sobota, 13 grudnia 2014

Ochłap cz.2

     Izolatka w budynku Providence, Ziemia

    Czuła chłód na skórze, przyjemnie był znów czuć swoje ciało, bicie serca, szmer oddechu i krew płynąc ą w żyłach. Przeciągnęła się, i zaczęła poruszać rękami i nogami aby pozbyć się nieprzyjemnego mrowienia w ciele. Następnie podniosła się powoli, i usiadła tak że nogi zwisały jej za krawędź stołu.
    Aby rozruszać palce zaczęła zaplątywać nimi warkocz. Nie były one zbyt posłuszne, powinna poleżeć jeszcze jakiś czas aby ludzkie komórki jakie wchłonęła zmodyfikowały się, ale nie miała na to czasu ani ochoty. Czuła ból i słyszała jak kości trą o siebie stawiając opór. Kiedy skończyła zaplatać włosy, drżała. Było jej zimno. Odczuwała temperaturę podobnie jak ludzie, mogła ją kontrolować, ale to wymagało od niej energii. Na szczęście potrafiła wykonać pewną sztuczkę. Zamknęła oczy i skoncentrowała się.
Zsunęła się ze stołu. Kolana się pod nią ugięły. Przytrzymała się krawędzi metalowego mebla. Stała tak przez chwilę, a kiedy poczuła się pewniej zrobiła kilka rundek po pomieszczeniu, przy okazji rozciągając ręce.
Czuła strach żołnierzy nawet przez ścianę. Mogłaby ich zabić, wszystkich co do jednego. Wyrywać im kręgosłupy, miażdżyć czaszki pożerać ich mięso i chłeptać ciepłą jeszcze krew. Potrząsnęła głową, aby pozbyć się tych wizji. Była drapieżnikiem, oczywiście potrafiła się kontrolować, ale w tych warunkach było to trudne. Głodne i osaczone zwierze jest niezwykle niebezpieczne, pobudzał ją także zapach strachu przebijający się przez ścianę.
    Wizje znów nadeszły. Instynkt kazał jej porzucić te formę, zmienić się w bestię wyważyć drzwi i mordować. Zaczęła zastanawiać się czy to nie byłoby dobre wyjście. Zabijać i uciec. Odrzuciła te myśl. Potrzebowała planu.
    Mogła uciec, pozostawiając za sobą szlak trupów i krwi, a co dalej?
W tej chwili uświadomiła sobie to że planując ucieczkę z ośrodka nie zastanawiała się nad tym co zrobi kiedy znajdzie się w innym świecie. Nie sądziła że uda się jej uciec z Ośrodka, a tym bardziej że przeżyje podróż z jednego wymiaru do innego. Liczyła na to że umrze. To by rozwiązało, wszystkie jej problemy.
Usiadła na podłodze pod ścianą, musiała się opanować. Ucieczka z tego miejsca nie wchodziła raczej w rachubę, potrzebowała czasu, planu...i pożywienia.

***

Korytarz przed izolatką, budynek Providence, Ziemia
Jakieś 15 minut później.

