Izolatka w budynku Providence, Ziemia
Czuła chłód na skórze,
przyjemnie był znów czuć swoje ciało, bicie serca, szmer oddechu
i krew płynąc ą w żyłach. Przeciągnęła się, i zaczęła
poruszać rękami i nogami aby pozbyć się nieprzyjemnego mrowienia
w ciele. Następnie podniosła się powoli, i usiadła tak że nogi
zwisały jej za krawędź stołu.
Aby rozruszać palce zaczęła
zaplątywać nimi warkocz. Nie były one zbyt posłuszne, powinna
poleżeć jeszcze jakiś czas aby ludzkie komórki jakie wchłonęła
zmodyfikowały się, ale nie miała na to czasu ani ochoty. Czuła
ból i słyszała jak kości trą o siebie stawiając opór. Kiedy
skończyła zaplatać włosy, drżała. Było jej zimno. Odczuwała
temperaturę podobnie jak ludzie, mogła ją kontrolować, ale to
wymagało od niej energii. Na szczęście potrafiła wykonać pewną
sztuczkę. Zamknęła oczy i skoncentrowała się.
Zsunęła się ze stołu.
Kolana się pod nią ugięły. Przytrzymała się krawędzi
metalowego mebla. Stała tak przez chwilę, a kiedy poczuła się
pewniej zrobiła kilka rundek po pomieszczeniu, przy okazji
rozciągając ręce.
Czuła strach żołnierzy nawet
przez ścianę. Mogłaby ich zabić, wszystkich co do jednego.
Wyrywać im kręgosłupy, miażdżyć czaszki pożerać ich mięso i
chłeptać ciepłą jeszcze krew. Potrząsnęła głową, aby pozbyć
się tych wizji. Była drapieżnikiem, oczywiście potrafiła się
kontrolować, ale w tych warunkach było to trudne. Głodne i
osaczone zwierze jest niezwykle niebezpieczne, pobudzał ją także
zapach strachu przebijający się przez ścianę.
Wizje znów nadeszły. Instynkt
kazał jej porzucić te formę, zmienić się w bestię wyważyć
drzwi i mordować. Zaczęła zastanawiać się czy to nie byłoby
dobre wyjście. Zabijać i uciec. Odrzuciła te myśl. Potrzebowała
planu.
Mogła uciec, pozostawiając
za sobą szlak trupów i krwi, a co dalej?
W tej chwili uświadomiła
sobie to że planując ucieczkę z ośrodka nie zastanawiała się
nad tym co zrobi kiedy znajdzie się w innym świecie. Nie sądziła
że uda się jej uciec z Ośrodka, a tym bardziej że przeżyje
podróż z jednego wymiaru do innego. Liczyła na to że umrze. To by
rozwiązało, wszystkie jej problemy.
Usiadła na podłodze pod
ścianą, musiała się opanować. Ucieczka z tego miejsca nie
wchodziła raczej w rachubę, potrzebowała czasu, planu...i
pożywienia.
***
Korytarz przed izolatką,
budynek Providence, Ziemia
Jakieś 15 minut później.
Żołnierze się bali, Szósty
o tym ona także musiała o tym wiedzieć. Sam się nie bał,
Pierwszy skutecznie oduczył go obawy przed czymkolwiek. Metody jego
nauczyciela były okrutne, ale skuteczne. Dzięki szkoleniu jakie
przeszedł stał się wypraną z uczuć maszyną, i doskonale o tym
wiedział. Nie czuł nic mordując ludzi, nic nie powstrzymało go
także przed zabiciem swojego mistrza. Tylko jedna osoba budziła w
nim uczucia, doktor Holiday, tylko dla niej przez ostatnie sześć
lat pracował w Providence. ( koniec tych czułości, zaleciało mi
uczuciami, trzeba wyrównać jakoś poziom, sami sobie dopowiedzcie z
kontekstu jak to Szósty przy niej łagodnieje, jak się dla niej
zmienia itp., ja to nie mam nerwów).
Sam nie czuł strachu, ale nie
potępiał także żołnierzy, za to że odczuwają strach. Z
pewnością do wszystkich z nich doszły opowieści o tym co miało
miejsce w lesie gdzie znaleziono szczątki. Z pewnością relacja z
tamtych wydarzeń, opowiadana przez każdego kolejnego agenta była
mocno przesadzona, opisy coraz krwawsze. Sam on widział to co
zarejestrowały kamery na zewnątrz pojazdów i samolotów jakie się
tam znalazły.
