sobota, 29 listopada 2014

Ochłap cz.1

  
   "Cześć i czołem" - powitam was moi drodzy czytelnicy, w stylu jakiegoś dziecka z książki " Opium w rosole". Nie polecam, niezbyt ciekawa pozycja jak dla mnie, gustuje raczej w fantastyce i horrorach.
    Cóż powiedzieć, powróciłam na blogową scenę, nie jestem tylko pewna na jak długo. Nie wiem jak wy, ale ja mam nadzieję zostać na dłużej.
    Czuje że powinnam skomentować jakoś tekst poniżej, przygotować was na to co przeczytacie bądź nie, ale za bardzo nie wiem co napisać.
    Powiem tylko że w tym opowiadaniu pojawią się sceny drastyczne. To tak żeby nie było że nie ostrzegałam.
    Mogę tylko napisać że sama siebie zaskoczyłam tym opowiadaniem, i wiele radości daje mi jego pisanie, bo będzie jeszcze druga część.


   Sądziła że są tylko dwa. Myliła się. Podczas gdy dwie bestie szarżowały na nią z przodu, zajmowały ją. Trzecia podkradła się do niej od tyłu. Była zbyt zajęta by to zauważyć. Zwierze rzuciło się na jej plecy, łamiąc jej kręgosłup i żebra. Poczuła szczęki zaciskające się jej na skroniach, a potem szarpnięcie.
    Nigdy wcześniej nie została zdekapitowana. Na filmach jednym z skutecznych sposobów zamordowania potwora czy demona jest właśnie ścięcie mu głowy. Powinna już nie żyć. A jeśli to właśnie jest śmierć? Czuła swoje ciało, ale nie mogła nim poruszać. Wydawało się jej niekompletne, jakby rozczłonkowane. Nic nie słyszała, nie czuła zimna ani ciepła. Dotyku smaku, poczucia równowagi. Nic. Czuła że o czymś zapomniała, o czymś ważnym.
    Czy to była śmierć?
    Co oznaczało to słowo? I z kąd wiedziała że to słowo?
    Nagle przed nią coś przeleciało, złapała to nawet tego nie zauważając. To coś było jakimś znakiem, wydawało się jej że go zna, ale nie mogła sobie przypomnieć co on oznaczał. Frustrowało ją to. Usilnie próbowała sobie przypomnieć.
Prawie przegapiła kolejny znak. Udało się jej go złapać.
    Teraz uważnie już czekała na każdy kolejny, znak.
    Miała ich już pełną garść. Drobnych i bardzo żywotnych. Nie zdołała ich utrzymać i rozwarła dłoń, a one zawisły przed nią tworząc jeden wyraz „SZTYLETNICA”. Po czym zniknęły.
    Wspomnienia zaczęły napływać do jej dryfującej w ciemności świadomości. Już raz przeżyła coś podobnego, wiedziała co się stało i jak ma postępować.

     ********************************************************************************                                           

    Dziecko. Pojawiło się znikąd. Po prostu przyszło, gnane myślą i swoim ograniczonym czasem w tym świecie. Wiedziało wiele, nie wiedząc prawie nic. Dzieci czują więcej, do puki pozostają w magicznym świecie marzeń, i potworów chowających się pod łóżkami i w szafach. Kiedy potwory stają się ludźmi, a dzieci dorastają, wymyśleni przyjaciele umierają powoli w męczarniach, brak wiary zabija ich. Rzeczywistość odbiera im życie.
    Wierzyła w to że istnieje, i to ją trzymało przy życiu. Wiara – zaszczepiona w jej głowie myśl. Bomba z opóźnionym zapłonem.
    Bez strachu i lęku, dziewczynka podeszła do zwłok, czy może raczej szczątków. Pochyliła się tam gdzie powinno być lewe ucho, i może było, może nie. Nie zwróciła na to uwagi. Szeptała wprost do jej świadomości. Potem zraniła sobie dłoń, głęboko. Nie czuła bólu. Pozwoliła by krople ciemnej krwi kapały na zmasakrowaną twarz i ciało. Kiedy stwierdziła że wystarczy, wyprostowała się, odwróciła i odeszła. Im bardziej oddalała się od ciała, tym jej postać stawała się coraz bardziej przeźroczysta, aż zniknęła całkowicie. Jakby nigdy jej tam nie było.