Żołnierze się bali, Szósty o tym ona także musiała o tym wiedzieć. Sam się nie bał, Pierwszy skutecznie oduczył go obawy przed czymkolwiek. Metody jego nauczyciela były okrutne, ale skuteczne. Dzięki szkoleniu jakie przeszedł stał się wypraną z uczuć maszyną, i doskonale o tym wiedział. Nie czuł nic mordując ludzi, nic nie powstrzymało go także przed zabiciem swojego mistrza. Tylko jedna osoba budziła w nim uczucia, doktor Holiday, tylko dla niej przez ostatnie sześć lat pracował w Providence. ( koniec tych czułości, zaleciało mi uczuciami, trzeba wyrównać jakoś poziom, sami sobie dopowiedzcie z kontekstu jak to Szósty przy niej łagodnieje, jak się dla niej zmienia itp., ja to nie mam nerwów).
Sam nie czuł strachu, ale nie potępiał także żołnierzy, za to że odczuwają strach. Z pewnością do wszystkich z nich doszły opowieści o tym co miało miejsce w lesie gdzie znaleziono szczątki. Z pewnością relacja z tamtych wydarzeń, opowiadana przez każdego kolejnego agenta była mocno przesadzona, opisy coraz krwawsze. Sam on widział to co zarejestrowały kamery na zewnątrz pojazdów i samolotów jakie się tam znalazły.
Ktoś mógłby pomyśleć że jeden z agentów po prostu oszalał i zaczął strzelać na oślep do swoich, i taką właśnie wersje wydarzeń próbowało wmówić żołnierzom Providence, aby nie budzić u nich paniki. Jednak mimo wyraźnego rozkazu Białego Rycerza, człowieka który, dla opinii publicznej, rządził Providence, który zakazał tym którzy przeżyli, mówić o tamtych wydarzeniach, ktoś zlekceważył ten rozkaz.
Słuchawka w uchu, zaczęła wibrować, powiadamiając go że ktoś chce z nim rozmawiać, nacisnął odpowiedni przycisk aby usłyszeć głos Białego Rycerza. Niewiele rzeczy mogło go zdziwić, a to była jedna z tych właśnie rzeczy. Zanim wydał rozkaz, jednemu z żołnierzy zaczął zastanawiać się czy przypadkiem Biały nie jest przepracowany, według niego rozkaz był najgłupszą rzeczą jaką mogli zrobić w tej sytuacji. Jednak postanowił zaufać staremu przyjacielowi.
Zwrócił się do jednego z żołnierzy stojącego najbliżej:
Przynieś jakieś ubrania dla nastolatki – agent przez chwile stał w miejscu, Szósty niemal widział jego ogłupiałą minę, za maską zasłaniającą twarz.
Jednak po chwili ruszył się dosyć sztywno, po czym zaczął biec. Byle dalej od miejsca gdzie za chwile może rozegrać się rzeź.
***

    Izolatka, budynek Providence, Ziemia
    Jakieś 10 minut wcześniej

    Obserwowali ją, wiedziała o tym. Nie wiedziała obiektywu kamery, która była bardzo dobrze ukryta, ale mimo to wiedziała że patrzy teraz w jej obiektyw.
    - Chce negocjować z waszym przywódcą, którego nazywacie Białym Rycerzem. - powiedziała, patrząc w miejsce na ścianie gdzie była umiejscowiona kamera. Czekała przez chwilę, po czym dodała – Jako jego jeniec, mam do tego prawo. Nawet wy musicie przestrzegać zasad wojny.
    Jeden z paneli, które budowały ścianę odsunął się ukazując ekran, na którym Nemain, zobaczyła mężczyznę, który najwyraźniej niezbyt często opuszczał swoje biuro, ponieważ jego skóra była wręcz chorobliwie blada, miał także bardzo jasne tęczówki i nie siwe lecz całkowicie białe włosy. Możliwe że był chory, chociaż w swoim świecie nie natknęła się na żadną chorobę o takich objawach. Możliwe że należał do jakiejś rasy ludzi, która wykształciła się w tym świecie. Porzuciła swoje rozważania na później, teraz miała inne problemy do rozwiązania.
