami ludzi. Robiła to na
co miała ochotę, oczywiście robiąc to z dużą dozą zdrowego rozsądku.
Czarny Rycerz trzymała się od niej z
daleka, zwłaszcza po tym jak Nemain zauważyła że ludzie byli w laboratorium
gdzie pracowała nad kilkoma projektami. Nie miała ona cierpliwości do
prowadzenia dłuższych badań nad syntetyzacją krwi. Podjęła się tego raczej z
nudy niż dlatego że jej potrzebowała. Zbudowała tam także pistolety, których
używała przy zabijaniu szkodników. Konstruktorką była lepszą niż badaczem,
jednak mimo tego Casull nie przetrzymał pierwszej próby. Zamiast wystrzelić
któryś z kolei pocisk, wybuch jej w dłoni. Nie zastanawiała się nad tym gdzie
znajdowała się usterka. Prowadziła w laboratorium kilka mniej ważnych
projektów. Niewiele zapisywała, robiła odręczne notatki. Odcięła komputery w
laboratorium od innych w Providence, podobnie zrobiła z kamerami .
Biały rozumiał chyba że laboratorium to
jej terytorium, którego nikt nie powinien naruszać. Podobnie jak pokój który
zajmowała. Była wściekła kiedy wyczuła że byli tam ludzie. Nie poszła do
Czarnej, nie skontaktowała się także że swoim łącznikiem z Zarządem. W
odpowiedzi zniszczyła dyski twarde komputerów w laboratorium i podpaliła je.
Robiła się coraz bardziej niecierpliwa. Nie mogła skontaktować się z
Ośrodkiem. Sygnału też nie dostała. Może się pomyliła? Może Rebeka się nie
nadawała? Może to była jakaś słabsza jej wersja. Jak dotąd Plan przeprowadzany
był dwa razy, bez żadnych komplikacji. Z drugiej strony. Kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
Kilka tygodni po przejęciu władzy przez
Czarnego Rycerza, Rebeka odeszła z Providence. Zrobiła to z własnej woli. Stało
się to kompletnie niespodziewanie, kobieta się z nią wcześniej tego nie
przedyskutowała. Nie powiadomiła co ma zamiar zrobić. Zostawiła jej jednak
wiadomość. „Bądź gotowa” i tyle. A nawet aż tyle. Te słowa oznaczały że Plan
wchodzi w ostatnią fazę.
Tak więc czekała. Nie próbowała szukać
Rebeki, chociaż poznała jej adres zamieszkania. Większość czasu spędzała w
pokoju. Opuszczała go tylko aby coś zjeść, albo dać sobie przetoczyć krew.
Spała niemal cały dzień, nie potrzebowała aż tyle snu, ale to pozwalało się jej
nie nudzić. Ćwiczyła też trochę, ale nie miała ku temu warunków.
Na
razie się go trzymała jednak oczekiwanie ją denerwowało, z każdym dniem coraz
bardziej. Zadzwonił alarm. Głośny i
denerwujący. Jednak ona zdążyła się już do niego przyzwyczaić, w izolatce puszczali jej
mniej przyjemne dźwięki, od których dostawała mocnych krwotoków.
Alarm oznaczał że gdzieś atakuje EVO.
Nigdy jakoś specjalnie nie interesowały jej te wypady mające na celu złapanie
mutanta. Ale tym razem miała przeczucie że powinna jednak się pofatygować i
udać się tam gdzie grasuje „niebezpieczny” mutant.
Nie zamierzała lecieć na miejsce razem
z agentami. Pewnie z tego powodu powstałoby zamieszanie. Nie miała także
zamiaru wychodzić potajemnie. W końcu została stworzona z myślą o wojnie, która
wisiała w powietrzu w czasie jej dzieciństwa. Pokój w jej świecie nigdy nie był
całkowity. Tego co działo się na granicy nie można było nazwać regularną wojną,
ale często dochodziło tam do małych starć w których ginęli ludzie i mutanty,
ale władcy państw albo mieli je gdzieś albo nudziły ich ciągłe wysyłanie posłów
i zapewnienia że sytuacja więcej się nie powtórzy.
Otworzyła laptopa. Już dawno
przeprogramowała go tam że nikt nie mógłby się do niego włamać, ani go wykryć.
Połączyła się z serwerem bazy Providence i szybko znalazła ostatnie zgłoszenie.
Zlokalizowanie z kąd dzwoniono również nie zajęło jej dużo czasu. Zamknęła
komputer po czym rzuciła nim z wielka siła o ścianę, nie było na nim niczego co
mogłoby zainteresować Providence, a po dokładniejszym zbadaniu z pewnością
wykryją jej ulepszenia sprzętu ale wolała dmuchać na zimne. Nie miała zamiaru w
najbliższym czasie tu wracać. Wzięła pistolet i kościany bicz, a także trzy
magazynki, bransoleta mogła wygenerować broń i naboje tylko określonego typu
broni.
Wyszła na korytarz kompletnie nie
ukrywając tego że jest uzbrojona i gdzieś zmierza. Jednak nikt jej nie
zatrzymywał. Dopiero kiedy znalazła się w hangarze czekał na nią komitet
pożegnalny. Pewnie ktoś zawiadomił Czarnego Rycerza że widział uzbrojoną Nemain.
Około pięć dziesiątek sztuk broni było skierowane na nią, a brama, przez którą
samoloty opuszczały lub wlatywały do budynku się zamykała. Nie traciła czasu na
zabawę z żołnierzami w bitwę tylko zmieniła się w stado drapieżnych ptaków
które nazywano krukami, na Nowej Ziemi. Były jak gołębie na Ziemi, wszechobecne
i nie zawsze mile widziane, zwłaszcza w miastach gdzie grzebały w śmieciach,
czasem wywalając ich zawartość. W naturalnym środowisku świetnie tępiły małe
gryzonie. Miały czarne pióra, często z lekko niebieskim połyskiem jeśli dobrze
się odżywiały i czerwone oczy, a także mocne haczykowate dzioby.
W jej świecie był to doskonały
kamuflaż, mogła tak obserwować ludzi czy mutanty i nie wzbudzać podejrzeń.
Leciała wysoko, zbyt wysoko jak na kruki
i gdyby ktoś bliżej się jej przyjrzał zauważyłby że nie są to zwykłe
ptaki. Jednak na takiej wysokości było raczej niewielu ludzi.
Obniżyła trochę lot, ludzie mogli ją
zobaczyć jako stado małych punktów. W odległości jakiś trzech kilometrów widziała że coś się dzieje.
Kręciło się tam wielu ludzi, w czarno białych strojach Providence i czarnych
mundurach w które ubierali się nowo zrekrutowani przez Czarnego Rycerza
żołnierze, którzy tak naprawdę w większości byli robotami.
Wylądowała na jednym z wyższych
budynków i przybrała ludzką postać. To musiał być znak że Plan wchodzi w
ostatnią fazę. Ten stwór wyglądał jak zwierze nazywane na Nowej Ziemi
królikiem. Niewiele miał on wspólnego ze swoim odpowiednikiem na Ziemi. Najbardziej rzucało się w oczy to że był
duży, ten osobnik miał około siedmiu metrów długości, był jeszcze młody. Jego
ciało przypominało królicze, tyle że bez ogona. Głowa miała podobny kształt,
ale ten osobnik posiadał podobne do ludzkich zęby. Nie były to ani kły, ani siekacze.
Szczęki miały bardzo silny zacisk, z łatwością kruszyły kości i rozrywały ciało
na strzępy. Jednak te zwierzęta niemal ich nie używały. Żyły i polowały w
pojedynkę, na roślinożerców mniejszych od siebie. Goniły ofiarę, po czym
rzucały się na nią powodując u niej rozległe obrażenia wewnętrzne i złamania, lub
chwytając ją chwytnymi rękami, które znajdowały się w miejscu gdzie królik z
Ziemi miały uszy. Ręce te były zazwyczaj złożone, wzdłuż łokcia. Jeśli chwytały
swoje ofiary dłońmi, masakrowały je a następnie rozrywały i kawałek po kawałku
konsumowały. Takie zachowanie właśnie obserwowała.
Królik jedną łapą przytrzymywała
człowieka, który uderzał w niego karabinem. Z nerwów zapomniał jak go używać
albo może skończyły mu się naboje. Głowa nieszczęśnika została zmiażdżona druga
łapą, po czym został on skonsumowany. Na placu boju pozostało już niewielu
ludzi. Nie zamierzała im pomagać, nie widziała w tym sensu. Jednak, coś
przykuło jej uwagę, a konkretniej błysk światła. Niby nic niezwykłego, promień
światła odbił się od jakiejś powierzchni a dokładniej od czegoś to stwór miał
na szyi. Nie mogła wypatrzyć co to, futro było zbyt gęste. Wstała i zeskoczyła
jakieś piętnaście metrów w dół, po czym wylądowała na chodniku, który pokryła
siatka pęknięć.
Strzeliła kilka razy do stwora aby zainteresować go swoją osobą. Kule
były zbyt małe aby zrobić większe wrażenie na potworze ale spełniły swoje
zadanie. Spojrzał na nią i nie czekając na kolejne zaproszenie wykonał długi
skok mający na celu przygniecenie jej do ziemi. Tyle że ona była już kilka
metrów dalej. Wbiła ostrze stworzonej przez bransoletę katany w łapę stwora,
który zawył i spróbował dopaść ją zranioną kończyną. Wykonała unik i wyciągnęła
broń, z pomiędzy kości gdzie się zaklinowała. Po czym poprawiła ciosem w szyję.
