Krótki komentarzyk zanim zaczniecie czytać.
Chciałam tylko zaznaczyć że wydarzenia związane z Shiereen mają miejsce około roku przed akcją, w której udział bierze Raven.
To co dzieje się w postach związanych z Shiereen, ma miejsce zaraz po tym jak opuszcza ona Raven.
To tyle. Miłej lektury.
Jeszcze przez jakiś czas pozostała ona na Ziemi, w Egipcie. Te miasto przesycone było mocą. Biegło pod nim wiele linii mocy, które kusiły demony i wszystkie istoty ponad naturalne. Lecz te które miały choć trochę oleju w głowie, nie zjawiały się tu na dłuższy czas. Był to teren należący do dawnych egipskich bogów, a w szczególności do boga śmierci, Anubisa. W piaskach pustyni czekała armia ojca Shiereen. Setki tysięcy, jeśli nie miliony grzesznych dusz, które za życia wierzyły że po śmierci trafią na sąd Ozyrysa.
Mimo iż miasto nie przypominało prawie wcale tego, które pamiętała Shiereen, to miejsca przywoływały wspomnienia.
Często medytowała, w takich chwilach pojmowała to jak bardzo równowaga została zachwiana. Wizja krwawej wojny między ludźmi a istotami świata nadprzyrodzonego była coraz bliższa. Shiereen nie zamierzała brać w niej udziału. Możliwe że wróci, jeśli będzie jeszcze do czego wracać, kiedy będzie po wszystkim.
Medytowała. Powoli wybudzała się z transu, a przynajmniej sądziła że to robi. Czuła że coś jest nie tak. Lecz dopiero kiedy otworzyła oczy, mogła stwierdzić co pobudziło jej szósty zmysł. Nie znajdowała się ona już w pokoju hotelowym, który wynajęła, a w jakimś lesie. Nie mogła określić strefy klimatycznej w której się znajdowała.
Drzewa miały niezwykle grube pnie, ich kora była chropowata, i miała odcień ciemnego fioletu. Korony drzew znajdowały się niezwykle wysoko, i były bardzo gęste, nie przepuszczały światła a mimo to w lesie panował półmrok. Shiereen podniosła z ziemi jeden z liści, był on bardzo duży, kształtem przypominał serce, miał ciemnoczerwony odcień, jak zaschnięta krew.
Powietrze było wilgotne, unosiły się w nim kłęby mgły, która sięgała jej piersi.
Nie było sensu myśleć nad tym jak się tu znalazła. Ważniejsze było to jak się z tąd wydostanie i jakie niebezpieczeństwa jej grożą. Co było dosyć dziwne, i niepokojące nie słyszała ona odgłosów bytności zwierząt, śpiewu ptaków, czy jakichkolwiek małych czy większych zwierząt. Las milczał.
Spróbowała ona wysłać falę mocy, bezskutecznie, nie mogła tego zrobić. Nie miała, a przynajmniej nie mogła używać tutaj, mocy.
Jej szósty zmysł działał bez zarzutu, poczuła obecność czegoś za swoimi plecami. Spięła się gotowa do błyskawicznego ataku, lub obrony i odwróciła się. Przed nią stał czarny tygrys. Złote tęczówki były utkwione w jej oczach. Zwierze miało dosyć pokaźne rozmiary, a mimo to podeszło do niej bezszelestnie. Jego futro miało ciemnoszary odcień, przecinane było czarnymi pasami. Tygrys po prostu stał i patrzył na nią, nie szykował się do skoku.
Rozluźniła się. Był to swego rodzaju przewodnik duchowy. Każdy smok mógł sprawić że jego aura stanie się namacalna, zazwyczaj przyjmowała ona postać zwierzęcia.
Czarny tygrys odwrócił się i bezszelestnie zaczął przechodzić miedzy drzewami. Shiereen podążyła za nim. Nie miała zielonego pojęcia, gdzie ten ją zaprowadzi, ale nie miała innego wyjścia niż iść za kotem.
Im dłużej szli, tym mgła robiła się gęściejsza, podobnie jak zagęszczenie drzew. Zwykły człowiek z pewnością już dawno zgubiłby tygrysa, który utrzymywał równe, dosyć szybkie tempo. Dzięki swoim nadnaturalnym zdolnościom jak zwinność i doskonały wzrok mogła przedzierać się przez puszczę, nie gubiąc tygrysa we mgle.
Po jakimś czasie dotarli przed ogromne wejście do jaskini, tam też unosiła się gęsta mgła. I tam właśnie udał się tygrys, odwracając się do niej, przed wejściem, po czym zniknął w kłębach mgły.
Shiereen nie miała pojęcia kto, lub może co na nią czekać wewnątrz jaskini. Wiedziała tylko że to coś musi być bardzo potężne, jeśli ściągnęło ją tu tak, że ona sama nawet tego nie poczuła.
Była zaintrygowana tym jaka istota ma tak potężną moc. A także tym dlaczego ją tu sprowadziła.
Wkroczyła w mgłę. W jaskini było ciemno, mgła nie polepszała jej widoczności. Po jakimś czasie dotarła ona do olbrzymiej groty. Tu również unosiła się mgła, ale była ona zdecydowanie rzadsza niż ta na zewnątrz. Grota miała wysokie sklepienie, jej ściany w całości pokryte były warstwą przejrzystego lodu, kobieta widziała czarne kamienne ściany, które zostały nim pokryte.
Smok czekający na nią na środku zamarzniętego jeziora, mógł zostać przez kogoś wzięty za gigantyczną lodową rzeźbę, przynajmniej do puki nie otworzył wielkiego oka, którego tęczówka miała kolor ciemnego błękitu. Podniósł on wielki trójkątny łeb, wysuwając rozdwojony język. Jego łuski lśniły niczym lustra, kiedy powoli wstał i w kilku krokach zbliżył się do Shiereen.
Przez chwilę poczuła ona niepohamowaną chęć aby zmienić się w Smoka Chaosu, na szczęście pohamowała się w porę.
Smok Lodu przemówił...
Rozdział świetny. Piękny opis i w ogóle. Przepraszam, że komentuję tak późno, ale mam problemy z kompem.
OdpowiedzUsuń