     ****************************************************************************                                                                       

     Słyszała przekleństwa. Odgłosy wymiotów. Niektórzy wzywali swoich bogów jak gdyby mieli oni wysłuchać ich wołań. Gdyby nie miała rozszarpanych mięśni pewnie by zaczęła się śmiać. Wzywała bogów wielokrotnie, błagała o śmierć w chwilach kiedy ludzie zadawali jej ból. Nigdy nie dostała odpowiedzi, w postaci słowa otuchy czy posłańca który by ukrócił jej cierpienia.
    Wyczuła że kolejna osoba się do niej zbliża. Tym razem była to kobieta.. Zamiast przekleństw usłyszała: - Biedne dziecko.
    W słowach kobiety kryło się szczere współczucie. Tylko jedna osoba okazywała wobec niej te uczucie, ale została szybko usunięta.
    Od dawna nie słyszała także słowa „dziecko” pod swoim adresem. W ośrodku nie nazywali jej również imieniem jakie nadała jej matka. Dla naukowców była tylko kolejnym ciekawym obiektem badań. Wracali się do niej oznaczeniem „M5”.
    To wszystko obudziło w niej wspomnienia.
    Kobieta ubrana w lekarski kitel, westchnęła. Praca w Providence wiązała się z wieloma wyrzeczeniami, obowiązkami i szybkim tempem pracy – przynajmniej w jej przypadku. Zmęczenie dawało o sobie znać. Nie dość że wydawało się jej że jedyne oko tkwiące jeszcze w oderwanej od ciała głowie ją obserwowało, miała także wrażenie że z jego kącika wypłynęła łza.
    Do szczątków podeszło dwoje mężczyzn w kombinezonach ochronnych, rozłożyli oni czarny foliowy worek obok korpusu
    - Możemy zabrać...ciało. - Spytał jeden z nich.
    Nie pracowali oni dla Providence. Byli to technicy miejscowej policji. Ich obowiązkiem było zabranie ciała, zidentyfikowanie go i oddanie rodzinie. Czasem zabierano denatów do bazy Providence w celach naukowych, ale nie te ciało
    - Tak. - powiedziała.
    Doktor Rebeka Holiday skierowała się w stronę samolotu, który szykował się do odlotu.
    Miała jeszcze dużo pracy.


       **************************************************************************                                                                           


    Ludzie są słabi, pod względem zarówno fizycznym jak i psychicznym. Łatwo nimi manipulować. Zazwyczaj osoby o bardziej dominujących charakterach są również mniej podatne na manipulacje umysłowe, natomiast ludźmi o słabych charakterach łatwo jest narzucić swoją wolę. W tej chwili szukała najsłabszego ogniwa, ze względu na swoje osłabienie. Nie zajęło jej to wiele czasu, podobnie jak sugestia, którą mu podpowiedziała.