Musiała uskoczyć, zanim wbiła ostrze tak głęboko jak chciała. Jednak pomogło,
bestia krwawiła. Rozwinęła bat i zawinęła go na zbliżającej się do niej ręce,
po czym szarpnęła. Kości tworzące bat rozcinały mięśnie i kości jak gorący nóż
masło. Na ziemie upadł kikut, którego palce jeszcze się poruszały. Kolejny raz
królik zaryczał. Widziała wściekłość i nienawiść w jego oczach, nie tak do
końca bezrozumnych.
Stwór zaszarżował na nią. Czekała
niemal do ostatniej chwili po czym wyskoczyła, wysoko nad ziemię aby wylądować
na grzbiecie stworzenia a następnie wbić jej miecz w miejsce gdzie stykały się
kręgosłup i głowa. Przerwała nerw kręgowy. Stwór padł bez życia.
Zwinęła bat. Katana i miecz zniknęły
same. Zbliżyła się do wielkiej głowy, uklękła obok niej i zanurzyła palce i
futrze szukając sznurka czy wstążki. Przecięła materiał paznokciem i wstała.
Medalik wielkości wnętrza jej dłoni, był zalany krwią. Przetarła go wilka razy
i przeczytała słowa napisane w starym języku jeszcze sprzed trzeciej wojny
światowej.
„Czekaj na rozkazy”
Nic innego nie robiła od kiedy
przypomniała sobie jak i po co się tu znalazła. Zerwała sznurek i wsunęła
medalion do kieszeni. Po czym odeszła, po kilku krokach zmieniła się w psa. W
zanadrzu miała tylko rasy swojego świata. Jednak ktoś mógłby uznać ją za
kundla. Chciała w miarę niezauważona oddalić się od miejsca gdzie zostawiła
stygnące truchło królika.
Kręciła się po mieście bez celu. Nie
miała ochoty wracać do Providence.
Kilka miesięcy wcześniej według czasu
liczonego za Ziemi, główna siedziba Ośrodka, Skrzydło szpitalne/ Gabinet
Dyrektora
Pierwsze co poczuła to spokój. Nie
wiedziała czy tak powinna to nazwać. Jej głowa była kompletnie pozbawiona
myśli. Widziała ciemność, ale to było w pewien sposób kojące. Wydawało się jej
że jej ciało jest gdzieś daleko, gdyby chciała mogłaby z pewnością do niego
dostać, ale to wiązałoby się z przerwaniem tego stanu, a tego nie chciała.
Czuła się tak jakby unosiła się w próżni. Było tak przyjemnie. Tak dobrze.
Coś poczuła. Jakby coś ciągnęło ją ku
chaosowi, ku prawdziwemu światu. Próbowała się opierać, ale nie wiedziała jak,
lub to co ją przyciągało było zbyt silne by z tym walczyła. Wszystko wracało
powoli. Najpierw zaczęła słyszeć głosy, mówiły w nieznanym jej języku, ale z
jakiegoś powodu rozumiała go. Mówiły o niej, z tego co wywnioskowała. Jeden z
nich był znajomy, Nie wyrażał nic poza arogancją i nutą wrogości. Nie mogła
sobie przypomnieć do kogo on należał. Widziała urywki zdarzeń ze swojego życia,
które były kompletnie nie powiązane ze sobą. Dzień rozdawania świadectw,
pierwszy dzień w Providence, to kiedy idąc na uczelnię zaczytana w notatki
oblała kogoś kawą, sympozjum naukowe którego tematu nie mogła sobie
przypomnieć, jakaś rozmowa z jej matką.
- Rebeko? – nadal nie mogła sobie
przypomnieć do kogo należał ten głos, był on damski, nic więcej nie mogła
stwierdzić – Wiem że słuchasz.
Zapamiętaj to: Jam jest ptak Hermesa, własne skrzydła pożerając oswojon
zostałem. Pamiętaj, pod żadnych pozorem ani za wszelką cenę nie możesz
zapomnieć tych słów, to kotwica dzięki
której zachowasz zdrowe zmysły. Nie zawiedź mnie. – zapadła cisza. Nie słyszała
nic więcej, przez bardzo długi czas.
Czuła swoje ciało, jednak nie mogła nim
ruszyć. Oczy miała zamknięte, jednak za powiekami widziała powidoki, pewnie w
pomieszczeniu było ostre oświetlenie. Nie bała się. Coś podpowiadało jej że jest bezpieczna.
Po jakimś czasie zaczęła czuć miękka
pościel, która była przykryta. Nie miała kompletnie pojęcia jak długo czasu tam
leży. Nie odczuwała potrzeb fizjologicznych, nikt do niej nie przychodził, nic
jej nie bolało, nie czuła się głodna ani spragniona, nic nie słyszała. Nie
wiedziała kiedy zasypiała a kiedy się budziła. Zapominała o czym myślała,
niemal natychmiast. Jednak była w dziwny sposób spokojna. Czekała, sama nie
wiedziała na co, ale czekała.
Musiała spać, kiedy czas oczekiwania się
skończył. Wcześniej wyczuła niż zobaczyła że nie jest sama w pokoju. Zaczęła
czuć także ból w zesztywniałych kończynach, mogła się ruszać.
Kobieta siedziała w fotelu przeznaczonym
dla odwiedzających, który odsunęła w kąt pokoju. To na niej najpierw skupiła
swoją uwagę Rebeka. Była szatynką, włosy miała związane. Spojrzenie chłodne i
surowe. To samo odbijało się na jej twarzy, na której widniała także zaciętość.
Wstała – Przebierz się – powiedziała
tylko po czym wyszła.
Pani doktor nawet przez myśl nie przeszło
aby sprzeciwić się rozkazowi, lub spróbować ją zatrzymać i zapytać gdzie się
znajduję. Bo nie znała tej kobiety, a sprzęt jaki ją otaczał, był dla niej
kompletną zagadką.
Spuściła nogi za krawędź łóżka, po czym
spuściła je na posadzkę, a one ugięły się pod nią, zdążyła złapać się stojaka z
czymś co musiało być kroplówką. Znów usiadła i poczekała aż nogi przestaną ją
mrowić. Wtedy znów spróbowała z lepszym skutkiem. Nieużywane od jakiegoś czasu
mięśnie protestowały, ale szybko się rozgrzały. Strój który pozostawiła
kobieta, był dopasowanymi ciemnymi spodniami i czarnym golfem. Dostała także
buty na płaskim obcasie z wysoką cholewką zapinane z boku. Wszystko leżało na
niej idealnie.
Do ubrań dołączone było lusterko,
grzebień i gumka do włosów. Szybko poradziła sobie z zrobieniem kucyka.
Wcześniej układała włosy w kok, ale jej palce jakby bez udziału mózgu
wykonywały kolejne czynności, których efektem była obecna fryzura.
Wyszła z pokoju i zaczęła kierować się
do celu którego nie znała. Mogła odtworzyć całą sieć korytarzy tego budynku.
Jednak nie wiedziała gdzie idzie. Podświadomie kierowała się w odpowiednie
korytarze. A co dziwniejsze, nie dziwiło jej to.
W przeciwieństwie do białych korytarzy,
jakie charakteryzowały Providence, tu były one ciemnoszare. Przejechała
paznokciami po ścianie, nie wiedząc po co to robi. Była wykonana z metalu i
emitowała ciepło. Idąc zauważyła kilka zakratowanych małych otworów
wentylacyjnych i setki oznakowanych dziwacznymi symbolami drzwi. Przypominały
jej one chińskie znaki, wiele z nich się powtarzało. Nie powinna ich znać ale
wiedziała co oznaczają. Były to poziomy dostępu. Nie potrafiłaby ich nazwać,
ani przetłumaczyć je w jakiś sposób na
angielski .
Mijała ludzi. Oni nie zwracali na nią
większej uwagi, ona podobnie. Niektórzy z nich byli ubrani w białe fartuchy,
inni mieli na sobie swobodne ubrania, jeszcze inni czarne mundury z okiem w
piramidzie, symbolem opatrzności, na lewym ramieniu. Zauważyła że podobne
symbole nosili pozostali tyle że w formie małych broszek, zawieszek do
łańcuszków lub bransoletek.
Była już blisko celu, który znajdował się
na końcu korytarza. Teraz uświadomiła sobie że nie ma żadnej przepustki lub
czegokolwiek by mogła otworzyć te drzwi. Nie miała także poziomu dostępu. Nikt
nie pilnował drzwi, nie było żadnej sekretarki. Zaklęła w myślach, jednak szła
dalej.
Stanęła w odległości kilku kroków od
drzwi. Po ich lewej stronie znajdowały
się dwa panele. Jeden na wysokości barku, drugi trochę wyżej na wysokości oczu
osoby przeciętnego wzrostu.
Nie musiała się jednak tym przejmować,
drzwi otworzyły się a z pokoju wyszedł jakiś mężczyzna w garniturze, nie
czekając na zaproszenie lub kolejna okazję Rebeka wślizgnęła się do
pomieszczenia. Kiedy usłyszała trzask magnetycznego zamka uświadomiła sobie to
że znajduje się w zupełnie obcym miejscu i dała się zamknąć w pomieszczeniu z
obcym mężczyzną, który kierował się w jej stronę z uśmiechem, który nie
obejmował lodowato niebieskich oczu.
- Spokojnie – powiedział – Usiądźmy,
porozmawiajmy.