Ktoś mógłby pomyśleć że
jeden z agentów po prostu oszalał i zaczął strzelać na oślep do
swoich, i taką właśnie wersje wydarzeń próbowało wmówić
żołnierzom Providence, aby nie budzić u nich paniki. Jednak mimo
wyraźnego rozkazu Białego Rycerza, człowieka który, dla opinii
publicznej, rządził Providence, który zakazał tym którzy
przeżyli, mówić o tamtych wydarzeniach, ktoś zlekceważył ten
rozkaz.
Słuchawka w uchu, zaczęła
wibrować, powiadamiając go że ktoś chce z nim rozmawiać,
nacisnął odpowiedni przycisk aby usłyszeć głos Białego Rycerza.
Niewiele rzeczy mogło go zdziwić, a to była jedna z tych właśnie
rzeczy. Zanim wydał rozkaz, jednemu z żołnierzy zaczął
zastanawiać się czy przypadkiem Biały nie jest przepracowany,
według niego rozkaz był najgłupszą rzeczą jaką mogli zrobić w
tej sytuacji. Jednak postanowił zaufać staremu przyjacielowi.
Zwrócił się do jednego z
żołnierzy stojącego najbliżej:
Przynieś jakieś ubrania dla
nastolatki – agent przez chwile stał w miejscu, Szósty niemal
widział jego ogłupiałą minę, za maską zasłaniającą twarz.
Jednak po chwili ruszył się
dosyć sztywno, po czym zaczął biec. Byle dalej od miejsca gdzie za
chwile może rozegrać się rzeź.
***
Izolatka, budynek Providence,
Ziemia
Jakieś 10 minut wcześniej
Obserwowali ją, wiedziała o
tym. Nie wiedziała obiektywu kamery, która była bardzo dobrze
ukryta, ale mimo to wiedziała że patrzy teraz w jej obiektyw.
- Chce negocjować z waszym
przywódcą, którego nazywacie Białym Rycerzem. - powiedziała,
patrząc w miejsce na ścianie gdzie była umiejscowiona kamera.
Czekała przez chwilę, po czym dodała – Jako jego jeniec, mam do
tego prawo. Nawet wy musicie przestrzegać zasad wojny.
Jeden z paneli, które
budowały ścianę odsunął się ukazując ekran, na którym Nemain,
zobaczyła mężczyznę, który najwyraźniej niezbyt często
opuszczał swoje biuro, ponieważ jego skóra była wręcz
chorobliwie blada, miał także bardzo jasne tęczówki i nie siwe
lecz całkowicie białe włosy. Możliwe że był chory, chociaż w
swoim świecie nie natknęła się na żadną chorobę o takich
objawach. Możliwe że należał do jakiejś rasy ludzi, która
wykształciła się w tym świecie. Porzuciła swoje rozważania na
później, teraz miała inne problemy do rozwiązania.
Dlaczego sądzisz że prowadzę
z tobą wojnę? - spytał on.
- Pojmaliście mnie i
uwięziliście. Uznaje to za rozpoczęcie wojny. Jednak chce
negocjować, aby oszczędzić twoja nędzna armię. - zdawała sobie
sprawę z tego że obraża go i jego ludzi co z pewnością nie
wpłynie przychylnie na decyzje mężczyzny. Jednak sądziła ona że
Biały Rycerz będzie się kierował dobrem swoich ludzi a nie swoją
dumą.
- Dlaczego miałbym z tobą negocjować? - spytał, wyraz twarzy miał niezmienny, niewiele dało się z niego wyczytać, może jedynie napięcie, jednak w jego oczach widziała gniew.
- Dlaczego miałbym z tobą negocjować? - spytał, wyraz twarzy miał niezmienny, niewiele dało się z niego wyczytać, może jedynie napięcie, jednak w jego oczach widziała gniew.
- Ponieważ oboje dobrze wiemy
że jeśli nie przystaniesz na moją propozycje pokoju, liczba twoich
żołnierzy drastycznie zmaleje. Twoi ludzie nazywają ciebie
Rycerzem, a jeżeli ten tytuł został ci słusznie nadany wiesz że
dla wojownika bycie jeńcem to hańba na honorze, i dobrze wiesz że
wojownik nie zawaha się zabijać, chociażby po to aby honorowo
zginąć, a ja nie mam zamiaru umierać w najbliższym czasie.
Zaproponuje ci dobry układ. Tak czy inaczej dostane to czego
potrzebuje, a tylko od ciebie zależy czy ucierpią na tym twoi
ludzie.
