sobota, 3 stycznia 2015

Ochłap cz. 3

Gabinet zabiegowy, baza Providence, Ziemia

    Pielęgniarka z wyraźną ulgą, szybko opuściła pomieszczenie. Kobieta, która ja oddelegowała spojrzała najpierw na Nemain, później na mężczyznę. Dziewczyna wyczuła napięcie w pokoju. Szósty był wkurzony, z pewnością chciał aby trzymała się ona z daleka od niej. Chciał ją chronić.
    Pożądanie, fascynacja, małe lub większe miłostki, obsesja, sympatia, zadurzenie, a wszystko to zastąpione jednym pięknym kłamstwem, miłość. Zgubne uczucie, jakie poprowadziło niejednego mężczyznę na śmierć, z jej ręki. Nemain nie czuła nigdy miłości, nie potrafiła kochać. Czasem czuła seksualną żądze, ale nic poza tym.
       Kobieta ostentacyjnie przeszła obok niego. Przynajmniej próbowała, ponieważ mężczyzna złapał ja za ramię, przytrzymując ją w miejscu. Był szybki, jak na człowieka. Może wart był swego tytułu szóstego najgroźniejszego człowieka na świecie. Walka z nim mogłaby być interesująca. Chociaż zapewne nie byłaby wyzwaniem.
     Mam pozwolenie Białego. - oczywiście go nie miała, Nemain mogła się tego domyślić po przyśpieszonym oddechu i pulsie, nieznacznie ale jednak. Twarz jednak była doskonała maską opanowania. - Chce tylko z nią porozmawiać. - odczekała aż facet puścił ją i wrócił na swoje miejsce, z kąt mógł obserwować dziewczynę i może nawet zareagować zanim rozszarpała by ona gardło ładnej pani doktor, która właśnie usiadła po jej prawej stronie. Do twarzy miała przyklejony uśmiech, nie wyglądał zbyt sztucznie, ale był denerwujący. Zielone tęczówki, spotkały się na sekundę z jej oczami. Po czym kobieta natychmiast odwróciła wzrok, dobry wybór, nie warto prowokować drapieżnika.
    - Mogłabym zadać ci kilka pytań?
    - Jedno już pani zadała. - stwierdziła dziewczyna
    - Może się poznajmy. Nazywam się Rebeka Holiday.
    - M5, lub Nemain, jak wolisz - powiedziała dziewczyna, ujmując wyciągnięta w jej stronę dłoń. Kątem oka zobaczyła jak Szósty się spina, albo się jej zdawało albo usłyszała tarcie stali wyciąganej z pokrowca.
    - Wiesz że mogłabym połamać ci dokładnie wszystkie 26 kości dłoni. - efekt był dosyć satysfakcjonujący, uśmiech spełz z warg kobiety.
   - Co to znaczy " M5"?
   - Metamorf, poziom 5.
   - Co to znaczy? - wydawała się zaintrygowana.
   - Teraz moja kolej na zadanie pytania. Co się tu stało?
   - Nie rozumiem.
   - Coś znajduje się w powietrzu, roślinach, zwierzętach, ziemi, wodzie wszędzie. Co to jest?
Kobieta wydawała się szczerze zdziwiona. - Nie słyszałaś o nanitach i wybuchu.
   - Nie. Nie pochodzę z tej rzeczywistości. - Mistrzyni uczyła ją aby nigdy nie podawała o sobie zbyt wielu informacji. Jednakże nie sądziła aby ci ludzie mogli jej zagrozić. Była zaintrygowana tymi mikroorganizmami, które wyczuwała wokół siebie.
   - Jak to „nie z tej rzeczywistości”? - oczy się jej zaiskrzyły od podniecenia.
   - Opowiedz mi o tych nanitach i wybuchu a ja odpowiem na twoje pytania.
  Rebeka zagryzła wargę, pewnie chciała jak najszybciej poznać odpowiedzi na swoje pytania.
   - Nanity to mikromaszyny. Miały być one przełomem w medycynie, miały leczyć ludzi i zwierzęta. Sześć lat temu doszło do wybuchu reaktora z nanitami. W ciągu kilku miesięcy nanity zostały rozsiane po całej kuli ziemskiej i wniknęły w każdy organizm żywy...
   Nemain przerwała jej wypowiedz – Nanity nie leczą, prawda?
   - Nie. Zmieniają organizmy żywe, sprawiają że one mutują. - do jej głosu wkradł się smutek. Jej siostra zmieniła się zaraz po wybuchu. Nemain nie współczuła jej, nie potrafiła. - Nanity są bardzo niestabilne. Nie można przewidzieć kiedy, i kto lub co zmutuje.
   - Wy zajmujecie się zmutowanymi.
   - Tak. Providence powstało niedługo po wybuchu. Łapiemy E.V.O, tak nazywamy zmutowanych i próbujemy im pomóc. Szukamy leku, czegoś co mogłoby ustabilizować nanity, lub usunąć je z tkanki żywej bez niszczenia jej.
   - Hmm – zastanowiła się chwilę dziewczyna, intensywnie myślała. Teoria o światach równoległych jaką wysnuli naukowcy z jej świata, dawno temu, miała sens. Według tej teorii istniało wiele światów, z pozoru podobnych do siebie, ale z pewnymi różnicami. Jakieś wydarzenie historyczne nie miało miejsca w jednym świecie, i historia tego świata potoczyła się inaczej. Mogło to być nawet tak małe odstępstwo jak to że w swoim świecie powstrzymała się od kichnięcia a w tym świecie kichnęła. Teoria ta zakładała także że dwoje ludzi z dwóch lub więcej światów równoległych, będących tą samą osobą w dwóch światach nie powinno się spotkać, ponieważ miały mieć wtedy miejsce niemiłe konsekwencje.
