wtorek, 27 maja 2014

Księga 2 rozdział 5

Otworzyła oczy. Oddychała ciężko, było to spowodowane nagłym powrotem do ciała.
      Dużo informacji, cholernie dużo informacji, powinna spokojnie usiąść i je przemyśleć, ale nie miała na to zbyt wiele czasu. Miała misje do spełnienia znowu.
      " - Czy kiedykolwiek zaznam spokoju?
         - Na każdą istotę przyjdzie czas."
     Podniosła się z puchatego dywanu, i zaczęła przygotowywać się do opuszczenia Ziemi.
    Zaledwie kilka minut później była gotowa. Miała na sobie skórzany strój, na który składały się spodnie, gorset zapinany na guziki z przodu, rękawiczki do łokci i wysokie buty. Przez ramię przewiesiła miecz, a do pasa na biodrach przypięła dwa długie sztylety. Kolejny ukryła w bucie. Miała także przy sobie trzy noże do rzucania.
     Broń nie obciążała jej, a mogła być bardzo przydatna w miejscu do którego miała zamiar się udać. Oczywiście jeśli za pierwszym razem tam dotrze. Nigdy nie wiadomo gdzie mogą przenieść podróżnika niestabilne portale.
      Po raz kolejny znalazła się ona pod miastem. Archeolodzy nie odkryli jeszcze nawet 1/4 tego co kryje Egipt.
     Przez jakiś czas szła ona ciemnym korytarzem. Jego ściany zdobiły malunki i wyryte z ścianach hieroglify, a także sceny z życia świątyni. Nie zwracała ona na nie większej uwagi. Kierowała się nie tyle pamięcią co przeczuciem. Ostatni raz tymi korytarzami szła kilka tysięcy lat wcześniej. W końcu doszła do ślepego zaułka, korytarz się kończył. Przynajmniej tak się wydawało. W ścianie znajdowało się kilkucentymetrowe wgłębienie, przypominające kształtem krzyż ankh. Shiereen z pod bluzki wyciągnęła symbol nieśmiertelności zawieszony na rzemyku, przyłożyła go do zagłębienia. Drzwi uchyliły się lekko. Shiereen pchnęła je, i weszła do środka.
      Sala miała wymiary około siedmiu na dwanaście metrów. Na jej środku znajdował się obelisk, miał on około dziesięciu metrów wysokości, razem z cokołem. Na jego ścianach były wyryte znaki.
      Podróżowanie takimi portalami niosło za sobą ryzyko. Najpierw trzeba było je "pobudzić", co wymagało wiele mocy, później trzeba było  "zaprogramować je na odpowiednią częstopliwość" - tunel czasoprzestrzenny, jak zapewne powiedzieliby ludzie. Podobnie jak radio, nie odbierało wszystkich stacji, w zależności od tego czy znajdowało się w zasięgu nadawania sygnału czy nie. Podobnie było z portalami, każdy wymiar obejmował pewien zasięg światów do których można się było z niego dostać. Podróże do takich światów dla istoty o średnim zasobie mocy było bardzo proste, i nie wymagało używania portali.
       Jeśli chciało się dostać do wymiaru spoza zasięgu świata w którym się znajdowano, potrzeba było większej mocy i portalu.
      Shiereen oparła się obiema dłońmi o obelisk. Znalazła "świadomość" artefaktu. I otworzyła połączenie między swoim umysłem a ośrodkiem mocy obelisku. Poczuła mrowienie w rękach, moc płynęła przez jej dłonie do kamienia. Z początku kanał był szeroki, ale po jakimś czasie kobieta zawężyła go. Czuła lekkie mdłości i zawroty głowy, oddała za dużo mocy. Swoją świadomością zaczęła napierać na ośrodek mocy obelisku, kreowała połączenie z innym wymiarem.
      Ani na chwilę nie puściła kamienia, aż do teraz. Oderwała ręce od obelisku. Jej oddech był nieregularny, drżała lekko na całym ciele. Z pochwy na biodrze wyjęła nóż, którym przecięła sobie dłoń, głęboko, nie przejęła się tym. Znów przyłożyła rękę do kamienia. Zamknęła oczy. Poczuła jak osuwa się w ciemność.
      Pierwsze co poczuła to chłód. Przeraźliwe zimno. Otworzyła ona oczy i szybko wstała gotowa na niespodziewany atak, który nie nastąpił. Wyostrzyła ona wszystkie zmysły, ale nic jej nie zaniepokoiło. Dla pewności wysłała także ukrytą fale mocy, w promieniu około pięciu kilometrów nie wyczuła niczego żywego większego od lisa. Teraz mogła spokojnie się rozglądnąć i zorientować gdzie jest. Bo z pewnością nie była to kraina do jakiej chciała trafić.
      Z każdej strony otaczała ją lodowa pustynia. Białe wydmy ciągnęły się aż po horyząt. Krajobraz był urozmaicony przez kilka wysokich, dawno zamarzniętych, drzew. Wiał mocny wiatr, niosący ze sobą suchy śnieg, który nie spadał z nieba, lecz był po prostu zabierany z warstwy zamarzniętego lodu.
       Był to Jotunheim. Kraina lodowych olbrzymów, miejsce nieprzyjazne dla żadnego stworzenia oprócz  tych wymienionych wcześniej. Były one całkowicie odporne na chłód, ogień z resztą też, chyba że był to magiczny płomień.