- Chcesz ze mną
negocjować grożąc mi, i moim ludziom? - w jego tonie pojawił
się gniew, ten facet nie ma silnych nerwów, stwierdziła
Nemain.
- To nie jest groźba a
obietnica. - stwierdziła spokojnie. - Na razie potrzebuje tylko
kilku litrów krwi. Resztę warunków możemy omówić kiedy nie
będę tak głodna. - Z góry zakładała że Rycerz się
zgodzi, to musiało go drażnić.
Mężczyzna wpatrywał się
w nią uporczywie, milcząc. Nie czuła się niezręcznie stojąc
w pomieszczeniu całkowicie naga. Równie dobrze i swobodnie
czuła się w ubraniu, jak i bez. W pomieszczeniu było zimno,
jednak ona mogła kontrolować swoja temperaturę ciała, więc
nie odczuwała chłodu.
- Dostaniesz krew, ale
zostaniesz w tym budynku pod nadzorem, do puki nie przejdziemy do
dalszych negocjacji.
- Zostanę w tym budynku
przez 12 godzin od teraz, jeśli później nie dojdziemy do
porozumienia. Przez ten czas nie zaatakuje żadnego z ludzi tu
pracujących czy znajdujących się poza tym budynkiem, o ile nie
zostanę zaatakowana w jakikolwiek sposób. Uznam to za złamanie
ustalonych zasad, i w trybie natychmiastowym skieruje się do
wyjścia. Po upłynięciu 12 godzin, jeśli dalsze negocjacje nie
dojdą do skutku, z twoim pozwoleniem czy bez, udam się do
wyjścia, jeśli zostanę zaatakowana będę się bronić. To
moja ostateczna oferta.
Biały Rycerz zacisnął
szczęki, a w jego oczach pojawiła się prawdziwa wściekłość.
Jakaś dziewczyna śmiała stawiać mu warunki. Widziała te
spojrzenie wiele razy u różnych mężczyzn, wszyscy są do
siebie niezwykle podobni, łatwo nimi manipulować jeśli wie się
jak. Nie umknęły jej spojrzenia jakie rzucał na jej nagie
ciało.
- To moja ostateczna
oferta. Jeśli zależy ci na twoich żołnierzach, zgodzisz się.
Po opuszczeniu tego budynku nie mam zamiaru zabijać obywateli
tego świata.
- Jaką mam na to
gwarancję? - spytał, najwyraźniej silił się na to aby nie
podnosić głosu, nawet mu to wyszło, bo słyszała w nim tylko
trochę jadu.
- Słowo. Tylko tyle
mogę ci zaoferować. Jeśli dostane krew będę spokojniejsza.
To bardzo proste, głodny drapieżnik jest mniej niebezpieczny,
niż syty.
***
Jakieś 5 minut później, baza
Providence, Ziemia
Siedziała na stole. Rycerz podjął dobrą decyzję. Coś
w niej chciało aby się nie zgodził, kazało jej stawiać
warunki i mówić lekceważącym tonem, aby go zniechęcić do
tego układu. To był instynkt, kazał jej uciec z tej klatki i
zabijać, pożywiać się w naturalny dla drapieżników sposób.
Drzwi otworzyły się z
ledwie słyszalnym dla ludzkiego ucha, więc dla niej o wiele
głośniejszym dźwiękiem. Na korytarzu w półkolu stali ubrani
w czarno- białe uniformy żołnierze. Każdy z nich był
uzbrojony w broń palną, która dodatkowo była skierowana na
nią. Nie zdała sobie nawet sprawy z tego że warczy, dopóki
mężczyzna w zielonym garniturze nie wykonał ruchu ręką aby
opuścili broń, co chociaż z ociąganiem, zostało zrobione.
Czuła jego spojrzenie na
sobie. Ale nie mogła go zinterpretować, ponieważ nosił on
ciemne okulary. Nie wydzielał także zapachu strachu czy
pożądania. Zawodowiec, pomyślała.
Złapała rzucone przez zielonego
zawiniątko. Ubrania. Ten ich czarno-biały uniform. Nie powiedziała
nic, podobnie jak on. Nie odwrócił się, aby dać jej choć
odrobinę prywatności, nie potrzebowała tego. Świetnie czuła się
zarówno w ubraniu jak i bez. Lustrował ją wzrokiem, kiedy się
ubierała. Mundur był w dosyć małym rozmiarze, ale i tak był za
duży. Jej ciało było mocno wychudzone, jednak mimo tego była
silniejsza od ludzi.