    W jej świecie istnieją mutanci, ludzie, którzy urodzili się z niezwykłymi zdolnościami. Są oni zdecydowaną mniejszością, ludzie nie akceptują ich, traktują jak dziwadła. Ośrodek zajmuje się badaniem mutantów, szukają odpowiedzi na pytanie dlaczego z związku dwojga zupełnie normalnych i zwyczajnych ludzi, rodzi się dziecko które może zmieniać swój kształt, lub ma inne zdolności. To tylko część zadań Ośrodka, która została podana do wiadomości publicznej. Działalność tej organizacji polega także na szkoleniu mutantów, i sprzedawaniu ich usług temu kto miał na tyle gruby portfel. Mutanty przepowiadały przyszłość, zabijały na zlecenie, brały udział w wojnach na zlecenie rządu i robiły inne rzeczy, w zależności od tego jakie miały zdolności. Wiele z nich ukrywało się, przed Ośrodkiem, ponieważ wiedzieli co się tam dzieje, lub się chociaż domyślali.
    W tym świecie również istniały mutanty, trochę innego rodzaju. Mutacje powodowały jakieś mikromaszyny. Providence je łapało. Rebeka przemilczała to że czasem E.V.O są zabijane, kiedy nie można ich złapać, lub jeśli są zbyt niebezpieczne. Mogła przemilczeć jeszcze inne kwestie. Podobnie jak Ośrodek, którego większość zadań została zatajona przez rząd i co bardziej wpływowych ludzi.
    W czasie kiedy ona myślała, Rebeka zmieniła worek z krwią. We wszystkich workach była ta sama grupa krwi 0 Rh+. Musieli wybrać ją przypadkowo, ponieważ nie mogli sprawdzić jej próbek krwi czy tkanki, zadbała o to. Nie była to jej grupa krwi, ale jej to nie przeszkadzało. Mogła przyjmować dowolne grupy, bez konsekwencji.
     Kobieta usiadła i wpatrywała się w nią z wyczekiwaniem.
   - Na razie tyle chciała wiedzieć. Możesz zadawać mi pytania.
   - Mówiłaś że nie pochodzisz z tego świata.
   - To prawda. Urodziłam się w świecie równoległym.
   - Światy równoległe to teoria. W dodatku dość słaba.
   Chciała się odciąć jakąś ripostą w której obraziłaby zapewne ludzi z tego świata, ale nagle zakręciło się jej w głowie. Poczuła upajający zapach krwi, już wcześniej go czuła ale teraz to była jej krew. Oblizała wargi i poczuła metaliczno- słony smak w ustach. Niemożliwe, dostała krwotoku z nosa.
   - Kłamcy - powiedziała, w jej głosie dało się słyszeć warczenie.
   Coś było we krwi, która wprowadzili do jej organizmu. Jak mogła tego nie wyczuć? Dziewczyna wyciągnęła igłę z żyły. Na zgięciu ramienia i łokcia pojawiło się kilka kropel krwi zanim rana się zasklepiła.        Nogi miała jak z waty, czuła ból w klatce piersiowej, który szybko obejmował kolejne części jej ciała. Krwawiła już nie tylko z nosa, ale także z ust i oczu. Upadła na kolana, warcząc z wściekłości i niemocy. Nie pamiętała żadnej sytuacji kiedy nie mogła zapanować nad swoim ciałem lub nie wiedziała co się z nią działo. Chciała wstać, rozszarpać każdego kto stanie jej na drodze do wyjścia. Udało się jej stanąć chwiejnie na nogach. Rebeka znajdowała się poza jej zasięgiem, mogła być jeszcze potrzebna, ale najpierw musiała załatwić tego zielonego żołnierzyka.
    Widziała wszystko przez krwistoczerwona mgłę, jej ręka nie była już ludzka, porosła czarną krótka sierścią, palce się wydłużyły, a na grzbiecie jej dłoni powstawały dziwne narośle jakby kolce.
    Nie przejmowała się tym i ruszyła na mężczyznę. Była osłabiona jednak udało się jej pchnąć go na ścianę, poczuła ból. Pchnął ją mieczem, nawet nie zauważyła z kąd go wziął. Odepchnął ją. Była coraz bardziej wściekła. Dała się tak łatwo, nabrać ludziom. Miecz tkwił głęboko, w jej trzewiach, a jego ostrze dziwnie zakrzywione w połowie, jakby składane. Tak pewnie łatwiej było je chować w rękawie. Zakrzywienie nie ułatwiało jej także wyjęcia metalu w brzucha. Ujęła ostrze śliskie od jej krwi w prawej dłoni.
    Czekał. Ten pieprzony skurwiel czekał aż ona wykona pierwszy ruch. Nie bał się jej, to doprowadzało ją do szału. Wszyscy w jej świecie się jej bali. Tutaj także będą się jej bać. Będą padać przed nią na kolana, płaszczyć się przed nią i pełzać. Ludzie będą przeklinać dzień kiedy Biały Rycerz ją zdradził.
    Usłyszała odległy odgłos upadającego miecza. Upadła na kolana. Wypluła nową porcje krwi. Obraz przed jej oczami pociemniał, potem osunęła się w nieświadomość.