Kobieta rozluźniła napięte mięśnie, nawet
nie wiedziała że to zrobiła. Na powrót stała się spokojna. Jednak nie
spuszczała z wzroku z faceta. Był on ubrany w ciemny strój, na który składały
się wojskowe mocne buty, spodnie, długi płaszcza niemal sięgający kostek i
koszulka.
- Zapraszam – powiedział wskazując jej aby
poszła przodem. Zrobiła to niechętnie wolała nie mieć go za plecami. Zajęła
krzesło przed biurkiem. On zasiadł za nim. Zaskrzypiało skórzane krzesło i
płaszcz.
Niebieskie oczy odnalazły jej, nie
spuściła wzroku. Uśmiech schodził powoli z twarzy faceta. Zastąpił go surowy
wyraz twarzy. Przestał patrzeć na nią, przeniósł wzrok na coś, lub raczej kogoś
kto znajdował się za nią.
- Miałaś jej pilnować.
- Mam wiele ciekawszych zadań. Poza tym nie
jest dzieckiem a ja jej niańką.
Mężczyzna uśmiechnął się, ten był inny niż ten którym obdarzył Rebekę,
uniósł mu się tylko jeden kącik ust, był to zimny i cyniczny uśmiech.
- Wy i ona jesteście do siebie podobne.
Kontrolujemy was a jednocześnie robicie co chcecie, przynajmniej do pewnego
momentu.
Kobieta zmieniła temat rozmowy i włączyła
do niej Rebekę zadając jej pytanie:
- Czy wiesz gdzie się znajdujesz? –
przeszła ona obok biurka i stanęła w lekkim rozkroku rękami opuszczonymi wzdłuż tułowia, kawałek
na lewo od fotela mężczyzny, tak aby móc patrzeć na Holiday.
- Nie jestem pewna, ale
czy nie jest to Nowa Ziemia?
- A konkretniej Ośrodek. Wiesz czym się ona
zajmuje?
- Wiem że na to związek z
mutantami. Badacie je i szkolicie na żołnierzy i zabójców. Przeprowadzacie na
nich eksperymenty.
- Widzę że meta morf piąty
pokazał nasza organizację z nieciekawej strony. To co robimy może wydawać się
złe jednak my tylko poszukujemy odpowiedzi na pytanie dlaczego jedni ludzie
mają takie zdolności a inni nie. Chronimy także odmieńców przed ludźmi którzy
się ich boją i mogą chcieć wyrządzić im krzywdę, uczymy mutanty panowania nad
ich zdolnościami i dajemy im schronienie. Jednak na to wszystko potrzebujemy
funduszy, a sponsorzy nie mogą nam ich w pełni zapewnić. Nie jesteśmy także
organizacją rządową. Rozumiesz to?
- Tak.
- Opowiedz o ostatnich
wydarzeniach jakie pamiętasz.
- Miałam oczyścić Nemain
z nanitów. Włączyłam maszynę. Kiedy proces się skończył coś jej wstrzyknęłam.
Co było potem nie pamiętam.
- Wiesz jak się tu
dostałaś? – tym razem pytanie zadała kobieta, cały czas świdrowała Rebekę
wzrokiem i może się jej to tylko wydawało ale w jej spojrzeniu widziała
zazdrość.
- Nie.
- Nie będę ci wyjaśniać
procesu przenoszenia ludzi czy przedmiotów między światami bo sama tego nie
rozumiem, ale zostałaś poddana kwarantannie i oczyszczona z tej dziwnej
choroby, którą nazwałaś nanitami. Wszczepiono ci także… - wypowiedz została
przerwana przez mężczyznę
- Wystarczy.
Jednak nie powstrzymało to
kobiety od dalszej wypowiedzi.
- … czip dzięki któremu
informacje które powinnaś znać będą wszczepiane do twojej pamięci, a także…
- Wyjdź – głos był zimny i
władczy.
- …będziesz słuchała jego
rozkazów – dokończyła zdanie i ruszyła do wyjścia, zatrzymała się aby wysłuchać
dalszych instrukcji.
- Czekaj na dalsze rozkazy
w swojej kwaterze.
- Tak jest, dyrektorze –
powiedziała, w jej tonie czuć było kpinę ani krztyny poważania czy szacunku do
człowieka wyższego rangą.
Teraz stało się dla niej bardziej jasne to
dlaczego potrafiła sama dojść do tego pokoju i skąd wiedziała o oznaczeniach na
drzwiach, znała obcy język w mowie i piśmie a także to że nic ją nie dziwiło.
Nie chciała zadawać pytań, których wcześniej miałaby mnóstwo i co
najważniejsze, chciała służyć Ośrodkowi.
Kilka dni po opuszczeniu
przez Nemain Providence, Maine, Okolice Portland, Ameryka Północna, Ziemia
Mogła się domyślić tego że Zarząd nie odpuści jej tak łatwo. Nie
miała ona pojęcia w jaki sposób chcieli ją skłonić lub po prostu wydrzeć z niej
prawdą o tym dlaczego nie ginie od obrażeń. Oni mogli pomyśleć że jest
nieśmiertelna, kiedy tak naprawdę żadne stworzenie nie może być nieśmiertelne a
co najwyżej długowieczne. I taka właśnie
ona była długowieczna, jej proces starzenia się był mocno spowolniony. Ale
istniał sposób na zabicie jej, Ośrodek go miał. Był to jeden z najpilniej
strzeżonych sekretów tej organizacji. Przez pewien czas chciała odkryć ten
sekret, jednak nie udało się jej. Dostała rozkaz aby nie szukać i słuchała go,
chociaż nie musiała. Osoba która go wydała już nie żyła, więc nie miał on już
znaczenia.
Początkowo nie dbała o to aby zacierać
za sobą ślady. Kilka razy natknęła się na małe oddziały, w takich sytuacjach
zmieniała się w pospolite zwierze i przechodziła pod samymi ich nosami. Łatwo
było ją wyśledzić w mieście. Karmiła się na ludziach, pozostawiała za sobą na
wpół pożarte ludzkie szczątki. Potrafiła nie jeść przez wiele dni, ale jeśli
miała okazję, wolała się pożywiać.
Po jakimś czasie
postanowiła skryć się, nie bała się Providence, po prostu chciała mieć trochę
świętego spokoju. Dostała kolejne rozkazy, w których zakazano jej zabijania
ludzi, robiło się wokół tego zbyt wiele szumu. Gazety i telewizja trąbiły o
kolejnych ludzkich szczątkach znajdowanych w ciemnych zaułkach. Policja dwoiła
się i troiła aby jak najszybciej odnaleźć sprawcę i go osądzić.
Postanowiła wycofać się
na tereny o mniejszej gęstości zaludnienia, znacznie mniejszej. Do jakiegoś
miejsca oddalonego od ludzkich siedzib, gdzie będzie mogła spokojnie przeczekać
do końca Planu.
Dlatego właśnie siedziała
w jednym z pokojów jakiegoś taniego obskurnego hoteliku, który należał do
wstrętnej starej baby z rakiem płuc,
która albo nie wiedziała że go ma albo nie obchodziło jej to ponieważ nadal
zatruwała swój organizm tytoniem. Dziewczyna zapłaciła z góry za tydzień, pieniędzmi
jakie zgromadziła z portfeli swoich ofiar. Niemal nie wychodziła z pokoju, w
zasadzie zrobiła to tylko raz w ciągu trzech dni. Przeglądała Internet, mapy i
książki jakie udało się jej zdobyć już wcześniej w poszukiwaniu odpowiedniego
miejsca do którego mogłaby się udać.
Wpadła na pewien artykuł całkiem przypadkiem, instynkt podpowiedział jej
że to może być coś ważnego. Kliknęła odpowiedni link.
Szybko przeczytała
artykuł. Mimo że był on dosyć długi. Ta historia nawet ją rozbawiła. Grupa
ludzi z kimś bogatym na czele postanowiła czcić jakieś bóstwo, w domu tegoż
człowieka. Cały dom miał być świątynią
tegoż boga. Z tego co pisali był on usytuowany głęboko w lesie, w odległości
około 20 kilometrów od najbliższego miasta, a i tak była to niewielka
miejscowość. Wyznawcy w najlepsze czcili swojego boga, który domagał się od
nich krwawych ofiar. Policja w końcu doszła do tego kim są mordercy, a ci w
akcie desperacji złożyli siebie samych w ofierze swojemu bożkowi. Nemain sama
doszła do wniosku że wyznawcy zrobili to mając nadzieję że istota pozwoli im
wejść do pojmowanej przez nich wersji raju.
W nowym świecie wielu ludzi w coś wierzyło,
w jakiegoś boga, wyższą istotę, niewidoczny byt przebywający w innym wymiarze,
czy coś innego. Żadna z religii nie była dominująca. Po trzeciej wojnie
światowej ci którzy przeżyli potrzebowali oparcia duchowego, dlatego też
wytworzyło się wtedy wiele religii i kultów, które przetrwały do czasów
współczesnych na Nowej Ziemi.