- Co teraz? - spytała,
zakładając ręce na piersi. Patrzyła mu prosto w oczy, a raczej
patrzyłaby gdyby nie okulary. Było to wyzwanie, przez chwile się
nie odzywał, nadal stojąc w drzwiach i patrząc na nią. Minę
miał nieprzeniknioną, wyrażała ona tylko niezadowolenie, nic
poza tym.
Pierwszy odwrócił wzrok, punkt
dla niej. Mężczyzna dotknął słuchawki w uchu i wysłuchał
instrukcji przełożonego, po czym potwierdził zrozumienie rozkazu.
Nemain słyszała każde słowo Białego rycerza i coraz bardziej się
niecierpliwiła, głód rósł z każdą chwilą. Czuła się także
osaczona, to nie pomagało jej, utrzymać kontroli.
Mężczyzna oddelegował większość
żołnierzy oprócz czterech którzy mieli ich eskortować. Ich
zadaniem raczej nie było pilnowanie jej, ale tego aby żaden z
agentów nie wpadł na jakiś głupi pomysł. Natomiast mężczyzna,
Szósty, tak nazywał go Rycerz, miał pilnować aby to ona nie
zrobiła jakiegoś głupstwa, i nie zamierzała. Jej słowo było
niewiele warte. Straciła swój honor już dawno temu, zabijając
niewinnych, mordując dla samej przyjemności odbierania życia. Nie
patrzyła na to czy ktoś walczył, bronił się, błagał o
darowanie życia, uciekał, zabijała wszystkich, bez chwili
zawachania, bez współczucia dla nich. Nieraz na polu bitwy nazywano
ją potworem. Jednak ona nie była potworem, potworami są ludzie,
ona stała się czymś gorszym, demonem.
Dwaj agenci z przodu, dwaj z tyłu.
Szósty szedł obok niej. Niezbyt dobrze się czuła mając kogoś za
plecami, nawet jeśli ten ktoś nie mógł zrobić jej krzywdy.
Wszystkie korytarze były niemal identyczne. Białe ściany,
automatycznie otwierane drzwi, niektóre na specjalne czytniki. To
miejsce przypominało jej Ośrodek, zapewne była to jego
alternatywna wersja w tym świecie. Tylko czy oni również mieli
mutantów? Zgadywała że nie, chociaż nie poznała zbyt dobrze tego
świata. Spędziła w nim zaledwie dwa dni, przed tym nim znalazła
wilki, a może to one znalazły ją? Ludzie dadzą jej potrzebne
informacje, ale teraz wolała się skupić na tym aby nie rzucić się
do gardła któremuś z żołnierzy, niż grzebać im w umysłach.
Czuła się tak jakby nadal
przebywała w Ośrodku. Te białe puste ściany, charakterystyczny
odgłos ciężkich wojskowych buciorów na podłodze...to ją
uspokajało. Większość swojego życia spędziła w takim właśnie
miejscu. Ośrodek był jej domem, tak go nazywała. Nie miał
specyficznej atmosfery miejsca w którym mieszkają ludzie, ale był
dla niej domem. Nie znała innego życia poza tym jakie miała tam.
Zamknięte na klucz pokoje, izolatka, prywatni nauczyciele, badania,
lekcje różnorakich sztuk walki, zadania, zabijanie i jej
sadystyczna mistrzyni.
Żołnierze przed nią zatrzymali
się, więc ona również to zrobiła. Mężczyzna idący do tej pory
obok niej, złapał ją za ramię. Uścisk był silny, niemal
bolesny. Wyszarpnęła mu ramię.
Nie dotykaj mnie. - wysyczała
Ruszył w stronę najbliższych
drzwi, Nemain zrobiła to samo.
Pierwsze co poczuła po
przekroczeniu progu to silny zapach środków dezynfekujących.
Pomieszczenie było nieduże. Pod ścianami znajdowały się szafki z
przeszklonymi drzwiami, poniżej których znajdowały się szuflady
bądź szafki. Powinny się w nich znajdować różnorakie leki,
strzykawki, bandaże i tym podobne rzeczy. Jednak były puste. Na
środku pokoju stała kozetka,a obok niej ustawiony był mały
metalowy stoliczek, na którym znajdowało się pięć worków krwi,
oraz igła i rurka, dzięki którym krew miała się przedostać z
woreczków do jej żył.