Gabinet wspomnień Sayi, Terytorium C-blood, Poza światami równoległymi opisanymi w opowiadaniu

   Obudziła się na metalowym krześle. Była do niego przykuta. Łańcuchy pętały jej przeguby, kostki, miała je także na udach, brzuchu i szyi. W całe ciało miała powbijane igły, które połączone były z cienkimi rurkami. Spróbowała się szarpnąć, ale nic to jej nie dało, zbyt wiele łańcuchów przytrzymywało ją. Czuła wściekłość. Jednak nie mogła zrobić nic. Nie czuła swojej mocy. Nie miała jej. Towarzyszyła ona jej przez całe życie, czuła się bez niej bezsilna, bezbronna. Bała się, pierwszy raz od bardzo dawna.
   - Niemiłe uczucie prawda?
   Wcześniej nie zauważyła ani biurka stojącego kilka metrów na wprost jej siedziska, ani postaci która się o nie opierała. Dziewczyna widziała tylko nogi o dobrze wyćwiczonych udach i łydkach wokół których plątał się półprzeźroczysty cienki materiał spódnicy. Tłów a zwłaszcza twarz kobiety znajdowała się w cieniu. Widziała tylko oczy. Zielone, podobnie jak głos przesycone jadem. Był w nich także obłęd.
   - Nie mieć mocy, siły magi...mi to odebrano. Kiedy ona się tobą znudzi, zabierze ci wszystko...Wierz w siebie i nie słuchaj jej, ona cię stworzyła ale nie daj się zniszczyć... - mówiła szybko, jakby bała się że ktoś ją uciszy.
   - Ona tu idzie...Obydwie...suki...Nie ufaj im... - potem odwróciła się, obeszła biurko, powoli znikała w mroku.
   Chciała krzyczeć, wrzeszczeć aby wróciła i ją rozkuła. Ponawiała próby szarpania się, ale nie czuła bólu. Była jednocześnie w swoim ciele i patrzyła na siebie z boku, oczami kogoś innego. Jej oczami. Pojawiła się jak tamta z nikąt, ale nie była nią. Ta ubrana była w obcisłą i niezwykle krótką niebieską sukienkę z dużym dekoltem w którym ledwo mieścił się biust. Małe złote krążki przyszyte do linii dekoltu i materiału okrywającego uda kobiety, podzwaniały przy każdym jej kroku. Podobnie jak bransolety na nadgarstkach i kostkach. Oparła się ona o przedramiona dziewczyny i spojrzała jej w oczy niezwykle niebieskimi oczami.
 - Co ty tu robisz? - zapytała, nie czekając na odpowiedz kontynuowała – Wracaj do swojej opowieści mała Nemain.