Nemain sama nie wiedziała
czy w coś wierzy czy nie. Przemierzyła kilkanaście światów, widziała istoty
piękne i przerażające, często dysponujące wielką siłą ale jednocześnie nie
wykorzystujące jej, takie istoty pomogły jej odnaleźć równowagę duchową,
nauczyły jej jak nie ulegać zwierzęcym pierwotnym żądzom i pozostać przy
zdrowych zmysłach. To one mogły być
uważane przez ludzi za bogów, nie było niczym dziwnym to że czasem Ośrodek
odnajdywał szczątki istot czy sprzętu nie z ich świata. Czasem nawet spotykali
oni żywych podróżników między wymiarowych. Dla niektórych ras takie podróże
były traktowane jak urlop, lub wycieczka krajoznawcza. Bardzo możliwe było to
że prymitywni ludzie spotykali istoty o niezwykłej wiedzy i umiejętnościach i
uznawali ich za bogów.
Tak jak ludzie potrzebują
bogów, ona potrzebowała Mistrzyni, aby mieć w kimś duchowe oparcie kiedy sama
nie będzie mogła kontrolować siebie.
Z artykułu dowiedziała
się także tego że dom jest opuszczony od 15 lat i był często odwiedzany przez
poszukiwaczy duchów lub mocnych wrażeń w dziwnych miejscach.
Kilka tygodni po
ostatnich opisanych wydarzeniach na Nowej Ziemi, liczone według czasu Nowej
Ziemi, Główna siedziba Ośrodka
Na razie miała niewiele
rzeczy do roboty. Nie wysyłano jej na żadne wypady, ponieważ nie potrafiła
jeszcze na tyle dobrze walczyć, aby nie musieli się obawiać że zostanie zabita.
Do jej umysłu ciągle wszczepiane były nowe informacje. Musiała przyznać że było
to bardzo przydatne, mogła posiąść wiedze którą musiałaby poznawać tygodniami w
kilkadziesiąt minut. Przesyłano jej wszystkie informacje o Nowej Ziemi jakie
mogłyby się jej przydać w przyszłości, jak pilotować samoloty, jakie ma
uprawnienia wśród cywili i służb wojskowych i porządkowych, kto rządzi krajami,
ich historia, a także wiedza o posługiwaniu się różnoraką bronią i walka wręcz.
Jeśli o te ostatnie chodziło musiała ona także ćwiczyć, aby wyrobić w sobie
odruchy i sprawdzić czy potrafi zastosować zdobytą teorię w praktyce.
Mistrzyni nie oszczędzała
jej na treningach, ćwiczyły i walczyły
wieloma rodzajami broni, od białej do palnej. Często po tych spotkaniach Rebeka udawała się do skrzydła szpitalnego,
tam mogła się wyleczyć z wszelkich stłuczeń, ran, śniaków a czasem nawet złamań
lub poważniejszych urazów w bardzo krótkim czasie. Kiedyś z pewnością ta
technologia zainteresowałaby ją, próbowałaby ona zrozumieć jej działanie, ale
teraz była już inna, nie sama siebie poprawiła, teraz inaczej patrzyła na
świat.
Jednak istniały pewne
sprawy o których mogły wiedzieć tylko jednostki, Były także informacje o
których lepiej było dowiadywać się z ust kogoś innego.
- Wiesz czym jest Plan? –
zapytał Dyrektor, powiedział on ostatnie słowo w sposób jaki wskazywał że pod
tym pozornie prostym do rozpoznania słowie, kryje się coś więcej.
- Nie. – odpowiedziała zgodnie z prawdą,
kilkakrotnie słyszała te słowo, specjalnie zarezerwowanym na tego typu wyrazy
tonem, ale tak naprawdę nie wiedziała co to jest.
- Plan jest pewnym
projektem, w którym bierzesz udział. Nie jest to projekt do końca tajny, wie o
nim każdy z uprawnieniami powyżej poziomu beta. Jednak szczegóły zna tylko
niewielka liczba osób i odpowiednio przeszkolonych żołnierzy. Plan ma na celu
utrzymanie w ryzach Metamorfa 5, nie jest to łatwe, mimo tego iż ona sama zgodziła
się na nałożenie ograniczeń. Przejrzyj
te dokumenty, wydam odpowiednie rozkazy Mistrzyni, a ona zacznie cię uczyć jak
należy kontrolować Metamorfa 5.
No i jak?
Ktoś się wypowie?
Przyznam się wam że w pewnym momencie zaczęłam pisać na odwal się, długo to nie potrwało ale jednak. Tylko nie wiem czy ten kawałek zawiera te kilka akapitów.
Pozdrawiam,
Sztyletnica.
czwartek, 9 kwietnia 2015
...
Witam, was drodzy czytelnicy.
Niestety nie ma jeszcze dla was Epilogu, jest w trakcie pisania.
Pisze tego posta bo...nie wiem, mam kaprys, zawsze to jakieś wyjaśnienie. Bardziej logiczne może będzie to że pisze tego posta żebyście o tym blogu nie zapomnieli. Ja ( kiedy jeszcze czytałam kilkanaście blogów) zapominałam o tych na których od dłuższego czasu nie było posta i przestawałam je czytać. Nie wiem czy u was też tak jest.
Tak więc, ciągle pracuje nad epilogiem. Nieskromnie muszę stwierdzić że mam całkiem niezłe tempo pracy, jednak jeszcze trochę do napisania mi zostało i jest coraz ciężej. Nie lubię kończyć opowiadań, bo nie wiem potem co ze sobą zrobić. Pewnie ostro się wezmę za czytanie książek, do puki mnie nagle nie oświeci jakimś cudownym pomysłem na opowiadanie.
Lojalnie was ostrzegę że ten rozdział będzie najdłuższym postem jaki do tej pory opublikowałam. Mogłabym go spokojnie podzielić na dwie części, aby zachować proporcje w stosunku do poprzednich rozdziałów, ale niestety...kiedy czuje że powinnam skończyć dany rozdział to go kończę. Podczas pisania epilogu nie poczułam tego więc przygotujcie się na dłuższą lekturę.
Nie potrafię ocenić ile jeszcze będę pisać ten rozdział.Tak więc mam nadzieje że chociaż parę osób czeka na zamknięcie tej historii, i niech wiedzą że się go doczekają. Chyba że mnie szefowie wezwą do siebie, wtedy będzie klops, nie lubię jak ktoś zostawia opowiadania bez zakończenia. Chociaż najgłupszego i najbardziej zwariowanego...
Kończę już, godzina jeszcze nie tak późna ale czas na mnie.
Trzymajcie za mnie kciuki.
Pozdrawiam czytelników tego nieszczęsnego bloga,
Sztyletnica
Niestety nie ma jeszcze dla was Epilogu, jest w trakcie pisania.
Pisze tego posta bo...nie wiem, mam kaprys, zawsze to jakieś wyjaśnienie. Bardziej logiczne może będzie to że pisze tego posta żebyście o tym blogu nie zapomnieli. Ja ( kiedy jeszcze czytałam kilkanaście blogów) zapominałam o tych na których od dłuższego czasu nie było posta i przestawałam je czytać. Nie wiem czy u was też tak jest.
Tak więc, ciągle pracuje nad epilogiem. Nieskromnie muszę stwierdzić że mam całkiem niezłe tempo pracy, jednak jeszcze trochę do napisania mi zostało i jest coraz ciężej. Nie lubię kończyć opowiadań, bo nie wiem potem co ze sobą zrobić. Pewnie ostro się wezmę za czytanie książek, do puki mnie nagle nie oświeci jakimś cudownym pomysłem na opowiadanie.
Lojalnie was ostrzegę że ten rozdział będzie najdłuższym postem jaki do tej pory opublikowałam. Mogłabym go spokojnie podzielić na dwie części, aby zachować proporcje w stosunku do poprzednich rozdziałów, ale niestety...kiedy czuje że powinnam skończyć dany rozdział to go kończę. Podczas pisania epilogu nie poczułam tego więc przygotujcie się na dłuższą lekturę.
Nie potrafię ocenić ile jeszcze będę pisać ten rozdział.Tak więc mam nadzieje że chociaż parę osób czeka na zamknięcie tej historii, i niech wiedzą że się go doczekają. Chyba że mnie szefowie wezwą do siebie, wtedy będzie klops, nie lubię jak ktoś zostawia opowiadania bez zakończenia. Chociaż najgłupszego i najbardziej zwariowanego...
Kończę już, godzina jeszcze nie tak późna ale czas na mnie.
Trzymajcie za mnie kciuki.
Pozdrawiam czytelników tego nieszczęsnego bloga,
Sztyletnica
środa, 11 marca 2015
Ochłap cz.9
Nowy rozdział. ( Niedorobiony z resztą)
Kto się cieszy?
Kto się cieszy?
Kiedy Nemian weszła do pomieszczenia
znajdowało się w nim już kilka osób. A dokładniej Biały Rycerz, Agent Sześć,
Rex – dziwny nastolatek z którym rozmawiała kilka razy, zawsze nie trwało to
długo, irytowało ją przebywanie z większością ludzi, istniały wyjątki ale on
się do nich nie zaliczał. W gabinecie Białego przebywał także Kapitan Callan,
odpowiedzialny za zwykłych żołnierzy Providence i doktor Rebeka Holiday.
Pozorny szef Providence objaśniał
zaistniałą sytuację, kiedy dziewczyna weszła. Wszyscy spojrzeli na nowo
przybyłą, która nic sobie z tego nie robiąc oparła się o ścianę obok drzwi i
założyła ręce na piersi. Nie pytała o to po co ją tam sprowadzono, ponieważ
doskonale wiedziała o tym co się stało.
Ktoś wyłączył komputer główny, który
znajdował się w pomieszczeniu do którego miał dostęp niemal każdy, ale też
zawsze przebywało tam kilku agentów. A uprawnienia do wyłączenia urządzenia
miało niewiele osób. Winny nie został złapany. Technicy szukali urządzenia
które jakiś agent mógł podłączyć do komputera i wyłączyć je z pewnej
odległości.
