Bliżej nieokreślony czas,
Skrzydło szpitalne, Providence, Ziemia
Obudziła się.
Otworzyła oczy,
niemal natychmiast je zamykając. Czuła się tak jakby w jej głowie wybuchła
bomba.
- Zaczekaj,
zgaszę światło .
Zacisnęła zęby.
Głowa bolała ją niemiłosiernie. Czuła także suchość w ustach.
Wyłączenie
światła niewiele dało, ból trochę zelżał, ale nadal był ogromny. Sprawiał że
kobieta nie mogła myśleć i miała ochotę się rozpłakać.
Po chwili przyzwyczaiła się do ciemności. Pokój stał się trochę przerażającym
miejscem ze względu na dwoje żarzących się czerwienią oczu, które nie
spuszczały z niej wzroku. Cała postać dziewczyny wydawała się być dziwnie
rozmyta, przypominała sylwetkę człowieka ale nią nie była, kobiecie wydawało
się że po ciele siedzącego przed nią stwora jest przysłonięte przez setki
insektów które są w ciągłym ruchu.
Zaczęła się bać kiedy nagle powyżej miejsc gdzie znajdowały się
oczy, otworzyła się kolejna, mniejsza od poprzednich i jeszcze jedna.
Wpatrywało się z nią sześcioro oczu. „To przywidzenie „ - pomyślała.
Zauważyła ze postać nie ma żadnych rysów twarzy.
- Oddychaj – Głos brzmiał dziwnie płasko i bezosobowo. Nie
należał do mężczyzny ani kobiety, czy nawet dziecka.
Nie wiedziała że wstrzymuje oddech. Nabrała powietrza w płuca
po czym je wypuściła. I jeszcze raz, powtórzyła te czynność jeszcze kilka
razy, w pokoju panowała cisza. Chociaż to powodowało ból głowy odezwała się.
- Dlaczego tu jesteś? – głos miała zachrypnięty.
- Czuwam przy tobie. Jestem ci coś winna za twoją przysługę -
wszystkie sześcioro oczu mrugnęło.
Ręka,
która spoczywała na podłokietniku, dziwna i zdeformowana powędrowała w jej
stronę. Rebeka widziała ją jako ciemniejszy ruchomy cień. Bała się, nie
wiedziała co to jest. Chciała uciekać ale nie mogła się ruszyć, ani oderwać
wzroku od wpatrujących się w niż oczu. Kątem oka widziała wędrującą w jej
stronę po podłodze niczym wąż masę która ciągle się wydłużała, nie wyglądała
jak coś organicznego i była w ciągłym ruchu, jakby tworzyły ją setki robaków.
Kobieta straciła to z oczu kiedy ta wspięła się na stolik ustawiony obok łóżka.
Usłyszała dźwięk obijającego się o siebie szkła i nalewanej wody. Bardzo
chciało się jej pić.
-
Pij, tylko powoli. - nakazała dziewczyna podając jej szklankę.
Wzięła
ją do ręki tak aby nie dotknąć tej dziwnej masy, z bliska przypominała ona
smołę, czarną i gęstą. Kiedy zaspokoiła pragnienie odstawiła naczynie na
stolik.
-
Idź spać Rebeko, będę przy tobie czuwać.
Nie
chciała spać. Nie przy tym czymś. Jednak powieki jej ciążyły. Ciało jej nie
słuchało.
-
Dlaczego ich zabiłaś? - słowa były ciche i sama słyszała je jakby z oddali.
-
Bo byli psami.
Usłyszała
szept tuż przy swoim uchu. Po czym zasnęła snem bez snów.
Kilka godzin przed wydarzeniami opisanymi
w powyższej scenie, poziom -3, Providence, Ziemia
Na najniższych, tajnych poziomach
Providence zawsze kręciło się niewielu ludzi. To tam przetrzymywano
najgroźniejsze okazy stworzeń które zmutowały za pomocą rozsiania nanitów na
całej Ziemi. Jednak nie znajdowało się tu wielu strażników. Milczenie każdego
człowieka pracującego na tym poziomie było słono opłacane, a Zarząd niechętnie
rozstawał się z pieniędzmi jakie przelewane były na konta naukowców i innych
ludzi pracujących w tej części Providence.
Polegano na zabezpieczeniach jakie
stanowiły dźwiękoszczelne grube ściany, klatki i komputery sterujące niemal
wszystkim. Ludzie tak bardzo wierzyli w to że maszyny, grube mury i komputery
zapewnią im przetrwanie i wygodne życie. Zapewnią bezpieczeństwo. Była ciekawa
co stałoby się gdyby nagle te wszystkie cudowne urządzenia przestały działać.
