środa, 11 marca 2015

Ochłap cz.9

Nowy rozdział. ( Niedorobiony z resztą)
Kto się cieszy?

     Kiedy Nemian weszła do pomieszczenia znajdowało się w nim już kilka osób. A dokładniej Biały Rycerz, Agent Sześć, Rex – dziwny nastolatek z którym rozmawiała kilka razy, zawsze nie trwało to długo, irytowało ją przebywanie z większością ludzi, istniały wyjątki ale on się do nich nie zaliczał. W gabinecie Białego przebywał także Kapitan Callan, odpowiedzialny za zwykłych żołnierzy Providence i doktor Rebeka Holiday.
     Pozorny szef Providence objaśniał zaistniałą sytuację, kiedy dziewczyna weszła. Wszyscy spojrzeli na nowo przybyłą, która nic sobie z tego nie robiąc oparła się o ścianę obok drzwi i założyła ręce na piersi. Nie pytała o to po co ją tam sprowadzono, ponieważ doskonale wiedziała o tym co się stało.
     Ktoś wyłączył komputer główny, który znajdował się w pomieszczeniu do którego miał dostęp niemal każdy, ale też zawsze przebywało tam kilku agentów. A uprawnienia do wyłączenia urządzenia miało niewiele osób. Winny nie został złapany. Technicy szukali urządzenia które jakiś agent mógł podłączyć do komputera i wyłączyć je z pewnej odległości.
     Głównym problemem Białego Rycerza nie było teraz złapanie sprawcy, ale sprawdzenie co uciekło i jak najszybsze złapanie uciekinierów, zanim zdążą się wydostać z budynku lub zaczną zabijać ludzi wewnątrz.

      Jakiś kwadrans wcześniej, Pracownia/Laboratorium Nemain, Providence, Ziemia

      Niespecjalnie przejmowała się wyłączeniem prądu w pomieszczeniu. Doskonale widziała w ciemności, pracowała wiec dalej. Po włączeniu znów komputera głównego, szybko został nadany komunikat o tym aby wszyscy pracownicy Providence, przebywający w budynku i nie będący agentami, pozostali w pomieszczeniach gdzie aktualnie się znajdują . Natomiast ci którzy są na korytarzach mieli natychmiast udać się do najbliższych pomieszczeń i tam zostać do odwołania rozkazu.  Agenci mieli stawić się w hangarze gdzie dostaną dalsze instrukcje. Komunikat został powtórzony dwa razy.
      Zanim wybrzmiały ostatnie powtórzone słowa do laboratorium wpadł agent.  Powiadomił ją że ma natychmiast stawić się w gabinecie Białego Rycerza. Kiedy nie zareagowała, zirytowanym głosem zaczął powtarzać swoje wcześniejsze słowa. Znowu nie doczekał się reakcji dziewczyny, która pochylała się nad mikroskopem.  Dziewczyna nie miała więcej cierpliwości do niego, kiedy otworzył usta by znów coś powiedzieć jego język znalazł się w palcach dziewczyny, która pojawiła się przed nim w ułamku sekundy. Trzymała go mocno, wbijając w niego pazury, które zastąpiły jej paznokcie. Zamiast słów z jego ust wydobył się tylko jęk, kilka kropel krwi skapnęło na podłogę, w ustach czuł też jej metaliczno- słony posmak. Spojrzenie rozżarzonych niczym dwa węgle oczu nie pozwalało mu odwrócić wzroku, ruszyć ciałem a nawet myśleć.
      - Słyszałam za pierwszym razem. Pójdę jak będę miała na to ochotę, jasne?
      Pokiwał głową i coś wyjęczał, lecz słowo było kompletnie niezrozumiałe, chociaż można było się domyślić że miało to być „tak”.
      Puściła go i wróciła do przerwanego zajęcia. Te badania naprawdę ją irytowały. Skończyła patrzeć na próbkę, jej syntetyczna krew była najwyraźniej toksyczna i to bardzo. Zabezpieczyła próbkę i nieśpiesznie skierowała się do gabinetu Białego Rycerza.