Głównym problemem Białego Rycerza nie było
teraz złapanie sprawcy, ale sprawdzenie co uciekło i jak najszybsze złapanie
uciekinierów, zanim zdążą się wydostać z budynku lub zaczną zabijać ludzi
wewnątrz.
Jakiś kwadrans wcześniej,
Pracownia/Laboratorium Nemain, Providence, Ziemia
Niespecjalnie przejmowała się wyłączeniem
prądu w pomieszczeniu. Doskonale widziała w ciemności, pracowała wiec dalej. Po
włączeniu znów komputera głównego, szybko został nadany komunikat o tym aby
wszyscy pracownicy Providence, przebywający w budynku i nie będący agentami,
pozostali w pomieszczeniach gdzie aktualnie się znajdują . Natomiast ci którzy
są na korytarzach mieli natychmiast udać się do najbliższych pomieszczeń i tam
zostać do odwołania rozkazu. Agenci
mieli stawić się w hangarze gdzie dostaną dalsze instrukcje. Komunikat został
powtórzony dwa razy.
Zanim wybrzmiały ostatnie powtórzone
słowa do laboratorium wpadł agent.
Powiadomił ją że ma natychmiast stawić się w gabinecie Białego Rycerza.
Kiedy nie zareagowała, zirytowanym głosem zaczął powtarzać swoje wcześniejsze
słowa. Znowu nie doczekał się reakcji dziewczyny, która pochylała się nad
mikroskopem. Dziewczyna nie miała więcej
cierpliwości do niego, kiedy otworzył usta by znów coś powiedzieć jego język
znalazł się w palcach dziewczyny, która pojawiła się przed nim w ułamku
sekundy. Trzymała go mocno, wbijając w niego pazury, które zastąpiły jej
paznokcie. Zamiast słów z jego ust wydobył się tylko jęk, kilka kropel krwi
skapnęło na podłogę, w ustach czuł też jej metaliczno- słony posmak. Spojrzenie
rozżarzonych niczym dwa węgle oczu nie pozwalało mu odwrócić wzroku, ruszyć
ciałem a nawet myśleć.
- Słyszałam za pierwszym razem. Pójdę jak
będę miała na to ochotę, jasne?
Pokiwał głową i coś wyjęczał, lecz słowo
było kompletnie niezrozumiałe, chociaż można było się domyślić że miało to być
„tak”.
Puściła go i wróciła do przerwanego
zajęcia. Te badania naprawdę ją irytowały. Skończyła patrzeć na próbkę, jej
syntetyczna krew była najwyraźniej toksyczna i to bardzo. Zabezpieczyła próbkę
i nieśpiesznie skierowała się do gabinetu Białego Rycerza.
Około 15 minut później, gabinet Białego
Rycerza, Providence, Ziemia
- … kilka E.V.O w Zoo Pupilków wpadło w
panikę kiedy zgasły światła, trzeba je uspokoić zanim wyrządzą szkody. Kilka
E.V.O uciekło także z klatek, najprawdopodobniej pałętają się po korytarzach.
Kapitanie Callen proszę zorganizować żołnierzy i zając się tym. Używajcie
strzałek usypiających. Każdy E.V.O ma wszczepiony nadajnik, doktor Holiday
będzie was informować o tym gdzie znajdują się mutanty. Proszę wysłać oddział żołnierzy do Dziupli.
Zoo Pupilków było to gigantyczne
pomieszczenie wewnątrz bazy Providence gdzie stworzono dla E.V.O sztuczne
środowisko do życia, lecz do złudzenia przypominające dżunglę. Rebeka
powiedziała Nemain że obserwują tam zachowanie E.V.O w środowisku naturalnym.
Dziewczyna czasem tam przebywała, część mutantów się jej bała reszta nie
zwracała na nią uwagi. Lubiła tam przebywać, wiedziała że nie jest to prawdziwy
las, ale dla jej zwierzęcej części to wystarczało. Prawie. Już od dłuższego
czasu miała ochotę zapolować. Bez żadnej ludzkiej broni. Chciała zmienić się w
bestię, tropić, ścigać, zabić i pożreć swoją ofiarę. Rozkoszować się wgryzaniem
zębów w jej ciało, odrywaniem kawałów mięsa i chłeptaniem ciepłej krwi.
Dziuplą z kolei było miejsce gdzie
przetrzymywano najgroźniejsze okazy E.V.O, oczywiście oprócz tych
przetrzymywanych na poziomach od -1 do -3. Ludzie pracujący tam twierdzili że
ich okazy są niebezpieczniejsze niż te na górze. Nie miało to dla niej
większego znaczenia. Mało obchodziło ją co myśleli ludzie.
Najpierw Kapitan Callen, potem Rebeka,
wyszli. Ta druga posłała jej zmartwione spojrzenie, zanim opuściła
pomieszczenie.
- Wy pójdziecie do Dziupli. Coś z tam tond
uciekło. Raport nie został skończony. Pójdziecie tam i to sprawdzicie. Daje wam
wolną rękę. Unieszkodliwcie to lub zabijcie.
– to był koniec rozkazu, chłopak i Szósty wyszli. Ten pierwszy spojrzał na nią ciekawy, po co
przyszła.
Stała nadal pod ścianą kiedy Biały zwalił
się ciężko na krzesło z westchnieniem. Te ostrzegawczo zaskrzypiało pod
ciężarem faceta, zakutego w nowoczesną zbroję. Nie nadawał się już do kierowania
Providence. Powodem tego nie był wiek,
ale opór jaki stawiał Zarządowi. Stał się niepożądanym elementem, którego
należało się pozbyć.
- Nie cieszysz się? – spytała w
odpowiedzi z kompletnie sztucznym zdziwieniem w głosie – Tego przecież
chciałeś. Przerwać badania które mają uczynić członków Zarządu wszechpotężnymi
– w ostatnie słowo włożyła wyjątkowo dużą ilość sarkazmu.
- Ty. Ty to zrobiłaś – słowa były
przerywane łapaniem kolejnych haustów powietrza przez mężczyznę. Przechodził
rozległy zawał serca.
- Nie – odpowiedziała – Ty otworzyłeś
klatki na poziomie – 3, a następnie wyłączyłeś główny komputer. Oczywiście
wcześniej zająłeś się kamerami. Stałeś się szalony, ale nie byłeś głupi, tak
przynajmniej ci się wydawało. Wiele osób będzie się zastanawiało jak mogło
dojść do wyłączenia komputera głównego – mówiła dalej z sztucznym przejęciem – W
końcu dojdą do jakiś wniosków. Ale to nieważne. Twoim prawdziwym celem było
przecież przeszkodzenie w badaniach na
dole, prawda?
Oczywiście nie odpowiedział. Nadal
trudził się oddychaniem, skupiając na tej czynności zdecydowaną większość
swojej uwagi.
- To zatrzyma ich tylko na jakiś czas,
ale ty i tak to zrobiłeś. Wypuściłeś bestie. Masz teraz na sumieniu życie wielu
ludzi z poziomów -1 -2 i -3… Słyszę ich wiesz? Słyszę jak Wrzeszczą i skomlą.
Słyszę też bestie, ucztują. Ale kiedy zaspokoją już głód, będą chciały się
wydostać. Tego nie przewidziałeś, prawda Biały Rycerzu? Są inteligentne, znajdą
drzwi i w końcu je wyważą, albo znajdą kanały wentylacyjne. Będę musiała je
przed tym powstrzymać, ale mam jeszcze czas. Słyszę jak jedzą.
- Ohh, to bardzo interesujące pytanie –
Nie musiał mówić, aby dziewczyna je usłyszała – Wytrzymaj jeszcze chwilkę a
poznasz na nie odpowiedz. Pytasz dlaczego. Dlaczego kazałam ci to zrobić? Czy
może dlaczego chce zaszkodzić Zarządowi? Zresztą, nieważne mogę odpowiedzieć na
oba te pytania, bestie jeszcze nie rozprawiły się z naukowcami… Chciałeś
zaszkodzić Zarządowi i przerwać badania. Nie miałam nic przeciwko temu, do póki
Zarząd nie próbowałby prosić mnie o pomoc lub prowadzić badań na mnie. Jednak
ci się to nie podobało. Chciałeś powiadomić wasz rząd o dodatkowych piętrach
Providence i tym co się tam działo. Zaczęły by się dochodzenia, śledztwa, inwigilacje,
pytania. Ktoś mógłby odkryć prawdę o moim pochodzeniu. Byłoby to dla mnie oczywiście niewygodne. Musiałabym się bardzo
natrudzić aby dogadać się z najwyższymi władzami. Mogłam zmusić cię do
zrezygnowania z tego planu. - stwierdziła – Chciałam się trochę pobawić .
Nieustannie muszą trzymać w ryzach naturę drapieżnika , czasem musze dać jej
upust, a te wasze „bestie” mogą się nadać.
Miło jest także utrzeć nosa
Zarządowi, nie wiedzą jeszcze z jak
niebezpieczną istotą maja do czynienia, jednak mam nadzieje że będą traktować
mnie z większym szacunkiem.
Mówiła jeszcze jakiś czas. Mówiła i aby
mieć słuchacza podtrzymywała go przy życiu. Sama nie wiedziała po co to robi.