Czy ludzie potrafiliby zaadaptować się do nowych warunków czy też może
zginęliby. Z pewnością próbowaliby odzyskać swoje imperium terroru i chaosu,
pełne elektrycznych urządzeń, gdzie polowaliby tylko na okazje w sklepach i
majątki zmarłych bliskich, walczyliby o przetrwanie na swoich stanowiskach i
pieli się coraz wyżej nie po drabinie ewolucyjnej, ale po sznurku kariery.
Dwóch ludzi którzy ominęli ją szerokim
łukiem, zerkając na nią, nie zwróciło uwagi na strzykawki z
dziesięciocentymetrowymi igłami jakie miała w rękach. Chciała je zanieść do
pokoju i tam bezpiecznie ukryć. Johanson wiedział już że nanogeny mogą zapewnić
mu długie życie i władze. Nemain nie mogła pozwolić aby w łapy ludzi wpadła
taka technologia. Była w tym egoistyczna potrzeba bycia najgroźniejszym
drapieżnikiem, znajdowania się na szczycie łańcucha pokarmowego, ale także
troska o zachowanie pewnego porządku świata, który z resztą został zakłócony
jej przemieszczeniem się między światami.
Zabicie kilku ludzi i pozbycie się
problemu nanitów nie poprawiło jej humoru. Była wściekła na Johansona i jego
psy że zaatakowali ją i Rebekę. Chciała ich torturować, słuchać ich żałosnych
błagań i wrzasków bólu, lecz zabiła ich w bardzo litościwy sposób.
'Dlaczego?' sama sobie zadawała te pytanie.
Wiedziała jaka jest odpowiedz i przerażała ona ją. Nabierała ludzkich
uczuć i odruchów. Zastępowała nimi to czego nauczono jej w Ośrodku. Miała być
żywą, inteligentną i w pełni posłuszna maszyną do zabijania. Szkolenie miało
wypraw z niej wszelkie uczucia jakie mogłyby jej przeszkodzić w wykonywaniu
rozkazów lub ich podważaniu. W tym celu jej kontakt z ludźmi miał zostać
ograniczony do minimum. Ci z którymi musiała mieć styczność musieli przestrzegać
surowych zasad.
Nemain czuła że zdradza swoją Mistrzynie,
tym że w tak krótkim czasie zaprzepaściła lata ciężkich, morderczych treningów,
czas jaki poświęciła jej mistrzyni, wkład jaki włożyła w jej wyszkolenie i
wychowanie.
Nie mogła sobie pozwolić na profanację
spuścizny swojej Mistrzyni. Ani na utratę zdrowych zmysłów.
Za bardzo skupiła się na sobie, na swoich
uczuciach i wspomnieniach. Straciła czujność. Jednak zanim facet przyparł ją do
ściany, ona zdążyła zrobić to z nim. Trzymała jego gardło w mocnym uścisku, nie
pozwalającym mu oddychać. Oczywiście próbował się uwolnić. Próbował wyjąć swoje
śmieszne składane miecze, co nie umknęło jej uwadze. Nie wykonał nawet
najmniejszego ruchu w tym kierunku, wystarczyła myśl. Dziewczyna rzuciła nim o
równoległą ścianę. Następnie usiadła na nim okrakiem, przygważdżając mu ręce
wzdłuż tułowia, i blokując jego uda stopami dzięki czemu nie mógł nimi ruszyć.
Wydał kilka przekleństw i nieartykularnych dźwięków, czym zasłużył sobie na
ponowne uniemożliwienie mu oddychania. Do tego Nemain nie potrzebowała trzeciej
ręki, chociaż mogła ją stworzyć.
- Zamknij się i słuchaj – zamilkł
momentalnie.
Miała nadzieje że tym razem czar będzie
działał należycie. Była silniejsza niż poprzednio, o wiele silniejsza.
- Za dziesięć sekund zapomnisz o tamtej
nocy – wiedziała że facet będzie wiedział o którą jej chodzi – Idź do
laboratorium numer 548 - Zeszła z niego. Trzy sekundy. Wstał. Osiem sekund.
Gdyby nie nosił okularów pewnie miałby puste spojrzenie. Pozbierała strzykawki.
Dziesiąta sekunda. Szósty znajdowała się sam na korytarzu. Kierował się do
laboratorium 548, sam nie wiedział dlaczego. Bolała go głowa. Jednak rozkaz to
rozkaz.