    Dlaczego sądzisz że prowadzę z tobą wojnę? - spytał on.
   - Pojmaliście mnie i uwięziliście. Uznaje to za rozpoczęcie wojny. Jednak chce negocjować, aby oszczędzić twoja nędzna armię. - zdawała sobie sprawę z tego że obraża go i jego ludzi co z pewnością nie wpłynie przychylnie na decyzje mężczyzny. Jednak sądziła ona że Biały Rycerz będzie się kierował dobrem swoich ludzi a nie swoją dumą.
    - Dlaczego miałbym z tobą negocjować? - spytał, wyraz twarzy miał niezmienny, niewiele dało się z niego wyczytać, może jedynie napięcie, jednak w jego oczach widziała gniew.
    - Ponieważ oboje dobrze wiemy że jeśli nie przystaniesz na moją propozycje pokoju, liczba twoich żołnierzy drastycznie zmaleje. Twoi ludzie nazywają ciebie Rycerzem, a jeżeli ten tytuł został ci słusznie nadany wiesz że dla wojownika bycie jeńcem to hańba na honorze, i dobrze wiesz że wojownik nie zawaha się zabijać, chociażby po to aby honorowo zginąć, a ja nie mam zamiaru umierać w najbliższym czasie. Zaproponuje ci dobry układ. Tak czy inaczej dostane to czego potrzebuje, a tylko od ciebie zależy czy ucierpią na tym twoi ludzie.
    - Chcesz ze mną negocjować grożąc mi, i moim ludziom? - w jego tonie pojawił się gniew, ten facet nie ma silnych nerwów, stwierdziła Nemain.
    - To nie jest groźba a obietnica. - stwierdziła spokojnie. - Na razie potrzebuje tylko kilku litrów krwi. Resztę warunków możemy omówić kiedy nie będę tak głodna. - Z góry zakładała że Rycerz się zgodzi, to musiało go drażnić.
    Mężczyzna wpatrywał się w nią uporczywie, milcząc. Nie czuła się niezręcznie stojąc w pomieszczeniu całkowicie naga. Równie dobrze i swobodnie czuła się w ubraniu, jak i bez. W pomieszczeniu było zimno, jednak ona mogła kontrolować swoja temperaturę ciała, więc nie odczuwała chłodu.   
    - Dostaniesz krew, ale zostaniesz w tym budynku pod nadzorem, do puki nie przejdziemy do dalszych negocjacji. 
    - Zostanę w tym budynku przez 12 godzin od teraz, jeśli później nie dojdziemy do porozumienia. Przez ten czas nie zaatakuje żadnego z ludzi tu pracujących czy znajdujących się poza tym budynkiem, o ile nie zostanę zaatakowana w jakikolwiek sposób. Uznam to za złamanie ustalonych zasad, i w trybie natychmiastowym skieruje się do wyjścia. Po upłynięciu 12 godzin, jeśli dalsze negocjacje nie dojdą do skutku, z twoim pozwoleniem czy bez, udam się do wyjścia, jeśli zostanę zaatakowana będę się bronić. To moja ostateczna oferta.
    Biały Rycerz zacisnął szczęki, a w jego oczach pojawiła się prawdziwa wściekłość. Jakaś dziewczyna śmiała stawiać mu warunki. Widziała te spojrzenie wiele razy u różnych mężczyzn, wszyscy są do siebie niezwykle podobni, łatwo nimi manipulować jeśli wie się jak. Nie umknęły jej spojrzenia jakie rzucał na jej nagie ciało. 
    - To moja ostateczna oferta. Jeśli zależy ci na twoich żołnierzach, zgodzisz się. Po opuszczeniu tego budynku nie mam zamiaru zabijać obywateli tego świata.   
    - Jaką mam na to gwarancję? - spytał, najwyraźniej silił się na to aby nie podnosić głosu, nawet mu to wyszło, bo słyszała w nim tylko trochę jadu.  
    - Słowo. Tylko tyle mogę ci zaoferować. Jeśli dostane krew będę spokojniejsza. To bardzo proste, głodny drapieżnik jest mniej niebezpieczny, niż syty.