    Jedna z sal w skrzydle szpitalnym Providence, Ziemia

    Obudziła się, tym razem naprawdę w białym pokoju. W nosie kręciło się jej od ostrego zapachu środków sterylizujących. Chciała podnieść rękę, ale coś jej to uniemożliwiło, pasy. Dwa szarpnięcia i mogła swobodnie się podnieść. Może jednak przeceniła Białego Rycerza, był głupcem.
    Czuła się znacznie lepiej, niż po pierwszym przebudzeniu, tym w izolatce. Miała w organizmie wiele krwi. Czyżby ludzie chcieli ją w ten sposób udobruchać?
    Przeanalizowała stan swojego ciała, jednocześnie myśląc o tym co podano jej we krwi. Niewiele substancji mogło spowodować tak nagłe i wielkie spustoszenie w jej organizmie, w dodatku powinna wyczuć ich obecność. Zastanawiała się także dlaczego nie pocięli jej na kawałki, nie skuli, lub nie spalili jej ciała, a zamiast tego zamknęli w tym pomieszczeniu z którego mogła łatwo uciec. Biały naprawdę był głupcem.
    Ktoś musiał ściągnąć z niej mundur, ponieważ miała na sobie koszule szpitalną, wiązana z tyłu. Zerwała ją jednym szarpnięciem a jej miejsce zajął wygodny i świetnie nadający się do walki skórzany strój na który składały się wysokie buty, obcisłe spodnie i dopasowana bluzka bez ramiona a także krótka bluza z kapturem, który naciągnęła na głowę. Te sztuczkę zawdzięczała swojej odmienności, od reszty ludzi w jej świecie. Czasem takich jak ona nazywano kameleonami, ponieważ zmieniali się tylko swoje ciała ale także tworzyli sobie ubrania.
    Odsunęła wszystko pod ściany. Będzie potrzebowała miejsca do walki. Wiedziała że jest obserwowana, i że w każdej chwili do pokoju może wpaść tabun uzbrojonych ludzi. Miała nadzieję na spotkanie z Agentem Sześć i wyprucie mu flaków. Mogła wyjść, z pewnością zaskoczyłaby ich tym, był to ważny element walki z dużą ilością przeciwników. Jednak ona i bez tego miała nad nimi przewagę, a poza tym wszyscy razem nie wpadną do pomieszczenia będą musieli wchodzić pojedynczo. Nie będą także mogli uciec, kiedy zobaczą że nie mają z nią szans.
    Biały Rycerz zawiódł ją ponownie. Jeden z paneli na ścianie odsunął się, ukazując ukryty ekran, na którym wyświetlał się obraz przywódcy Providence.
Milczała, dla niej temat negocjacji był już zakończony.
    - Nie chce rozlewu krwi. - powiedział mężczyzna.
    - Trzeba było myśleć o tym zanim podaliście mi zatrutą krew. Co w niej było? Jaką truciznę mi podaliście?
    - Zaręczam że...płyny o jakie prosiłaś, nie zostały zatrute z mojego rozkazu. Mogę także ręczyć za moich ludzi.
    - Nie możesz. Nie znasz ich. Chowasz się przed światem i tym wyprodukowanym przez was cholerstwem, które rozsialiście po całym świecie... - przerwała nagle. Na nowo usłyszała słowa doktor Holiday „ ...wniknęły w każdy żywy organizm...”. W jej organizm. Wyczuwała nanity odkąd przybyła do tego świata, ale nie wiedziała co to jest. Wydawało się niegroźne i tak nie mogła powstrzymac ich wchłaniania, zapomniała o nich po prostu. Nie pomyślała o skażonej nimi krwi. „...zmieniają organizmy żywe, sprawiają że mutują...”. Nie zmutowała. Dlaczego zaczęła krwawić? Jej ciało odrzucało nanity. Wydaliła je razem z skażoną krwią, a może jej organizm się przystosował do nich.
    - Cholera. - powiedziała, uderzając pięścią w ekran.
    Nie wiedziała co ma z tym zrobić. Taki atak mógł się powtórzyć? Wiedziała zbyt mało o nanitach i tym świecie. Będzie potrzebowała pomocy tych ludzi. Znów to poczuła, jak w śnie, bezsilność. Szczerze nienawidziła tego uczucia.
    Po raz kolejny odkąd znalazła się w tym świecie, zaczęła się zastanawiać jak się tu znalazła. Próby wysłania ludzi do innych wymiarów już dawno zostały zaprzestane ponieważ była to podróż w jedną stronę, nikt nie wracał. Była to strata pieniędzy i ludzi. Czyżby projekt został wznowiony? Poza tym była zbyt cenna dla Ośrodka, a może wręcz przeciwnie, była zbyt niebezpieczna. Więc chcieli się jej pobyć. Ale po co mieliby wysyłać za nią wilki. Chociaż nie powiedziano jej tego wprost, wiedziała ona że te stworzenia zostały stworzone po to aby ją powstrzymać w razie gdyby postanowiła sprzeciwić się Ośrodkowi.
Dosyć, pomyślała. Miała robotę do załatwienia. Nie będzie mogła wrócić to pewne. Nie warto teraz rozmyślać nad czymś czego nie da się cofnąć.
    - Jeśli ktoś mnie zaatakuje odpowiem tym samym. - wywarczała, po czym wykopała automatyczne drzwi, tak że uderzyły w przeciwległą ścianę, po czym upadły robiąc przy tym sporo hałasu. Dźwięk rozszedł się po korytarzach agencji.