     *****************************************************************************

    Doktor Holiday szła w stronę helikoptera, którego śmigło powoli zaczęło się obracać powodując lekki wietrzyk.
    Usłyszała strzały za plecami. Odwróciła się, aby zobaczyć jak jeden z agentów Providence, strzela, najpierw do techników, broń jakiej używał mężczyzna wysyłała pociski automatycznie. Potem ranił on jeszcze kilku, najprawdopodobniej przypadkowych osób, po czym wycelował broń w swoje gardło i nacisnął spust. Wszystko działo się tak szybko, że nikt nie zdążył zareagować. Jednak po chwili, szkoleni aby zachować zimną krew w starciu z mutantami żołnierze rozbiegli się aby pomóc rannym. Podobnie także uczyniła Rebeka. Podbiegła ona do ranionych najpierw techników, jako że miała do nich najbliżej. Szybko oceniła że jeden z nich nie żyje, drugiemu zaś kule przebiły klatkę piersiową. Rozerwała jego kombinezon, nie wiedziała ile kul dostał ponieważ obficie krwawił. Podbiegł do niej jakiś agent z apteczką. Szybko podał jej opatrunek wyjałowiony, który przyłożyła do ran, aby zatamować krwotok. Gaza szybko przesiąkła krwią, więc dodała więcej plastrów płótna. Agenta już przy niej nie było.
    Pod rękami nie wyczuwała podnoszenia się klatki piersiowej. Jedną ręką wciąż uciskając gazę, sprawdziła puls. Nie było go.
    Nie poczuła nic, może z wyjątkiem smutku. Wiedziała że nic nie mogła zrobić. Wstała, ręce miała czerwone od krwi. Zapomniała o rękawiczkach ochronnych. „ Będę musiała się przebadać” - pomyślała. I wtedy stało się coś dziwnego. Krew z jej rąk zaczęła skapywać na ziemię. Było to o tyle dziwne że nie miała jej tyle na rękach, aby było to możliwe. Podążyła za jedną kroplą czerwonej cieczy, która rozprysnęła się na bladym policzku, po czym drwiąc sobie z wszelkich zasad, powędrowała do ust, dalej do zagłębienia szyi po czym połączyła się z wąskim strumyczkiem, który wypływał z rozszarpanych przez kule trzewi, tego który zginął pierwszy, aby spaść na ziemię i kierować się po ziemi w stronę rozszarpanego korpusu.
    Zapomniała o tym co działo się dookoła, zafascynowana tym zjawiskiem. Nie zważała na jęki rannych, i przekleństwa i złorzeczenia tych których nie dosięgły kule.
    Znalazła jeszcze kilka takich strumyków, i nie tylko ona. Agenci również śledzili strumyki krwi kierujące się do rozszarpanego ciała. Kiedy Rebeka spojrzała na nie ponownie, mogłaby przysiąc że głowa leżała kilkanaście centymetrów od ciała, na lewym policzku. Teraz była ona połączona kilkoma strzępami mięśni i skóry z korpusem, który wydawał się wypełniać. Jedno ocalałe oko o czerwonej jak wino tęczówce patrzyło w niebo, a pozbawionych warg usta wykrzywione były w paskudnym uśmiechu, który wywoływał ciarki, które jeszcze potęgowały trójkątne zęby. W klatce piersiowej nadal ziała dziura w miejscu gdzie powinno być serce, jednak wydawała się ona bardziej wypukła, sterczało z niej mniej połamanych żeber. Jednak brzuch był jedną wielką masą krwawego ochłapu. Jedna ręka podobnie jak głowa była połączona z korpusem kilkoma strzępami mięśni.
    Wokół ciała zebrał się już mały tłumek, jednak nikt nie zbliżył się na więcej niż cztery kroki. Słyszała jak dowódcy wydaja rozkazy o odłożeniu broni, i wzywają posiłki.
    Tego dni oprócz dwóch techników zginęło, także sześciu agentów Providence. Wszyscy wykrwawili się. Nawet ci którzy odnieśli niewielkie obrażenia. Były to małe straty, ponieważ agenci byli rozproszeni na dużej odległości, a napastnik strzelał na oślep.
Szczątki zostały przetransportowane ze szczególna ostrożnością do bazy, na szczęście bez kolejnych niemiłych niespodzianek. Na to przyszedł czas, już po znalezieniu się Nemain w bazie.