W pomieszczeniu znajdowała się już
jedna osoba. Wzrok Nemain spoczął na kobiecie. Musiała być
pielęgniarką lub lekarzem. Ubrana była w białe ciuchy, spodnie i
bluzkę z długim rękawem. Stała sztywno, jak na baczność. Była
nie tyle zdenerwowana, co się po prostu bała. Próbowała zachować
kamienna twarz, ale zdradzało ją ciało i oczy, które wręcz
błagały o pomoc. Nie patrzyła na nią, ale zerkała co chwila,
unikając wzroku Nemain, kiedy ta zajmowała miejsce w kozetce.
Szósty zajął dogodną pozycje,
tak że mógł ją obserwować, i bronić się lub atakować gdyby
zaszła taka potrzeba. Dziewczyna zastanawiała się czym on walczy.
Mógłby mieć schowane pistolety, lub sztylety pod marynarką, ale
zauważyłaby to. Może preferował on walkę wręcz, chociaż było
to niezwykle rzadkie, przynajmniej w jej świecie. Ona sama zazwyczaj
korzystała z broni wynalezionej przez ludzi.
Kobieta, miała sztywne ruchy. Miała
wyraźną obawę przed dotknięciem jej jakie było konieczne przy
wkłuciu igły w jej żyłę. Pewnie śmieszyło by to Nemain gdyby
nie palący głód. Dlatego też po dwóch nieudanych próbach,
dziewczyna zrobiła to sama. Kobieta powoli podłączyła do igły
rurkę, a te do worka z krwią zawieszonego na specjalnym stojaku.
Poczuła jej ulgę gdy drzwi się
otworzyły i do środka weszła kolejna osoba, która pozwoliła jej wyjść. Ubrana w lekarski
kitel, kobieta.To ją widziała w lesie. Była tą samą kobietą,
która jej współczuła. Wyglądała jak kobieta która, trenowała
ją od 4 roku życia w sztuce zabijania, jak jej mistrzyni.
No i druga część.
Zdaje sobie sprawę z tego że marny ze mnie negocjator, ale ostatnio na EDB omawialiśmy konwencje genewskie, i wykombinowałam małą wojnę, być może obejdzie się nawet bez ofiar. Zobaczymy czy Biały bądź Nemain czegoś nie schrzanią.
Bardzo dziękuje za komentarze pozostawione pod wcześniejszym postem.
Te część dedykuje Mrocznej- Krainie90, Wilczycy1315 i Anonimowi, może się ujawni.
Pozdrawiam wszystkich czytających te część, i w ogóle bloga.
Jeśli piszecie, niech wasi przewodnicy ( jeśli ich macie) będa przy was i niech się nie lenią.
Sztyletnica z Selkii
Dziękuję pięknie za dedykację ;D
OdpowiedzUsuńCóż, robi się ciekawie. I tak podziwiam, że te negocjacje były aż takie długie i pokojowe. Założę, się, że te parę moich postaci, z którymi byłoby o co negocjować, znudziły by się po kilku słowach.Chociaż liczę, że aż tak mało o negocjowaniu nie wiem, bo po świętach czeka mnie z tego sprawdzian na podstawach przedsiębiorczości...
Nemain ma w sobie te żądze zabijania, jest to część jej natury drapieżnika. Ale próbuje z tym walczyć i raczej zabija kiedy musi ( zostaje zaatakowana, czy kiedy potrzebuje tkanki do odbudowania swojego ciała), jednocześnie czerpie przyjemność z zadawania bólu, mieszaniu ludziom w głowach i zabijania. Ja to się nawet targować nie potrafię, na negocjacjach też się nie znam, ale sądzę że to wyszło słabo. Powinni może się trochę bardziej pokłócić, tyle że Nemain chciała dostać krew, wiec szybko postawiła sprawę jasno, albo dacie mi krew dobrowolnie i zostanę 12 godz a ponad to będę dalej negocjować, ten czas jaki daje Białemu to jej gest dobrej woli, ma ona 12 godz na wykombinowanie jak ją zatrzymać w Providence. Oczywiście nie zrobiła tego z swojej dobrej woli, ona nie wie co ma dalej zrobić. Jeszcze tego chyba nie napisałam, ale sama nie wie jak uciekła, ma tylko strzępki wspomnień z tych wydarzeń. Daje Białemu czas na to aby zaproponował jej zostanie w Providence i spokój w zamian za to że nie zwieje....Ale się rozpisałam...może powinnam jednak wziąć udział w konkursie polonistycznym....
UsuńNie mieszam więcej, i nie spolieruje.
Dziękuje za komentarz.
Sztyletnica z Selkiii
Przybyłam podręczyć nominacją, znaną też jako LBA.
OdpowiedzUsuń