***

      Później, przy składaniu raportu, żołnierze powiedzieli że z pomieszczenia wyleciała chmara nietoperzy. To także zarejestrowały kamery. Aby je zobaczyć trzeba było spowolnić nagranie ponieważ zwierzęta były niezwykle szybkie. Każdy z nich był bardzo duży, uzbrojony w długie pazury, którymi zakończone były nóżki i skrzydła. Miały także kły i oczy o niezwykłej jasnoczerwonej barwie. Chmara przeleciała przez połowę budynku, nawet nie zadrapując nikogo po drodze. Wszyscy byli albo zbyt zaskoczeni lub zdezorientowani aby cokolwiek zrobić.
    Rebeka była niezwykle zainteresowana dziewczyną. Mogła ona rzeczywiście pochodzić z świata równoległego. Próbki jakie pobrała kiedy Nemain była nieprzytomna, nie wystarczyły na zrobienie zbyt wielu badań i testów. Komórki jej ciała nie podlegały gniciu, ich budowa różniła się od budowy znanej jej komórki zwierzęcej. Jej tkanki zawierały dziwne mikroelementy, które nie były organiczne. Przypominały one nanity, ale nie ko końca. Wyglądały jakby, zmutowały.


***

   Las południowy, Ameryka Południowa, Ziemia

   Wylądowała w miejscu gdzie ostatni raz widziała wilki. Przybrała ludzką postać, po czym ruszyła tropem zwierząt, przybierając postać chmary nietoperzy. Na razie mogła kierować się tylko zapachem, a to był wygodny sposób do przemierzania dużych odległości.
    Mimo iż zmiana w chmarę nietoperzy podzieliła jej ciało na części, nadal była jednym organizmem. Płoszyła ptaki, i inne zwierzęta co jakiś czas przybierając postać człowieka, aby sprawdzić czy nie zgubiła tropu.
    Stanęła na jednej z grubszych gałęzi, wiekowego drzewa, korona ukrywała ją. Spojrzała w niebo, wysoko nad koronami drzew przeleciały trzy samoloty. Widziała je oczami żołnierza, któremu rozkazała przelanie krwi swoich.
    Sekundę później leciała już między drzewami. W tej chwili miała ważniejsze zmartwienia niż Providence.
Po jakimś czasie znów stanęła na nogach. Trop był widoczny i dosyć świeży. Zwierzęta krążyły za jej zapachem od miejsca gdzie znalazła się w tym świecie, do miejsca masakry. Ostatnim rozkazem jaki dostały było najprawdopodobniej zabicie jej. Po jego wykonaniu nie wiedziały gdzie mają wracać. Tak właśnie je szkolono, ją również. Wykonać zadanie i wracać do bazy. Wilki nie miały gdzie wrócić, więc chodziły za jej tropem, były po prostu zagubione. Miała zamiar im pomóc.
    Szła po śladach wilków najprawdopodobniej z poprzedniego dnia. Jedne tropy zacierały inne, jednak wiedziała że wilki wiedzą że tu jest, i jeden z nich cofa się po swoich śladach aby zajść ją od frontu, podczas gdy dwa pozostałe odcinały jej drogę ucieczki z prawej i lewej. Strategia ta miała na celu zmuszenie zwierzyny do ucieczki, aż ta zostałaby uwięziona między stromym stokiem a drapieżnikami.
Nemain miała zamiar znaleźć coś co zgubiła kiedy znalazła się w tym świecie. Nie pamiętała aby miała broń podczas walki. Więc musiała ją zostawić gdzieś wcześniej. Znalazła. Kościany bicz leżał przez nią porzucony, wygięty w łuk. Człowiek mógłby go wziąć za kręgosłup, jakiegoś dużego zwierzęcia, jeśli takie tu występowały. Składał się on z połączonych ze sobą kręgów kręgosłupa wyjątkowo dużego i niebezpiecznego zwierzęcia żyjącego w jej świecie. Rączka broni również była wykonana z kości tego drapieżnika. Była to ulubiona broń Nemain. Dziewczyna kilka razy uderzyła biczem w drzewa, zostawiając w nich głębokie bruzdy, aby otrzepać kości z liści i piachu. Potem szybko zwinęła bicz nie raniąc się przy tym, co było niezwykle proste ponieważ kości były bardzo ostre. Przypięła sobie broń do paska. W pobliżu znalazła także metalowa bransoletę. Jedne z najnowocześniejszych i najtrudniej dostępnych, a właściwie nielegalnych, urządzeń w jej świecie.
    - Pora rozpocząć polowanie – powiedziała, po czym ruszyła na wschód, aby spotkać się z swoją pierwszą ofiarą tego dnia.
Nie zmieniała postaci. Biegła truchtem przez las. Kiedy wyczuła że wilk jest blisko, przysiadła na gałęzi drzewa. Na jego korzenie upuściła kilka kropel, które przyciągną drapieżce. Miała nadzieję że zwierze nie zaalarmuje reszty wyciem, chciała zabić go szybko. Na razie pozostało jej czekać.