     **************************************************************************           

    Jej ciało regenerowało się powoli, mimo dużej ilości ludzkich komórek jakie wchłonęła. Jednak nie liczyła na kolejną okazję do pożywienia się. Chociaż kto wie, czasem może bogowie pomagają swoim wybrankom.
Nadal jej narząd wzroku nie funkcjonował prawidłowo. Jednak jej mentalne trzecie oko, widziało doskonale. Leżała na metalowym, stole, który usytuowany był na środku, całkowicie pustego jeśli nie liczyć tego jedynego mebla. Ściany były białe, i wykonane z trwałych materiałów, najprawdopodobniej metalu. Widziała także zarys drzwi, które wbudowane były w ścianę, ludzkie oko nawet pewnie by ich nie zauważyło. Nie miały klamki, klawiatury ani żadnego czytnika, pewnie można je było zamknąć tylko od zewnątrz.
    Pomieszczenie było jasno oświetlone. Przypominało jej pokój w którym ją przetrzymywano bez narkotyku i pożywienia. Czuła się obserwowana, obserwowali ją, lecz nie mogła dostrzec obiektywów kamer.
    Rozszerzyła zasięg swojego trzeciego oka, dzięki czemu wyczuła że przed drzwiami stoi dwóch ludzi. Weszła do umysłu słabszego z nich, co poszło jej dosyć łatwo dzięki długim i wieloletnim ćwiczeniom. Nie mieli przy sobie broni palnej, ani żadnych ostrych przedmiotów, nic czym mogliby zadać rany sobie lub innym.
    „ Po co oni w ogóle tam stoją?” - pomyślała.
    Zanim się jej udało, musiała podjąć kilka prób. Ci dwaj byli raczej typami dominującymi, i oddzielała ich od niej metalowa ściana, ale się udało. W jednej chwili obaj strażnicy stali na baczność, jak gdyby obok nich przechodził prezydent, a w następnej jeden z strażników niczym wygłodniałe zwierze rzuciło się na swojego towarzysza, odrywając mu wielki kęs mięsa z szyi, i tym samym rozpruwając mu tętnice szyjną. Ten upadł na kolana, jedną ręką próbując zatamować krwotok, jednocześnie cofając się przed oszalałym agentem, który teraz cofnął się, po czym zaczął uderzać w ścianę, czego krwawiący agent już nie widział. Słyszał krzyki, i widział że ktoś próbuję go odciągnąć. Było mu coraz chłodniej, a w głowie słyszał dziewczęcy śmiech, rodem z koszmaru.
    Krew była oporna, nie mogła znaleźć otwartej przestrzeni aby się do niej dostać, jednak woda zawsze znajdzie jakąś szczelinę, tak też się stało. Krew płynęła do niej wąskim strumyczkiem, zbyt mało. Musiała się zregenerować przynajmniej na tyle by móc chodzić, zanim wpadną na pomysł aby ja pokroić, czy w jakiś inny sposób uszkodzić jej ciało.

       ***************************************************************************                                                                           

     Miała władzę w całym ciele, czuła to, ale to nie był jeszcze koniec regeneracji. Te dwa młotki stojące przed drzwiami nie znały kodu otwierające drzwi. Miała teraz dwa wyjścia, poczekać aż ktoś otworzy je od zewnątrz, albo sama je sobie otworzyć. Postanowiła poczekać.
Słyszała krzyki, przekleństwa i wiele par ciężkich butów przed drzwiami. Nie wnikała już do umysłów ludzi, skupiała się na zregenerowaniu tych części ciała jakie były jej niezbędne do poruszania się.