Tego samego dnia, Skrzydło szpitalne,
Providence, Ziemia
Rebeka obudziła się, miała nadzieję że
tym razem naprawdę.
„To musiał być sen” – pomyślała. Z kąd
mogła wiedzieć że ta dziwna postać bez formy jest Nemain.
„To był tylko koszmar” – powtarzała sobie.
Wmawiała. Chociaż sama w to nie wierzyła. Słowa dziewczyny wciąż na nowo rozbrzmiewały w jej głowie,
głos był ciągle pusty i bezosobowy. Wciąż na nowo odtwarzała obraz tej dziwnej
istoty.
„To był tylko sen.”
Oczy
tej istoty były przerażające. Czuła na sobie ich ciężkie, wygłodniałe
spojrzenie. Chciały jej śmierci. Chciały zabić wszystko co żywe. Pragnęły
zniszczenia.
„ To był koszmar”
One ciągle patrzą. Puste, bez cienia
litości i skupione na ofierze.
„ - Dlaczego ich zabiłaś?”
„ - Bo byli psami”
Bo byli pasożytami.
Bo mnie zaatakowali.
Bo byli głupcami.
Bo jesteście ochłapami.
Wszyscy jesteście ochłapami
Zrobiło się jej zimno. Chciała umyć rękę.
Tę którą odbierała szklankę wody od tej istoty. Czuła dotyk tej dziwnej
substancji, oślizgły i zimny, pozostawiający na zawsze ślad na skórze i w
psychice.
Złapała się za głowę. Słyszała jak kardiomonitor
szaleje. Znała ten dźwięk. Czyjeś serce biło szybko, zbyt szybko, tak że mogło
stanąć. Jej serce.
ONA tu jest. Wróciła! Chciała przykuć ją do łóżka. Przytrzymać, aby mogła bez
przeszkód wygryźć jej serce, pozbawić życia. Poczuła ukłucie w ramie, pazur
bestii. Walczyła. Ale było to takie trudne. Istota miała wiele łap, i
przejmowała kontrole nad jej ciałem. Kończyny szybko stały się bardzo ciężkie.
Tak bardzo nie chciała zasypiać. Powieki same się jej zamykały, zapadła w
głęboki sen.
Dzień następny, Pokój 3620, Providence, Ziemia
- To ma być psychoterapia? – spytała Nemain
- Interesuje nas twój umysł. Chcemy wiedzieć co myślisz, jak myślisz i o
czym myślisz.
Zaśmiała się nieprzyjemnie.
- Proponowałabym abyś położyła się na
kozetce i odprężyła.
Zrobiła to, sztuczne tworzywo jakim był obity szezlong trzeszczał kiedy się kładła. Złożyła
dłonie na brzuchu i skierowała wzrok na sufit.
- Pierwsze pytanie.
Kobieta otworzyła notatnik.
- Jaką wartość ma dla ciebie życie?
- Ludzkie czy życie mutanta?
- Zacznijmy od ludzkiego.
- Załóżmy że chodzi o mnie. Jaką wartość
ma dla ciebie moje życie?
- Żadnej.
- Mogłabyś rozwinąć myśl?
- Twoje życie nie ma dla mnie żadnej
wartości. Jesteś tylko ochłapem i to naprawdę kiepskiej jakości. Nie tknęłabym
bym cię, chyba że byłabym bardzo głodna. Tak naprawdę to bardziej mi żal kurczaka
którego dziś zjadłaś niż ciebie.
- Zjadasz…ludzi – w głosie kobiety dało
się wyczuć obrzydzenie i strach.
Dziewczyna zmieniła kolor tęczówek z
niebieskich na butelkowo zielone z pionową źrenicą.
- Czasami, kiedy jestem głodna.
Psychiatra przez dłuższą chwile zapisywała
coś w swoim notatniku.
- Czy czujesz wyrzuty sumienia zabijając
mutanta?
- Nie.
- Mówisz za siebie czy za wszystkie
podobne tobie istoty?
- Mówię za siebie. Ale każdy mutant
szkolony przez Ośrodek pewnie ma to gdzieś.
- Czy zabijanie sprawia ci przyjemność?
- Czasami… Kiedy zaczynałam zabijać było
to dosyć przyjemne przeżycie, jednak teraz nie zawsze tak jest. Czasem czuje
satysfakcje z odebrania życia a czasem nie czuje nic.
Kobieta przewróciła kartkę i nadal coś
zapisywała
- Czy zadawanie bólu sprawia ci
przyjemność?