    Usłyszała jego warczenie, potem postać. Tak jak chciała. Znalazł się pod nią. Skoczyła na niego, wylądowała zaraz za karkiem, mocno objęła kolanami barki, i zacisnęła bat na szyi wilka. Poczuła krew. Ostre kości z łatwością przebijały grube futro, mięśnie, tętnice i krtań. Z paszczy stwora wydostawał się tylko charkot i krew, wiele krwi. Rzucał się on jak rozjuszony koń, próbował ją zrzucić z swojego grzbietu.      Kiedy osłabł puściła bat i skręciła zwierzęciu kark. Upadł na bok, razem z dziewczyną. Wysunęła się ona spod niego i znalazła bat, po czym znów przyczepiła go sobie do pasa, nie chciała go ponownie zgubić. Odeszła nie oglądając się za siebie.
    Biegła przez las na zachód. Czuła zapach ludzi. Spłoszą jej wilki, i będą tylko przeszkadzać. Kiedy usłyszała strzały zmieniła się w chmarę nietoperzy. Możliwe że złapie bestię, kiedy ta zajęta będzie rozszarpywaniem ludzi. Kule nie powinny zrobić na drapieżniku dużego wrażenia. Jeśli ludzie go zaatakowali odpowie tym samym.
    Wylądowała na gałęzi. Nikt jej nie zauważył, oprócz wilka, który wyczuł jej zapach, mimo mocnej woni sosnowej żywicy, leśnego poszycia i ludzkiej krwi. Odwrócił się w jej stronę ignorując przeciwnika, Szóstego, który wykorzystał to aby wbić mu jeden ze swoich mieczy w bark. Bestia ryknęła rozwścieczona, i na nowo podjęła walkę z mężczyzną. Reszta agentów, na oko było ich ponad trzydzieści, pomagała rannym, uciekła lub sama była niezdolna do walki.
    Dziewczyna wykorzystała okazję aby podkraść się od tyłu do stwora, który w ostatniej chwili rzucił się na nią. Złapała szczęki zanim te zacisnęły się na jej twarzy. Poczuła jego śmierdzący oddech. Kilka kropel śliny spadło na jej twarz.
    Zaparła się obiema nogami o klatkę piersiową wilka po czym przerzuciła go ponad sobą. Błyskawicznie stanęła na nogi, ale nie tylko ona. Rozwinęła bat i strzeliła nim, unikając kolejnego ataku. Podczas upadku, z ciała zwierzęcia wysunęło się ostrze. Podobnie jak ostatnio, kiedy je trzymała było ono śliskie od krwi.            Kiedy wilka zaszarżował na nią wbiła mu je aż po rękojeść w klatkę piersiową. Bestia zdążyła zacisnąć szczęki na jej barku. Słyszała trzask łamanych kości i zapach krwi swojej i jego. Impet uderzenia stwora i jego ciężar zbiły ją z nóg. Dlatego musiała wyjść spod nieruchowego cielska., co nie sprawiło jej trudności, chociaż ramię przypominało o złamanych kościach i rozerwanych mięśniach.
   Nie zapomniała o Szóstym, odwróciła się gotowa na odparcie ataku. Facet był ranny, ale najwyraźniej niezbyt ciężko ponieważ stał na własnych nogach. W dłoni trzymał drugi miecz, ale znajdował się na tyle daleko że mogła się rozluźnić, jednak nadal trzymała bat.
    - Dobrze wam radze, zbierzcie rannych, trupy i odlećcie. Nie macie pojęcia co to jest i jak z tym walczyć – powiedziała kopiąc lekko łapę truchła – Tylko mi przeszkadzacie.
     Potem zobaczyła coś czego nie widziała w swoim świecie, i co podniosło jej opinie o tym.
   - Szósty, nic ci nie jest? Byłbym wcześniej ale... - nowo przybyły nie dokończył.
    Nemain była zbyt zaabsorbowana patrzeniem jak chłopak wyposażony w dziwne metalowe skrzydła z turbinami, ląduje na ziemi, by wyczuć że jest atakowana. Miecz przeszył jej lewą pierś na wylot. Praca serca ustała, krew przestała płynąć w jej żyłach. Miała kilkanaście sekund zanim niedotleniony mózg się wyłączy, a ona zemdleje. Z nadludzka szybkością odwróciła się i kopnęła mężczyznę w klatkę piersiową łamiąc mu żebra i rzucając nim o drzewo. Upadł on bez ruchu na ziemię. Nemain najpierw złapała koniec ostrza wystający z jej klatki piersiowej i cofnęła je, jak najdalej mogła. Nie przejmowała się tym że rani sobie dłoń. Następnie złapała ostrze z tyłu i wyciągnęła je z ciała, po czym upuściła na ziemię. Miło było znów czuć krew krążącą w żyłach.
    Nie patrząc na czy ktoś ponownie nie zaatakuje jej pleców, odeszła. Tym razem skupiona na otoczeniu. Nie słyszała aby ktoś szedł jej śladem, tym lepiej dla niego. Jej rany zarówno te zadane przez wilka jak i człowieka zagoiły się już. Zmieniła się w chmarę nietoperzy i zaczęła szukać zapachu ostatniego wilka. Czarnej cwanej bestii, która zmyślnie nie szła razem z pozostała dwójką za tropem której podążała Nemain. To on odgryzł jej głowę, a ona chętnie mu się odwdzięczy tym samym.