     *******************************************************************************                                                          

    Zwłoki zostały zamknięte w izolatce, która mieściła się w najmniej uczęszczanej części budynku. Były one obserwowane przez agentów, którzy mieli wszcząć alarm w razie gdyby zaczęło się dziać coś dziwnego, mieli za zadanie wszcząć alarm.
    Przez dwa dni nie działo się nic niezwykłego poza tym że ciało się regenerowało. Proces ten zachodził powoli, ale był doskonale widoczny na przyśpieszonym nagraniu. Rozerwane mięśnie i ścięgna odbudowywały się po czym pokrywały skórą. Połamane kości, które wcześniej wystawały z różnych części ciała, przesuwały się na swoje miejsca. Wnętrzności które zostały wyprute z ciała dziewczyny nie zostały znalezione w pobliżu miejsca gdzie została zaatakowana, ale jej brzuch wcześniej zapadnięty powoli wypełniał się tkankami.
    Nie pozwolono Rebece ani nikomu innemu wejść do pokoju, gdzie przetrzymywano ciało, ze względów bezpieczeństwa. Kobieta przez wiele godzina studiowała nagranie, i mogła stwierdzić że budowa wewnętrzna dziewczyny nie różni się zbytnio od ludzkiej, ale wolałaby móc sprawdzić to na żywo. Proces ten fascynował ją. Chciała móc przebadać chociaż tkankę z ciała. Pobrała ją zanim ciało zostało zabrane do bazy. Podekscytowana zaraz po przybyciu do Providence, skierowała się do laboratorium, ale próbka zniknęła.
    Była zmęczona, ale włączyła nagranie z poprzedniego dnia w przyśpieszonym tempie. Patrzyła jak powykręcane lewe ramię odzyskuje normalny kształt, a dłoń której również nie odnaleziono odbudowuje się. Najpierw powstawały kości, połączone ze sobą szwami, które powoli oblekały się skórą. Przypominały one bardziej szpony niż ludzkie dłonie.
    Oskalpowana i zmasakrowana głowa nie przedstawiała już takiego strasznego obrazu. Policzki zaczęły wypełniać się ciałem. Sama twarz nabierała rysów, i pokrywała się skórą. Usta nadal były rozciągnięte w demonicznym uśmiechu, a jeden oczodół pozostawał pusty. Na czaszce w której nie ziała już żadna dziura, zaczęły pojawiać się pierwsze krótkie pasma czarnych włosów.
    Znajdujący się obok niej agent zaklął siarczyście. Znajdowała się ona w pomieszczeniu gdzie monitorowano izolatkę. Spojrzała na ekran, który pokazywał obraz z kamery monitorującej korytarz przed pomieszczeniem. Widziała że jeden agent ma usta i brodę umazana krwią, natomiast drugi obficie krwawił z rany na szyi, która zakrywał dłonią. Nie trudno było się domyślić tego co tam zaszło. Drugi agent w tym czasie przyłożył nadgarstek do ust.
    Podobnie jak na miejscu gdzie znaleziono ciało, krew która wypływała z ran, kierowała się wąskimi strużkami niczym węże w stronę ciała. Doktor Holiday nie miała pojęcia czy drzwi są wodoszczelne, ale najwyraźniej nie były. Ponieważ krew znikała pod drzwiami. Kobieta na innym monitorze widziała jak krew która przedostała się do środka pomieszczenia, kieruje się w stronę ciała. Wije się po podłodze, następnie wspina się po nogach stołu i znika pochłonięta przez ciało. Teraz proces regeneracyjny przyśpieszył. Na nagraniu widziała jak ciało scala się, zamyka rany jakie wcześniej nie zostały uleczone. Widziała jak poruszają się palce rąk, na ich końca wytwarzały się raczej pazury niż paznokcie. Były to czarne, wystające daleko poza palce ostro zakończone struktury. Klatka piersiowa zaczęła unosić się i opadać, mimo tego iż płuca nie były pokryte jeszcze skórą, i wystawały z nich połamane żebra, które znikały w ciele. Włosy na głowie rosły w zawrotnym tempie, okalały twarz niczym ciemna aureola. Potworny uśmiech został zakryty przez wargi. W sufit wpatrywało się dwoje oczu, o czerwonych tęczówkach.