- Z sadyzmem jest podobnie jak z
zabijaniem. Czasem zadawanie bólu i poniżanie ofiar mnie bawi czasem nie.
W pokoju unosiła się kwaśna woń strachu.
Uśmiechnęła się ukazując swoje zęby drapieżnika.
- Możesz mi opowiedzieć o swoim
dzieciństwie?
- Wychowywała mnie tylko matka.
Nienawidziła mnie, ale tego dowiedziałam się dopiero po czterech latach.
Większość czasu spędzałam w swoim pokoju, dawała mi zabawki i kazała się bawić.
Kiedy po mnie przychodziła zabierała mnie do laboratoriów i zostawała tam na
czas badań. Zawsze kazała mi być spokojną i się nie bać. Każdy jej czuły gest i
słowa były jednym wielkim kłamstwem. Jednak przekonałam się o tym dopiero po
czterech latach.
- Co się stało kiedy miałaś cztery lata?
- Przeprowadzono na mnie eksperyment naukowy.
Wtedy też zabito moją matkę.
- Byłaś przy tym?
- Tak.
- Jak wyglądała reszta twojego życia w - spojrzała do notatek – Ośrodku?
- Podobnie jak pierwsze cztery lata. Tyle
że zamiast bawić się, zaczęto mnie uczyć, miałam swoich nauczycieli z różnych
dziedzin. Nadal przeprowadzano na mnie badania. Zaczęto mnie także uczyć walki.
- Walki uczył cię ktoś kogo nazywasz –
znów spojrzała do swojego notesu, przewracając kartki – Mistrzynią. Kim ta
osoba jest dla ciebie?
- Była. Jej już nie ma w moim świecie.
Była dla mnie bardzo ważną osobą. Codziennie spędzała ze mną wiele czasu.
Liczyłam się z każdym jej słowem i poleceniem. Chciałam być jak najlepsza,
zasłużyć na jej pochwałę i aprobatę.
- Jak zginęła? Zabiłaś ją?
- Ona żyje, ale się zmieniła. Nie jest już
człowiekiem. Jest teraz jak większość z was, tylko ochłapem.
Tym razem krótko, ale ja nie mam na to zbyt wielkiego wpływu, kończę wtedy kiedy twierdze że powinnam skończyć.
Mam nadzieję na jakiś odzew z waszej strony.
Sztyletnica z Selkii
Odzew z naszej strony:
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny, choć ta psychoterapia wydaje mi się nieco zabawnym akcentem do wcześniejszych przemyśleń Nemain. To tak jakbym wyobraziła sobie jakiegokolwiek innego potwora siedzącego w fotelu i grzecznie odpowiadającego na pytania psychiatry.
Nie miałam za bardzo z kąd wziąć pytań i jakiś odpowiedzi, żeby bardziej realnie to wypadło. Na necie nic. Seriale o psychopatach niewiele mi dały. Ja sama zostałam skierowana przez lekarza rodzinnego do psychiatry, ale to nie z problemem psychopatii czy czegoś takiego i tak nie pójdę. No więc słabo to wyszło, wiem, ale nie miałam innego pomysłu. Po każdym rozdziale boje się że nie wymyśle nic do następnego, Sztyletnica nie jest łaskawa mi jakiś pomysłów podrzucać regularnie.
UsuńPrzydałby się odzew kogoś poza tobą Wilczyco. Tyle czytających a nikt nie napisze koma ( oczywiście nie kieruje tych słów do Wilczycy i Siory Einstein)...
Nie, odpowiedzi są całkiem ok. Po prostu sama idea 'przyszedł psychopata do psychiatry' wydaje mi się nieco zabawna.
Usuńhahaha, ciekawa idea. Nemain nie bardzo ma wybór....chociaż ona nie słucha Johansona, jak to jeszcze wyjdzie ona słucha rozkazów ludzi, nie psów. To kogo Nemain nazwie psem czy ochłapem a kogo człowiekiem jeszcze wyjdzie w dalszych częściach. Żeby tylko to opowiadanie dotrwało do tego momentu...
UsuńMa dotrwać albo znajdę dla ciebie jakąś ciekawą klątwę ;D Z resztą już mam pewne podejrzenia.
UsuńJa już nie spolieruje. Szykuj te klątwe, moi bogowie mnie nie słuchają. Mam ledwie 1,5 strony w wordzie i brak pomysłu na to co dalej. I ferie sie mi kończą. Ja się po tym szybko nie pozbieram.
OdpowiedzUsuń