   Znalazła trop. Podążyła za nim. Tak jak sądziła, kierował się on na wprost miejsca gdzie wylądowała w tym świecie. Jednak zboczył z kursu, najprawdopodobniej wtedy kiedy usłyszał strzały. Kierował się w tamtą stronę. Musieli się gdzieś minąć, albo nie biegł on bezpośrednio do miejsca z którego dochodziły strzały, wybrał okrężną drogę, szedł pod wiatr. Znów znalazła się na miejscu gdzie powaliła drugiego basiora. Ludzie zniknęli, podobnie jak ciało wilka. Nie przejmowała się tym na razie miała co innego do roboty.
   Ruszyła dalszym tropem wilka. Poszedł za jej zapachem. Śledzili się nawzajem. Była to zabawa w kotka i myszkę. Ale kto był myszą? Najpierw ona szła jego śladem a teraz on podążał jej tropem a ona nadal go śledziła. Zmieniła się w chmarę aby go dogonić. Ślad był świeży z przed kilku godzin.
    Tym razem jej nie zaskoczył. Ona jego również nie. Kiedy trop stał się świeższy zmieniła się w człowieka. W pewnym momencie trop zniknął co ją zaalarmowało. W porę wskoczyła na gałąź unikając w ten sposób znalezienia się między wilkiem a drzewem. Miała zamiar skoczyć na niego jak na pierwszą ofiarę tego dnia. Jednak wilka odskoczył. Był szybszy i większy od poprzednich. To mogła być interesująca walka.
Wylądowałaby na ziemi gdyby wilk nie skoczył, aby ja dosięgnąć. Zmieniła się w nietoperze i uniknęła jego szczęk wyposażonych w zestaw kłów z których najdłuższe miały ponad 10 centymetrów. Pojawiła się kilka metrów za wilkiem i zanim ten zdążył uciec, owinęła bat wokół jego tylnej nogi, po czym szarpnęła i oderwała mu ją. Stwór zawył z bólu, jednak zaszarżował ponownie. Tym razem uniknął bata. Zaczęli się okrążać, szukając słabego puntu u przeciwnika. Mimo braku nogi, poruszał się on dosyć sprawnie. Żółte ślepia, pełne inteligencji i nienawiści uważnie śledziły każdy jej ruch. Kości delikatnie grzechotały ciągnięte po ziemi.
     Najpierw poczuła mdłości, potem smak krwi w swoich ustach. Nie! Pomyślała z wściekłością. Nie teraz! O dziwo, dolegliwości minęły, ale na jak długo. Wilk wykorzystał jej chwile nieuwagi i skoczył, ona jednak z w porę się zorientowała i uniknęła ataku. Następnie zmieniła się w wilka podobnego do jej przeciwnika. Nie zaskoczyła go tym, ponieważ były one szkolone do walki z takimi jak ona, metamorfami.
    Oboje skoczyli sobie do gardeł. Chwilowo znalazła się pod nim. Nie potrzebowała nawet sekundy na przemianę, ale to było i tak zbyt wiele czasu. Zanim zacisnął szczęki na jej gardle udało się jej wydostać, i sama spróbowała tego samego, jednak trafiła w bark, a wilk dotarł tam gdzie chciał. Trzymał ją w mocnym uścisku. Utrata krwi z brakującej łapy nie osłabiła go zbytnio. Szarpała się i w końcu udało się jej ponownie wydostać. Walka w postaci wilka to nie był najlepszy pomysł. Odskoczyła i na nowo przybrała ludzką postać, dopadła do porzuconego bata i strzeliła nim w pysk stwora, pozostawiając mu ranę ciągnącą się po lewej stronie pyska, przechodzącą przez oko które krwawiło. Za pomocą odnalezionej wraz z batem bransolety w jej dłoniach pojawiła się włócznia. Była ona wykonana całkowicie ze stali, miała około dwóch i pół metra i oba końce zakończone ostrymi grotami. Uniknęła kolejnego ataku, wyskakując wysoko w powietrze zanim wilk wylądował, w miejscu gdzie przed chwilą się znajdowała. Znów zmieniła się w chmarę. Jednak zanim na powrót przybrała ludzką postać, wilk wykonywał skok. Nie mogła już uciec, on też, i o to chodziło. Wilk nadział się na jej włócznie, warcząc z wściekłości i skomląc jednocześnie z bólu. Utknęła między żebrami, więc Nemain szarpnęła. Ciało osunęło się, gdy grot wchodził głębiej. Dłonie miała mokre od krwi wilka, i swojej której coraz więcej wylewało się z jej ciała. Kiedy przestała słyszeć bicie serca rzuciła truchło na ziemię. Nie trudziła się wyciągnięciem broni. Nie miała na to siły. Ledwo trzymała się na nogach. Straciła przytomność w którymś momencie.