       Shiereen ruszyła na północ, musiała dostać się do kolejnego portalu, a w tym świecie istniał tylko jeden i na szczęście nie był daleko. Jotunheim nie był krainą nieprzyjazna tylko ze względu na jej klimat. Chłód nie przeszkadzał Shiereen. Mieszkańcy tego wymiaru nie byli zbyt gościnni. Odzyskała część mocy, ale wolała uniknąć starcia z lodowymi olbrzymami. Wprawdzie istoty te nie władały magią, ale były odporne na wiele zaklęć, a także wyczuwały ją. Z pewnością wiedziały już o jej obecności na ich ziemi. Miała więc niewiele czasu aby dostać się do jedynego portalu znajdującego się na tej ziemi.
        Tak jak podejrzewała, zanim do niego dotarła została zaatakowana przez lodowe olbrzymy. Nie próbowały one kryć tego że zbliżają się do niej. Ich kroki słyszała z odległości kilkuset metrów mimo tego że wiał mocny wiatr, który niósł ze sobą śnieg.
       Olbrzymy szły z wiatrem, ale nie wyczula ich zmysłem węchu. Nie dlatego że panowała burza. One po prostu nie miały żadnego zapachu. Ich ciała były zbudowane z lodu. Ciężko było się przebić przez ich skórę, potrzebne do tego były zaklęte ostrza, bądź silniejsze magiczne zaklęcia. Krwawili oni gęstą, przeźroczystą cieczą, i w miarę jak wypływała ona z ich ciał stawali się słabsi. Umierali oni jak większość innych stworzeń, z powodu odniesionych ran, wykrwawienia się czy odcięcia głowy. Lodowe olbrzymy nie były głupimi stworzeniami, ani także zbyt przebiegłymi. Lubowali się w walce, często pomiędzy mini dochodziło do sporów, które zazwyczaj kończyły się walką, z której żywy mógł wyjść tylko jeden z przeciwników. Ciężko ranne olbrzymy były dobijane, podobnie jak słabe dzieci, które od wczesnych lat były zdane na siebie.
      Było ich pięciu. Każdy z nich miał ponad cztery metry wzrostu i w wielkiej dłoni dzierżył miecz bądź topór, które miały dosyć spore rozmiary. Korzystając z tego że że widoczność była ograniczona, a olbrzymy pewne siebie, zaszła je od tyłu i wskoczyła na plecy największego i zanim ten wykonał jakikolwiek ruch ostrze miecza Shiereen gładko wbiło się w czaszkę olbrzyma, przepoławiając ją aż do podstawy szyi. Zanim pozostała czwórka zdążyła zareagować powaliła kolejnego podobnym ciosem. Jednak pozostała trójka olbrzymów zdawała sobie sprawę z zagrożenia i nie miała najmniejszego zamiaru się poddać. Shiereen zabiła dwóch ich współbraci, chcieli ich pomścić.
       Kobieta była znacznie mniejsza od nich, i szybsza. Lecz nieustannie musiała uciekać przed kolejnym ostrzem. Podobnie jak olbrzymy, nie miała zamiaru się poddać. Udało się jej odciąć jednemu z nich ramię, dzięki czemu na chwilę wyrzuciła go z gry. W tym czasie sięgnęła po sztylet, który rzuciła w stronę jednego ze zdrowych olbrzymów. W czasie kiedy miała nóż w dłoni w myślach odmówiła inkantację. Kiedy ostrze zagłębiło się w szyi potwora, ciało najpierw wokół rany potem coraz dalej zaczęło się roztapiać. Proces był bardzo szybki. W ciągu sekundy głowa odpadła od korpusu, a proces nadal trwał.
      Czuła zmęczenie. Wykorzystała wiele energii na czar. Co się z nią działo? Dawniej mogłaby bez większych problemów otworzyć portal, a potem jeszcze walczyć. Czuła się słaba. Nienawidziła tego.
     Miała przed sobą jeszcze dwóch olbrzymów. Mimo  iż jeden z nich był ciężko ranny, nadal stanowił poważne zagrożenie. Jej przeciwnicy postanowili zaatakować z dwóch stron. Przed sobą miała zdrowego olbrzyma, który lekko krwawił z kilku draśnięć, natomiast za sobą rannego, osłabionego, lecz nadal groźnego przeciwnika dzierżącego w jedynej dłoni jaka mu pozostała wielki topór. Gdyby zaatakowała tego z tylu, nie ochroniłaby pleców, natomiast kiedy zaatakowałaby tego z przodu musiałaby go powalić jednym szybkim cieciem, zanim ranny osobnik ją zaatakuje. Nie miała wiele czasu do namysłu.
     Zebrała i wystrzeliła fale mocy, jaka jej pozostała. Potem ogarnęła ją ciemność.



    Nie mam siły na pisanie żadnych komentarzy do tego tekstu. Ani w ogóle żadnych innych.
    Jotunheim to jedna z 9 krain, osadzona na Drzewie Świata ( jakaś długa nazwa na Y...), jak już wiecie zamieszkują ją Lodowe olbrzymy, i jest ona skuta lodem.


     Czekam na jakiś odzew z waszej strony. ( To się nie odnosi do Klaudii i Wilczycy)

     "Nie znacie dnia ani godziny..."



      Sztyletnica

2 komentarze:

  1. Ale i tak się odezwę. Rozdział sympatyczny, przyjemnie się czyta. Tak jak na każdy poprzedni, czekałam na niego z niecierpliwością i jak widzę się opłacało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpadłam na to dopiero dzisiaj i muszę powiedzieć, że podoba mi się. Twoi bohaterowie są wyraziści, a treść ciekawa, nic tylko czekać na kolejny rozdział :) Błędów jako takich się nie dopatrzyłam, jest kilka na podłożu stylistycznym, ale sama piszę i wiem jaka to beznadziejna sprawa. Przy okazji zareklamuje się u ciebie w spamie, w porządku? No to do kolejnego rozdziału! :)
    Kathes

    OdpowiedzUsuń