Opowiadała mu o Ośrodku, o swoim stosunku do ludzi i o samych ludziach. Mówiła
też o sobie i dziwnym przywiązaniu jakim darzyła Mistrzynię a od niedawna także
Rebekę.
Wiedziała że nie powinna tego robić.
Mistrzyni z pewnością nawrzeszczałaby na nią i zadała karę. Miała być bronią,
doskonałym drapieżnikiem i żołnierzem. Wyprutym z wszelkich uczuć potworem.
Bestią siejącą strach i zniszczenie tam gdzie jej wskazano. Nie mogła pozwolić
sobie na sentymenty. Zakończyła życie Białego Rycerza i wyszła. Nie czuła
wyrzutów sumienia, jeszcze tylko tego by jej brakowało.
Kierując się do jedynej windy, którą
można było dostać się na najniższe, ukryte poziomy Providence, wstąpiła do
swojego pokoju. Zabrała z tamtąd przerobione przez siebie pistolety. Dwie
ślicznotki zdolne rozwalić ludzką czaszkę na kawałki. Bardzo podobną broń
posiadała w Nowej Ziemi. Tak naprawdę to
odebrała tamte pistolety ludziom którzy nieroztropnie stanęli jej na drodze.
Były to przestarzałe modele, więc dokonała „poprawek” po których stały się one
bronią niosącą śmierć i zniszczenie. Bardziej nadawały się do zabijania
wielkich zwierząt, ale równie dobrze można było nimi rozrywać na kawałki ludzi,
bądź mutanty jeśli było trzeba.
Próbowała jak najdoskonalej odwzorować
przerobionego Jackala i Casulla z jej świata, jednak nie mogła znaleźć metalu
który wytrzymałby potężny odrzut, jaki chciała uzyskać. Musiała go więc
zmniejszyć. Naboje 13 milimetrów w zupełności jej wystarczały, chociaż materiał
jakiego musiała użyć do ich skonstruowania osłabiał ich moc. Na razie musiało
jej to wystarczyć. Z pewnością znajdzie jakieś rozwiązanie w przyszłości.
Kościany bat zostawiła w pokoju. W tym
rodzaju walki jaki chciała zastosować nie przydałby się jej.
Ruszyła do windy. Spieszyła się. Nie chciała
spotkać żołnierzy którzy łapali mniej groźne E.V.O które uciekły na wyższych
piętrach. Musiała częściowo posprzątać bałagan jaki narobiła. Mutanty wypuścił
Biały, ale w końcu to ona kazała mu to zrobić. Mogła wyeliminować go w inny
sposób, po prostu spowodować atak serca. Nie obchodziły jej badania Zarządu.
Ale dzięki wypuszczeniu niebezpiecznych stworzeń zapewniła sobie trochę
rozrywki.
Nie miała pojęcia jak na jej poczynania
zareaguje Zarząd. Z jednej strony wyeliminowała kogoś kto mógłby im mocno
zaszkodzić. Z drugiej będą musieli zatrudnić personel do nielegalnych badań.
Może także uciszyć pewną liczbę ludzi odpowiednia sumą. W końcu naukowcy
najprawdopodobniej mieli jakieś rodziny, chociaż zapewne większość z nich
nieczęsto się w nimi widywała.
- Nieważne – powiedziała do pustych
ścian, jej głos poniósł się echem.
Drzwi
windy otworzyły się niemal bezszelestnie, po czym zamknęły kiedy była
już w środku.
- Rozwiązanie ograniczeń poziomu drugiego
i pierwszego. Sytuacja B, zatwierdzam efekt Cromwell’a. Utrzymam ograniczenia
do wyeliminowania przeciwników. – oparła się o ścianę. W podbrzuszu czuła
przyjemne ciepło, które rozchodziło się po jej ciele. Czuła w sobie moc i
rządze krwi. Odetchnęła głęboko czując jej upajający zapach. Ogarnęło ją szalone podniecenie. Jej oczy
pojaśniały, nabrały bursztynowo złotej barwy, zewnętrzna część tęczówki
zmieniła kształt na lekko pofałdowany. Źrenica rozszczepiła się na trzy
mniejsze czarne punkty z których spoglądała na świat otchłań, a ta ma to do
siebie że przyzywa sobie podobne.
Tak więc nie musiała długo czekać na
pierwsze E.V.O. Zanim zaatakowały zdążyła się im przyjrzeć. Były to stworzenia
podobne do wilków i szczurów jednocześnie. Ich sylwetki przywodziły jej na
myśl te pierwsze, a wydłużone pyski
przypominały jej szczurze, podobnie oczy, małe i paciorkowate, niemal
niewidoczne na tle czarnej skóry.
Jeden poruszał się na czterech
nogach, natomiast dwoje jego towarzyszy
na dwóch. Stworzenia miały długie przednie łapy, które z pewnością nie pomagały
im przy ściganiu ofiary na wszystkich nogach. Bestie obnażały kły, zęby rosły w
różnych odstępach i miały różne wielkości, nie było żadnego wzorca. Często
pewnie kaleczyły sobie wargi.
Stwory były w większości wyliniałe, jednak
najwyraźniej nie wynikało to ze złej diety. Pod tym względem wyglądały całkiem
nieźle. Wypadanie sierści było pewnie kolejnym skutkiem mutacji, lub badań.
Zaatakowały. Jednego z nich powaliła serią
strzałów, zanim zdążył się zbliżyć. Huk i śmierć towarzysza nie zniechęciła
pozostałej dwójki. Jeden rzucił się na jej szyję, ale uderzyła go w pysk zanim
zacisnął zęby w jej ciele. Usłyszała trzask najpierw czaszki potem kręgosłupa,
kiedy stworzenie z wielką siła uderzyło w ścianę. Drugi w porę odskoczył i nie
został postrzelony. Zawył w sposób od którego Nemain rozbolała głowa, pewnie
wzywał towarzyszy.
Zew urwał się nagle kiedy inna bestia, o
sześciorgu bursztynowych oczu rozszarpała jej gardło, a następnie brzuch i
posilała się co lepszymi kąskami z jej ciała, kiedy ta jeszcze żyła. Następnie
ruszyła aby zabijać dalej.
Ponownie przybrała humanoidalną postać.
Jej głośne kroki, które wydawały kopyta jakimi zakończone były jej pokryte
ciemna łuską nogi, niosły się echem po korytarzach. Informowały stworzenia o
jej położeniu. Przywoływały je, a ona była gotowa je przywitać.
Na jej drodze pojawiło się wiele trupów,
niemal wszystkie rozszarpane na większe kawałki i częściowo pożarte. Omijała
większość szczątek, czasem odkopnęła coś co mogło być kiedyś głową, czy ręką.
Pod jej kopytami rozlegały się także trzaski łamanych kości lub mokre
mlaśnięcia.
Drzwi do każdego z laboratoriów były
otwarte, ludzie nie mieli się gdzie ukrywać ani jak uciec. Winda nie działała
nawet po restartowaniu komputera. Zginęli wszyscy. Ludzie nie mieli sie gdzie
ukryć. Bestie zabiły wszystkich.
Już od dłuższego czasu słyszała ciche
niskie warknięcia, jakimi najwyraźniej komunikowały się te stworzenia.
Pozwoliła im wyjść za rogu i podejść bliżej. Nie bały się jej, chociaż
wyczuwały w niej drapieżnika. Liczyły na swoja przewagę liczebną, na to że
zacznie uciekać a one ja rozszarpią. Uśmiechnęła się, ukazując niemal wszystkie
ostre, nieludzkie zęby. Z jej piersi wydobył się cichy ryk, prowokowała je,
rzucała wyzwanie.
Zaczęła strzelać, żaden nie zdążył zbliżyć
się do niej nawet na trzy metry. Padły wcześniej od kul. Nie było to do końca
to czego oczekiwała, jednak w takich warunkach nie mogła zorganizować sobie
prawdziwego polowania.
Szła dalej. Tym razem ponownie zmieniając
postać. Wymagało to od niej nakładów energii, nie przejmowała się tym zbytnio.
Świerzego pożywienia miała pod dostatkiem.
Przyjrzała się sobie w jednej z oszklonych
ścian któregoś laboratorium. Nogi mniej
więcej długości jej ludzkich, porośnięte krótką ciemną sierścią. Miała charakterystycznie lekko wygięte do
tyłu stawy jak u konia. Bo te nogi były końskie. Biodra miała przepasane szalem
, który owinięty był kilkakrotnie aby zakryć
wszystko co powinno zostać ukryte. Miała także na sobie skórzaną
kamizelkę, wiązaną z przodu, która zakrywała piersi i część brzucha. Tam gdzie
materiał nie zakrywał skóry była ona ciemną, błyszczącą łuską, która pojawiła się
także na rękach i twarzy, jednak nie pokrywała całej jej powierzchni, tylko
niewielką część.
To była jej naturalna postać. Taka się urodziła.
Mutanty często po urodzenie nie były do końca ludzkie, dzięki temu łatwo było
je w miarę szybko wykryć i zdecydować czy nadają się do szkolenia. Opracowano
także pewien nieinwazyjny test, który musi wykonać każda ciężarna, ma on
określić czy płód jest mutantem czy nie. Jak się okazało działa on w niewielkim
procencie przypadków. Z tego co pamiętała badania na ulepszeniem testu trwały.
Odetchnęła głęboko wonią śmierci krwi i
strachu, odurzająca mieszanka dla drapieżnika. Rzuciła się na stwora zanim ono
to zrobiło. Nie miało czasu na reakcję, ostatnie co zobaczyło to swoje odbicie
w trzech parach bursztynowych oczu.