* Providence - agencja o zasięgu ogólnoświatowym zajmująca się ochranianie cywili przed mutantami zwanymi E.V.O, a także znalezieniem leku na mutacje.

* E.V.O - człowiek, zwierze lub roślina która zmutowała. Każdy mutant może wyglądać inaczej, nie da się przewidzieć w jaki sposób tkanka się przeobrazi.



   Fajnie by było gdybyście zostawili po sobie jakiś komentarz, tylko nie oceniajcie mnie zbyt surowo, dawno nie pisałam, i mam poczucie tego że te opowiadanie nie ma większego sensu, i większej liczbie osób pewnie się nie spodoba.
   Jak napisałam na początku, wiele frajdy i głupich uśmiechów daje mi pisanie tego opowiadania. A poza tym w pisaniu chyba powinno chodzić o to aby robić to co się lubi, a z tym czy robimy to dobrze to już całkiem inna sprawa.

   Sztyletnica z Selkii.

6 komentarzy:

  1. No witam witam moja droga!
    Widzę, że wróciłaś na swoją Ziemię z wielkim rozmachem. Jestem pozytywnie zaskoczona, ponieważ nie mogłam zrozumieć fabuły aż do końca, do ostatniego zdania. Niesamowite, że twój język i styl pisania jest bogatszy... i mniej banalny. Zaskoczyłaś mnie, ponieważ zrobiłaś mniej błędów niż zazwyczaj ( ja zawsze znajdę chociaż jeden). Podoba mi się pomysł za jaki się zabrałaś. Mutanty? Lubię filmy o zmutowanych stworzeniach więc może i polubię książki o takiej tematyce.Cóż... polało się trochę krwi i te opisy....o mało co nie porównałam ich do mojego syropu. :) Jedyne na co mogę ci zwrócić uwagę to, żebyś uważała ze szczegółami. Czasami mam wrażenie, że chcesz opisać coś jak najlepiej potrafisz i później się gubisz. Chodzi mi o to, żebyś poprzez zastosowanie szerokich opisów nie straciła wątku i nie zmieniała treści. Nie wiem czy zrozumiałaś ale jeśli nie to wytłumaczę ci na priv. Jestem z ciebie dumna, że się przełamałaś i wróciłaś do swojego świata, świata Sztyletnicy z resztą, który kiedyś był ci najbliższym światem. Myślę, że bez ciebie blogger nie byłby już taki sam, przynajmniej dla mnie. Witam cię serdecznie i trzymam kciuki za dalsze pisanie.
    PS! CHCĘ DRUGĄ CZĘŚĆ :p
    Mroczna .

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne. Opis odradzania się strasznie mnie wciągnął. Nie widać, żebyś dawno nie pisała. Nadal świetnie ci to idzie. Poza tym cieszę się, że znowu coś wstawiłaś. Ale nie przyuważyłam nigdzie drastycznych scen ;)
    Pozdrawiam
    Wilczyca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy kto jakie ma wyobrażenie tej drastycznej sceny. Dlatego to napisałam, dla kogoś samo rozerwanie na strzępy chodź nie opisane wprost może okazać się wstrętne. Ja sama nie wiem co bym nazwała sceną drastyczną...pewnie jakieś namiętne całowanie się przez bohaterów o różnych czy tych samych płciach...żołądek się skręca jak tylko o tym pomyśle.
      Chyba nie czuć tego że zrobiłam sobie przymusową przerwę, bo ostro czytam książki, to wyrabia pewne umiejętności.
      Dziękuje za komentarz, i również pozdrawiam.

      Usuń
  3. Makabryczne, a ja lubię makabryczność (oczywiście w umiarze). Pierwszy rozdział świetny, czekam z niecierpliwością na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, fajnie przeczytać taki miły komentarz. To motywuje do pisania.

      Usuń
    2. Nie ma za co ������

      Usuń