  Mam wiele do życzenia jeśli chodzi o ten rozdział, ale go publikuje.
  Nie mam siły do pisania komentarzy. Mam nadzieję że wy bardziej będziecie tryskać energią i napiszecie coś od siebie.

  Sztyletnica z Selkii.


    

3 komentarze:

  1. Tak. Napiszę coś od siebie- rozdział jest świetny. No i moja najukochańsza teoria światów równoległych. Mam wrażenie, że ludzie w kółko chcą jej zaprzeczyć, badając zachowania ludzkiego ciała, chemię, określając zależności fizyczne. Wszystko dąży do tego, że na świecie nie ma przypadków i wszystko da się przewidzieć. Że nawet myśli są motywowane przez pewne zależności w naszym organizmie. A fizyka daje nam możliwość wyborów, bo zawsze okazuje się, że zasady które ludzie wymyślili można złamać.
    Przepraszam za te moje teorie;)
    Zamiana w stado nietoperzy musi być czaderska. Też bym chętnie tego spróbowała XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie fajnie jest latać sobie tak w nocy, straszyć ptaki i inne zwierzęta żyjące na drzewach. W jednej chwili jesteś człowiekiem a w drugiej chmara nietoperzy...mi też się to podoba. Dzisiaj w książce przeczytałam coś że to co piszą autorzy może być tym co chcieliby przeżyć. Były to rozważania głównej bohaterki która, pisze teksty do opery mydlanej. Oczywiście ona ujęła to lepszymi słowami. Coś w tym jest. Chociaż może ja nie chciałabym mieć aż tak przykrego życia jakie mają moje główne bohaterki.

      Usuń
    2. Nie zgadzam się z tym. Mi się do grobu nie spieszy...

      Usuń