Szybko porzuciła truchło, uderzyła całym ciałem w ścianę, zrzucając z
siebie następne stworzenie strzaskała mu przy tym łapę. Zaatakowała następnego,
zdążył uskoczyć przed wężowym ogonem w jaki zmieniła swe nogi, drugi raz nie
udało mu się tego uniknąć. Złapała go w swe sploty i nie zamierzała puścić żywym.
Jak boa zaczęła zacieśniać sploty, coraz bardziej i bardziej, ku jej radości
potwór walczył, szarpał jej ciało, które natychmiast się regenerowało.
Większość uwagi skupiła na poruszaniu setkami mięśni, jednak nie na tyle by nie
wyczuła niebezpieczeństwa za sobą. Monstrum było niezgrabne i spowolnione przez
ranną łapę, złapała je w locie. Trzymała jego szczęki on wił się rozpaczliwie próbując
stanąć na nogach lub ja zranić. Szarpnęła, w jednej dłoni została jej dolna
żuchwa w drugiej górna z resztą ciała. Puściła to co miała w rekach i to co
udusiła ogonem.
Zjawiły się kolejne.
A ona potraktowała je jak szkodniki,
którymi z resztą były. Wytępiła, wszystkie co do jednego.
Teraz zapewne przynajmniej jedna osoba się zorganizuje aby mnie zlinczować
Następny rozdział najprawdopodobniej będzie ostatnim. Kogoś to obchodzi? Ktoś zapłacze? ( przesadzam...ale ja chyba tak).
Nie chce kończyć ale muszę, ja sama tych opowiadań nie pisze, a nawet mam mniej do powiedzenia jeśli o to chodzi. Jednak kocham Sztyletnice. Mam nadzieję że nigdy nie będzie kazała mi zabić siebie, wtedy to bym się na bank załamała psychicznie.
Sztyletnica z Selkii
sobota, 14 lutego 2015
Ochłap cz.8.
Pracownia/ Laboratorium Nemain,
Providence, Ziemia
Rebeka stanęła jak wryta. Nie miała
pojęcia co dziewczyna mogła robić w tym pomieszczeniu. Tylko ona mogła ją
badać, tak zarządził Zarząd Providence. Jednak szybko przekonała się że w
pomieszczeniu znajduje się tylko Nemain. Wzięła także pod uwagę kilka szczurów
i królików. Niektóre z nich znajdowały się w klatkach a reszta poza nimi. Te
będące poza nie dawały oznak życia.
Pomieszczenie było bardzo zagracone. Stało
w nim kilka stołów i stoliczków. Na każdym z nich coś się znajdowało. Luźne
kartki, otwarte bądź zamknięte książki, klatki ze zwierzętami. Na jednym z
chromowanych stoliczków znalazły się różnego rodzaju przyrządy służące do
przeprowadzenia operacji, „bądź sekcji zwłok” – pomyślała widząc metalowy stół nakryty prześcieradłem,
które nosiło kilka rdzawych plam. Nic się pod nim nie znajdowało, przynajmniej
na razie. Stoły były także zaśmiecone wysokimi kubkami z przykrywką, zużytymi
strzykawkami, pustymi workami po krwi i wieloma innymi śmieciami.
- Dzień dobry – powiedziała Nemain wsadzając
rękę do klatki z szczurami. Zwierzęta wpadły w panikę. Wszystkie cofały się pod
ścianki, wchodząc jeden na drugiego. Byle dalej od ręki. Zręcznie zabrała ona
jednego. Białego osobnika z brązową plamą na grzbiecie. Zwierze popiskiwało i
próbowało się jej wyrwać, a nawet ugryzło ją.
Dziewczyna nie zważając na to przeniosła
go do jednej z pustych klatek. Spojrzała na Rebekę, ludzkimi niebieskimi
oczami.
Kobieta dziękowała jej w duchu za to że
nie miały one czerwonej barwy. Bała się że gdyby miałyby one ten kolor
zaczęłaby krzyczeć.
Przyglądała się jej przez kilka sekund
bez słowa, przechyliła przy tym głowę jak nasłuchujący pies, po czym wróciła do
przerwanego zajęcia. Stanęła tyłem do dziewczyny, aby po chwili wrzucić coś do
klatki. Dopiero wtedy się odezwała.
- Wszystko w porządku doktor Holiday? – w jej
słowach słychać było zaciekawienie.
- Tak – chyba tylko cudem głos się nie
załamał
Kobieta miała wrażenie że oczy dziewczyny
wwiercają się w jej myśli, penetrują je i poznają każdy jej sekret.
- Jesteś pewna?
- Nie.
Nemain mrugnęła, z jakiegoś powodu wydało
się jej to znaczące. Wtedy uświadomiła sobie że dziewczyna niemal nigdy nie
mruga. Znów przechyliła głowę, intensywnie się w nią wpatrując, po czym odwróciła się tyłem do niej, wzięła coś z
blatu i wlała coś do pojemnika z wodą dla zwierzęcia.
Dziewczyna nie spytała co trapi Rebekę,
ale zadała jej inne pytanie.
- Co cię tu sprowadza? – Nie patrzyła na
nią, ale na szczura.
Doktor Holiday poczuła chwilowy ból głowy,
który ustąpił tak nagle jak się pojawił. Było to uczucie podobne do tego jakby
ktoś nacisnął na jej skronie, tyle że od wewnątrz.
Nie odpowiedziała na pytanie dziewczyny,
sama nie wiedziała po co tu przyszła. Od pewnego agenta dowiedziała się ze
dziewczyna przebywa w tym nieużywanym wcześniej laboratorium. Należało ono do
doktor Fella, który przeprowadzał niekonwencjonalne zabiegi na mutantach E.V.O.
Rebeka była jego asystentką, po tym jak
został wyrzucony za nielegalne eksperymenty, zajęła jego miejsce czołowego
naukowca Providence.
- Nie wiem – powiedziała, nie patrząc jej
w oczy. Ciągle czuła na sobie wzrok dziewczyny.
– A co ty tu robisz? – zapytała, była szczerze ciekawa.
- Syntetyzuje krew. – odpowiedziała jakby
była to najzwyklejsza rzecz pod słońcem. – chociaż wasz poziom zaawansowania
technologicznego jest w dalszym ciągu dla mnie problemem.
Kobietę zamurowało. Czyżby Nemain była
geniuszem?
- To żart? – spytała, nie chciała tego
powiedzieć, słowa wyszły z jej ust bez jej ingerencji.
Nastolatka zmrużyła oczy, oprócz tego na
jej twarzy nie drgnął najmniejszy mięsień.
- Nie. – odpowiedziała, pozornie
spokojnie, ale w jej głosie słychać było groźna nutę – Nie jestem głupia doktor
Holiday. Nie mówię tu tylko o inteligencji. Posiadam 15 tytułów doktoranckich z
różnych dziedzin.
- To… To niemożliwe. Jesteś zbyt młoda. –
zaprzeczała, lecz jednocześnie wierzyła jej. Coś kazało jej wierzyć. Nemain nie
kłamała, tak się jej przynajmniej wydawało, ona nigdy nie kłamała.
- Niech nie zmyli cię mój zewnętrzny
wygląd. Wyglądam tak od czwartego roku życia, a jestem starsza od ciebie.
- Ma to związek z tym co ci zrobiono?
- Między innymi. Nanogeny sprawiają że moje
ciało starzeje się wolniej niż ludzkie, czy organizm mutanta. Jednocześnie,
dzięki temu że jestem meta morfem, potrafię odczytywać wszystkie informacje
zawarte w kodzie genetycznym danego organizmu zwierzęcego i go odtworzyć.
- Czyli skopiowałaś czyjś wygląd?
- Tak.
- Co się stało z tamtą dziewczyną?
- Nie żyje. Ktoś mógłby się zdziwić widząc
dwie identyczne osoby… Nawet bliźniaki jednojajowe różnią się od siebie.
Wyjęła z klatki szczura, który nie poruszał
się. Jego łeb i ogon smętnie zwisały z dłoni Nemain. Zręcznie ominęła kilka
stołów i położyła zwierze na metalowej tacy. W jego ciało wbiła igłę ze sporym
pojemniczkiem, który powoli napełniła ciemną gęstą krwią. Większą część płynu
wylała do zlewu, a braki uzupełniła cieczą tej samej barwy z przygotowanej
wcześniej probówki, po czym wstrzyknęła to szczurowi. Ponownie umieściła go w klatce.
- Powiedziałaś że syntetyzujesz krew –
zaczęła Rebeka, chociaż sama nie wiedziała czego spodziewa się od dziewczyny.
- Tak. Nie chce na nowo zarazić się nanitami.
Na razie przyjmuje krew oczyszczoną z nanitów, ale ludzka krew… nie jest zbyt
odpowiednia dla mnie. Moja grupa krwi ma odczynnik C, który niszczy odczynniki
innych grup. Mogę przyjmować ludzką krew, ale wolę te syntetyczną, komórki żyją
dłużej, a ja nie muszę jej przyjmować tak często jak ludzkiej.
Kobieta była oszołomiona. Nemain mówiła o
wielkim odkryciu na skale światową, jak o czymś zwyczajnym i codziennym.
Kompletnie obojętnie.
- To mogłoby uratować wielu ludzi z
rzadkimi grupami krwi.