***

     Jakieś 5 minut później, baza Providence, Ziemia

    Siedziała na stole. Rycerz podjął dobrą decyzję. Coś w niej chciało aby się nie zgodził, kazało jej stawiać warunki i mówić lekceważącym tonem, aby go zniechęcić do tego układu. To był instynkt, kazał jej uciec z tej klatki i zabijać, pożywiać się w naturalny dla drapieżników sposób.
    Drzwi otworzyły się z ledwie słyszalnym dla ludzkiego ucha, więc dla niej o wiele głośniejszym dźwiękiem. Na korytarzu w półkolu stali ubrani w czarno- białe uniformy żołnierze. Każdy z nich był uzbrojony w broń palną, która dodatkowo była skierowana na nią. Nie zdała sobie nawet sprawy z tego że warczy, dopóki mężczyzna w zielonym garniturze nie wykonał ruchu ręką aby opuścili broń, co chociaż z ociąganiem, zostało zrobione.
    Czuła jego spojrzenie na sobie. Ale nie mogła go zinterpretować, ponieważ nosił on ciemne okulary. Nie wydzielał także zapachu strachu czy pożądania. Zawodowiec, pomyślała.
    Złapała rzucone przez zielonego zawiniątko. Ubrania. Ten ich czarno-biały uniform. Nie powiedziała nic, podobnie jak on. Nie odwrócił się, aby dać jej choć odrobinę prywatności, nie potrzebowała tego. Świetnie czuła się zarówno w ubraniu jak i bez. Lustrował ją wzrokiem, kiedy się ubierała. Mundur był w dosyć małym rozmiarze, ale i tak był za duży. Jej ciało było mocno wychudzone, jednak mimo tego była silniejsza od ludzi.
    - Co teraz? - spytała, zakładając ręce na piersi. Patrzyła mu prosto w oczy, a raczej patrzyłaby gdyby nie okulary. Było to wyzwanie, przez chwile się nie odzywał, nadal stojąc w drzwiach i patrząc na nią. Minę miał nieprzeniknioną, wyrażała ona tylko niezadowolenie, nic poza tym.
Pierwszy odwrócił wzrok, punkt dla niej. Mężczyzna dotknął słuchawki w uchu i wysłuchał instrukcji przełożonego, po czym potwierdził zrozumienie rozkazu. Nemain słyszała każde słowo Białego rycerza i coraz bardziej się niecierpliwiła, głód rósł z każdą chwilą. Czuła się także osaczona, to nie pomagało jej, utrzymać kontroli.
    Mężczyzna oddelegował większość żołnierzy oprócz czterech którzy mieli ich eskortować. Ich zadaniem raczej nie było pilnowanie jej, ale tego aby żaden z agentów nie wpadł na jakiś głupi pomysł. Natomiast mężczyzna, Szósty, tak nazywał go Rycerz, miał pilnować aby to ona nie zrobiła jakiegoś głupstwa, i nie zamierzała. Jej słowo było niewiele warte. Straciła swój honor już dawno temu, zabijając niewinnych, mordując dla samej przyjemności odbierania życia. Nie patrzyła na to czy ktoś walczył, bronił się, błagał o darowanie życia, uciekał, zabijała wszystkich, bez chwili zawachania, bez współczucia dla nich. Nieraz na polu bitwy nazywano ją potworem. Jednak ona nie była potworem, potworami są ludzie, ona stała się czymś gorszym, demonem.
    Dwaj agenci z przodu, dwaj z tyłu. Szósty szedł obok niej. Niezbyt dobrze się czuła mając kogoś za plecami, nawet jeśli ten ktoś nie mógł zrobić jej krzywdy. Wszystkie korytarze były niemal identyczne. Białe ściany, automatycznie otwierane drzwi, niektóre na specjalne czytniki. To miejsce przypominało jej Ośrodek, zapewne była to jego alternatywna wersja w tym świecie. Tylko czy oni również mieli mutantów? Zgadywała że nie, chociaż nie poznała zbyt dobrze tego świata. Spędziła w nim zaledwie dwa dni, przed tym nim znalazła wilki, a może to one znalazły ją? Ludzie dadzą jej potrzebne informacje, ale teraz wolała się skupić na tym aby nie rzucić się do gardła któremuś z żołnierzy, niż grzebać im w umysłach.
     Czuła się tak jakby nadal przebywała w Ośrodku. Te białe puste ściany, charakterystyczny odgłos ciężkich wojskowych buciorów na podłodze...to ją uspokajało. Większość swojego życia spędziła w takim właśnie miejscu. Ośrodek był jej domem, tak go nazywała. Nie miał specyficznej atmosfery miejsca w którym mieszkają ludzie, ale był dla niej domem. Nie znała innego życia poza tym jakie miała tam. Zamknięte na klucz pokoje, izolatka, prywatni nauczyciele, badania, lekcje różnorakich sztuk walki, zadania, zabijanie i jej sadystyczna mistrzyni.
    Żołnierze przed nią zatrzymali się, więc ona również to zrobiła. Mężczyzna idący do tej pory obok niej, złapał ją za ramię. Uścisk był silny, niemal bolesny. Wyszarpnęła mu ramię.
    Nie dotykaj mnie. - wysyczała
    Ruszył w stronę najbliższych drzwi, Nemain zrobiła to samo.
    Pierwsze co poczuła po przekroczeniu progu to silny zapach środków dezynfekujących. Pomieszczenie było nieduże. Pod ścianami znajdowały się szafki z przeszklonymi drzwiami, poniżej których znajdowały się szuflady bądź szafki. Powinny się w nich znajdować różnorakie leki, strzykawki, bandaże i tym podobne rzeczy. Jednak były puste. Na środku pokoju stała kozetka,a obok niej ustawiony był mały metalowy stoliczek, na którym znajdowało się pięć worków krwi, oraz igła i rurka, dzięki którym krew miała się przedostać z woreczków do jej żył.
    W pomieszczeniu znajdowała się już jedna osoba. Wzrok Nemain spoczął na kobiecie. Musiała być pielęgniarką lub lekarzem. Ubrana była w białe ciuchy, spodnie i bluzkę z długim rękawem. Stała sztywno, jak na baczność. Była nie tyle zdenerwowana, co się po prostu bała. Próbowała zachować kamienna twarz, ale zdradzało ją ciało i oczy, które wręcz błagały o pomoc. Nie patrzyła na nią, ale zerkała co chwila, unikając wzroku Nemain, kiedy ta zajmowała miejsce w kozetce.
Szósty zajął dogodną pozycje, tak że mógł ją obserwować, i bronić się lub atakować gdyby zaszła taka potrzeba. Dziewczyna zastanawiała się czym on walczy. Mógłby mieć schowane pistolety, lub sztylety pod marynarką, ale zauważyłaby to. Może preferował on walkę wręcz, chociaż było to niezwykle rzadkie, przynajmniej w jej świecie. Ona sama zazwyczaj korzystała z broni wynalezionej przez ludzi.
    Kobieta, miała sztywne ruchy. Miała wyraźną obawę przed dotknięciem jej jakie było konieczne przy wkłuciu igły w jej żyłę. Pewnie śmieszyło by to Nemain gdyby nie palący głód. Dlatego też po dwóch nieudanych próbach, dziewczyna zrobiła to sama. Kobieta powoli podłączyła do igły rurkę, a te do worka z krwią zawieszonego na specjalnym stojaku.
    Poczuła jej ulgę gdy drzwi się otworzyły i do środka weszła kolejna osoba, która pozwoliła jej wyjść. Ubrana w lekarski kitel, kobieta.To ją widziała w lesie. Była tą samą kobietą, która jej współczuła. Wyglądała jak kobieta która, trenowała ją od 4 roku życia w sztuce zabijania, jak jej mistrzyni.