- Chce zsyntetyzować swoją grupę krwi,
chociaż wiem jak wielkim krokiem na przód byłoby zrobienie tego samego z krwią
ludzką. Jednakże jestem egoistką, nie obchodzi mnie ilu ludzi mogłoby to
uratować. Nie zależy mi także na sławie, bogactwie czy pieniądzach ani rozgłosie, a od tego z pewnością nie
mogłabym się wymigać. Na pewno nie uniknęłabym także zainteresowania waszego
rządu, co nie jest mi na rękę.
Jakiś czas później, Pracownia/
Laboratorium, Providence, Ziemia
- Ludzie wykorzystują około 10 %
potencjału mózgu. – powiedziała dziewczyna.
- To nieprawda. Ta teoria została dawno
obalona. – żachnęła się Rebeka – Ludzie wykorzystują cały potencjał mózgu.
Gdybyśmy wykorzystywali tylko 10 % bylibyśmy na poziomie inteligencji pawiana,
a większość uszkodzeń mózgu nie powodowałaby żadnych zmian w organizmie
człowieka.
Nemain patrzyła na nią spokojnie, czekała
aż przestanie mówić.
- Wiem że trudno jest ci to zrozumieć.
Mój świat jest inny niż ten i w jakimś stopniu rozumiem twoje oburzenie.
Podważam wasze badania, tezy i teorię. Wprowadzam zamęt. W przyszłości pewnie
sami dojdziecie do tego co dla mnie jest jasne i oczywiste.
- Przepraszam , nie chciałam cię obrazić.
Możesz kontynuować.
- Na pewno?
- Tak.
- Dobrze więc. Na razie nie poczyniliście
zbyt wielkich postępów w kierunku poznania mózgu. Do odkrycia istnienia
mutantów naukowcy przyjęli waszą teorię. Jednak doszukując się powodu dla
którego mutanty posiadają swoje zdolności, znaleźli kilka niewielkich
obszarów mózgu, które u ludzi są
nieaktywne, natomiast u mutantów tak. Zauważono także że komórki mózgowe
mutantów szybciej się mnożą. Po latach badań stworzono nową teorię mówiącą o
potencjale mózgu. Ludzie wykorzystują 10%, mutanty od 15% do 18%. Ja około 40,
a dokładniej od 35 do 37%.
- Jeśli ta teoria byłaby prawdziwa. Jak
udało ci się uzyskać dostęp do tak dużych pokładów potencjału mózgu?
- Każdy mutant ma aktywowana małą część
mózgu, która jest jedną z kilkunastu, rozsianych po całym mózgu, trudno je
wykryć. Szybko obumierają po zatrzymaniu akcji serca. Większość mutantów ma
oboje ludzkich rodziców i często ludzkie rodzeństwo. Z związku człowieka i
mutanta też zazwyczaj rodzą się ludzkie dzieci. Jeszcze nie odkryto co pobudza
u płodów te małe obszary mózgu, odpowiedzialne za nietypowe zdolności. Oboje
moich rodziców było mutantami, jak zapewne pamiętasz niewiele dzieci z takiego
związku rodzi się żywe, reszta zazwyczaj jest zbyt chora lub niedorozwinięta
aby przeżyć dłużej niż trzy lata. Jak się okazało większość z nich miała
aktywne dwa małe obszary mózgu, a ich potencjał mózgu wynosił ponad 20 %. W
niektórych przypadkach wykryto że
zwiększa się on o kilka procent. Mój potencjał mózgu również się zwiększał,
natomiast liczba nowych komórek na sekundę pozostawała ta sama. To mnie
zabijało, moje ciało i umysł nie były do tego przystosowane. Naukowcy
postanowili wskrzesić projekt nanogenów i wszczepili mi je. Zmienili moje DNA. Poprawili naturę i
stworzyli swoje dzieło, swojego pięknego potwora.
Rebeka potrzebowała chwil na przemyślenie
tego wszystkiego. W tym czasie Nemain wyjęła z klatki szczura, którego ponownie
ułożyła na chromowanej tacy, gdzie wcześniej pobierała a następnie wstrzykiwała
mu krew. Podsunęła sobie mały stoliczek z narzędziami do sekcji i jednym
zręcznym ruchem rozpłatała szczura od pyszczka po ogon. Nie założyła wcześniej
rękawiczek ochronnych.
- To dziewiąty – powiedziała kobiecie
która zbliżyła się zainteresowana.
Płyn który wylewał się z ciała razem z
wnętrznościami, które dziewczyna wyjmowała śmierdział. Nemain włożyła dwa kciuki w ciało i otworzyła je
szeroko prezentując Rebece czarne wnętrze szczura. Rozkład postępował bardzo
szybko. Przykry zapach nasilił się.
- Nigdy specjalnie nie zainteresowałam
się tym jak syntetyzować krew. Teraz tego żałuje. Mogę siedzieć nieruchomo
godzinami lub śledzić ofiarę dniami, ale kompletnie nie mam cierpliwości do
tych kolejnych nieudanych prób. - westchnęła -
Jeśli pozwolisz, chciałabym zostać sama i popracować nad tym – powiedziała wskazując zdechłe zwierze.
- Mogę zadać ci pytanie?
- Tak.
- Czy byłaś w moim pokoju w skrzydle
szpitalnym? – głos miała niepewny.
- Nie – odpowiedz była krótka i jasna.
Na twarzy dziewczyny nie drgnął żaden
mięsień. Jednak nie był to wystarczający dowód dla Rebeki. Mogła kłamać, w
ukrywaniu emocji była równie dobra co Szósty, jeśli nie lepsza. Kobieta czasem
zastanawiała się czy ona w ogóle ma uczucia. Była ona niezwykle skryta,
obszernie odpowiadała na pytania nie dotyczące jej, na te odpowiadała
ogólnikami lub półprawdami albo wcale.
Sprawdziła już nagrania z kamer. Ktoś
mógłby powiedzieć że ma paranorię. Może miała. Sama nie wiedziała dlaczego tak
bardzo zależy jej na odpowiedzi na pytanie czy istota, którą widziała była
prawdziwa czy nie. Nagrania nie było.
Taśma przeskakiwała nagle z godziny 16: 32 na 23:48. Na nagraniach z
korytarzy nikt nie wchodził do jej
pokoju w tych godzinach.
Skierowała się do laboratorium. Omdlenie
zostało wyjaśnione przepracowaniem. Tylko kilka osób wiedziało co zdarzyło się
tak naprawdę. Dano jej tydzień urlopu, a na jej konto bankowe wpłynęła znaczna
ilość pieniędzy. Nie potrzebowała wolnego, nie trzeba było także płacić za jej
milczenie, ale nie oponowała. Podejrzewała że ktoś wpłynął na decyzje Białego
lub Zarządu.
Przez dwa dni nie pracowała. Była to nawet
miła odskocznia, od codzienności, ale kiedy nie miała czym zająć umysłu,
wracała myślami do humanoidalnej postaci, której ciało składało się z dziwnej
czarnej masy i która posiadała sześcioro oczu o czerwonych tęczówkach. Odtwarzała
wciąż na nowo scenę jaka miała miejsce w jednym z pokoi szpitalnych, lub tylko
w jej głowie. Dzięki pracy zapominała o tym.
Około kwadransu później, Laboratorium
Doktor Rebeki Holiday, Providence, Ziemia
Wprowadzała wyniki badań do komputera,
kiedy ten nagle zgasł, podobnie jak oświetlenie i wszystkie inne urządzenia
elektryczne w całym Providence. Rebeka
znalazła się w kompletnej ciemności. Dopiero po chwili dotarło do niej co się
stało, wysiadł prąd. Pracowała w agencji od sześciu lat i nic takiego nigdy nie
miało miejsca. Nie mogło mieć, zbyt
wiele zabezpieczeń wykorzystywało prąd do swojego działania. W razie awarii
komputer główny natychmiast powinien uruchomić awaryjne zasilanie, jednak tak
się nie stało.
Kobieta odliczała kolejne sekundy w
kompletnej ciemności. Strach spowodował że poczuła ucisk w żołądku. Bała się że
zobaczy ponownie te istotę. Zaczęła głęboko oddychać dla uspokojenia. Nie miało
sensu iść do drzwi, one również były otwierane elektrycznie i nie istniało
żadne zabezpieczenie na wypadek awarii prądu nie przewidziano tego że system
awaryjny się nie uruchomi.
Co mogło się stać? To nie możliwe aby
dodatkowe zasilanie miało usterkę. Istniały specjalne przepisy, dla obiektów w
których przebywały niebezpieczne stworzenia jak E.V.O. Musiano co jakiś czas
sprawdzać czy wszystko zadziała w podobnym przypadku. Czyżby była to wina
ludzi? Kogoś z zewnątrz lub wewnątrz? Nie rozumiałabym kto chciałaby to zrobić
i po co. Jedyna korzyścią mogłoby być zwolnienie Białego Rycerza, który z
pewnością zostanie obarczony odpowiedzialnością za to i dyscyplinarnie
zwolniony ze stanowiska.
Lampy nagle zapaliły się. Kobieta
musiała zmrużyć powieki, kiedy ostre światło zaatakowało jej oczy. Usłyszała
wiele par biegnących stóp za drzwiami. Usterka mogła zostać naprawiona, lub
restartowano komputer główny. Nie zmieniało to jednak faktu że przez kilka
minut klatki w których znajdowały się E.V.O były niezabezpieczone i niektóre z
nich mogły z nich uciec.
Subskrybuj:
Posty (Atom)