    No i druga część.
    Zdaje sobie sprawę z tego że marny ze mnie negocjator, ale ostatnio na EDB omawialiśmy konwencje genewskie, i wykombinowałam małą wojnę, być może obejdzie się nawet bez ofiar. Zobaczymy czy Biały bądź Nemain czegoś nie schrzanią. 
    Bardzo dziękuje za komentarze pozostawione pod wcześniejszym postem.
    Te część dedykuje Mrocznej- Krainie90, Wilczycy1315 i Anonimowi, może się ujawni.

    Pozdrawiam wszystkich czytających te część, i w ogóle bloga.
    Jeśli piszecie, niech wasi przewodnicy ( jeśli ich macie) będa przy was i niech się nie lenią.

    Sztyletnica z Selkii

3 komentarze:

  1. Dziękuję pięknie za dedykację ;D
    Cóż, robi się ciekawie. I tak podziwiam, że te negocjacje były aż takie długie i pokojowe. Założę, się, że te parę moich postaci, z którymi byłoby o co negocjować, znudziły by się po kilku słowach.Chociaż liczę, że aż tak mało o negocjowaniu nie wiem, bo po świętach czeka mnie z tego sprawdzian na podstawach przedsiębiorczości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nemain ma w sobie te żądze zabijania, jest to część jej natury drapieżnika. Ale próbuje z tym walczyć i raczej zabija kiedy musi ( zostaje zaatakowana, czy kiedy potrzebuje tkanki do odbudowania swojego ciała), jednocześnie czerpie przyjemność z zadawania bólu, mieszaniu ludziom w głowach i zabijania. Ja to się nawet targować nie potrafię, na negocjacjach też się nie znam, ale sądzę że to wyszło słabo. Powinni może się trochę bardziej pokłócić, tyle że Nemain chciała dostać krew, wiec szybko postawiła sprawę jasno, albo dacie mi krew dobrowolnie i zostanę 12 godz a ponad to będę dalej negocjować, ten czas jaki daje Białemu to jej gest dobrej woli, ma ona 12 godz na wykombinowanie jak ją zatrzymać w Providence. Oczywiście nie zrobiła tego z swojej dobrej woli, ona nie wie co ma dalej zrobić. Jeszcze tego chyba nie napisałam, ale sama nie wie jak uciekła, ma tylko strzępki wspomnień z tych wydarzeń. Daje Białemu czas na to aby zaproponował jej zostanie w Providence i spokój w zamian za to że nie zwieje....Ale się rozpisałam...może powinnam jednak wziąć udział w konkursie polonistycznym....
      Nie mieszam więcej, i nie spolieruje.
      Dziękuje za komentarz.
      Sztyletnica z Selkiii

      Usuń
  2. Przybyłam podręczyć nominacją, znaną też jako LBA.

    OdpowiedzUsuń