      Około 15 minut później, gabinet Białego Rycerza, Providence, Ziemia

      - … kilka E.V.O w Zoo Pupilków wpadło w panikę kiedy zgasły światła, trzeba je uspokoić zanim wyrządzą szkody. Kilka E.V.O uciekło także z klatek, najprawdopodobniej pałętają się po korytarzach. Kapitanie Callen proszę zorganizować żołnierzy i zając się tym. Używajcie strzałek usypiających. Każdy E.V.O ma wszczepiony nadajnik, doktor Holiday będzie was informować o tym gdzie znajdują się mutanty.  Proszę wysłać oddział żołnierzy do Dziupli.
     Zoo Pupilków było to gigantyczne pomieszczenie wewnątrz bazy Providence gdzie stworzono dla E.V.O sztuczne środowisko do życia, lecz do złudzenia przypominające dżunglę. Rebeka powiedziała Nemain że obserwują tam zachowanie E.V.O w środowisku naturalnym. Dziewczyna czasem tam przebywała, część mutantów się jej bała reszta nie zwracała na nią uwagi. Lubiła tam przebywać, wiedziała że nie jest to prawdziwy las, ale dla jej zwierzęcej części to wystarczało. Prawie. Już od dłuższego czasu miała ochotę zapolować. Bez żadnej ludzkiej broni. Chciała zmienić się w bestię, tropić, ścigać, zabić i pożreć swoją ofiarę. Rozkoszować się wgryzaniem zębów w jej ciało, odrywaniem kawałów mięsa i chłeptaniem ciepłej krwi.
      Dziuplą z kolei było miejsce gdzie przetrzymywano najgroźniejsze okazy E.V.O, oczywiście oprócz tych przetrzymywanych na poziomach od -1 do -3. Ludzie pracujący tam twierdzili że ich okazy są niebezpieczniejsze niż te na górze. Nie miało to dla niej większego znaczenia. Mało obchodziło ją co myśleli ludzie.
      Najpierw Kapitan Callen, potem Rebeka, wyszli. Ta druga posłała jej zmartwione spojrzenie, zanim opuściła pomieszczenie.
     - Wy pójdziecie do Dziupli. Coś z tam tond uciekło. Raport nie został skończony. Pójdziecie tam i to sprawdzicie. Daje wam wolną rękę. Unieszkodliwcie to lub zabijcie.  – to był koniec rozkazu, chłopak i Szósty wyszli.  Ten pierwszy spojrzał na nią ciekawy, po co przyszła.
     Stała nadal pod ścianą kiedy Biały zwalił się ciężko na krzesło z westchnieniem. Te ostrzegawczo zaskrzypiało pod ciężarem faceta, zakutego w nowoczesną zbroję.  Nie nadawał się już do kierowania Providence.  Powodem tego nie był wiek, ale opór jaki stawiał Zarządowi. Stał się niepożądanym elementem, którego należało się pozbyć.
      - Nie cieszysz się? – spytała w odpowiedzi z kompletnie sztucznym zdziwieniem w głosie – Tego przecież chciałeś. Przerwać badania które mają uczynić członków Zarządu wszechpotężnymi – w ostatnie słowo włożyła wyjątkowo dużą ilość sarkazmu.
      - Ty. Ty to zrobiłaś – słowa były przerywane łapaniem kolejnych haustów powietrza przez mężczyznę. Przechodził rozległy zawał serca.
     - Nie – odpowiedziała – Ty otworzyłeś klatki na poziomie – 3, a następnie wyłączyłeś główny komputer. Oczywiście wcześniej zająłeś się kamerami. Stałeś się szalony, ale nie byłeś głupi, tak przynajmniej ci się wydawało. Wiele osób będzie się zastanawiało jak mogło dojść do wyłączenia komputera głównego – mówiła dalej z sztucznym przejęciem – W końcu dojdą do jakiś wniosków. Ale to nieważne. Twoim prawdziwym celem było przecież przeszkodzenie w  badaniach na dole, prawda?
       Oczywiście nie odpowiedział. Nadal trudził się oddychaniem, skupiając na tej czynności zdecydowaną większość swojej uwagi.      
       - To zatrzyma ich tylko na jakiś czas, ale ty i tak to zrobiłeś. Wypuściłeś bestie. Masz teraz na sumieniu życie wielu ludzi z poziomów -1 -2 i -3… Słyszę ich wiesz? Słyszę jak Wrzeszczą i skomlą. Słyszę też bestie, ucztują. Ale kiedy zaspokoją już głód, będą chciały się wydostać. Tego nie przewidziałeś, prawda Biały Rycerzu? Są inteligentne, znajdą drzwi i w końcu je wyważą, albo znajdą kanały wentylacyjne. Będę musiała je przed tym powstrzymać, ale mam jeszcze czas. Słyszę jak jedzą.
        - Ohh, to bardzo interesujące pytanie – Nie musiał mówić, aby dziewczyna je usłyszała – Wytrzymaj jeszcze chwilkę a poznasz na nie odpowiedz. Pytasz dlaczego. Dlaczego kazałam ci to zrobić? Czy może dlaczego chce zaszkodzić Zarządowi? Zresztą, nieważne mogę odpowiedzieć na oba te pytania, bestie jeszcze nie rozprawiły się z naukowcami… Chciałeś zaszkodzić Zarządowi i przerwać badania. Nie miałam nic przeciwko temu, do póki Zarząd nie próbowałby prosić mnie o pomoc lub prowadzić badań na mnie. Jednak ci się to nie podobało. Chciałeś powiadomić wasz rząd o dodatkowych piętrach Providence i tym co się tam działo. Zaczęły by się dochodzenia, śledztwa, inwigilacje, pytania. Ktoś mógłby odkryć prawdę o moim pochodzeniu. Byłoby to dla mnie  oczywiście niewygodne. Musiałabym się bardzo natrudzić aby dogadać się z najwyższymi władzami. Mogłam zmusić cię do zrezygnowania z tego planu. - stwierdziła – Chciałam się trochę pobawić . Nieustannie muszą trzymać w ryzach naturę drapieżnika , czasem musze dać jej upust, a te wasze „bestie” mogą się nadać.  Miło  jest także utrzeć nosa Zarządowi,  nie wiedzą jeszcze z jak niebezpieczną istotą maja do czynienia, jednak mam nadzieje że będą traktować mnie z większym szacunkiem.
      Mówiła jeszcze jakiś czas. Mówiła i aby mieć słuchacza podtrzymywała go przy życiu. Sama nie wiedziała po co to robi. Opowiadała mu o Ośrodku, o swoim stosunku do ludzi i o samych ludziach. Mówiła też o sobie i dziwnym przywiązaniu jakim darzyła Mistrzynię a od niedawna także Rebekę.
      Wiedziała że nie powinna tego robić. Mistrzyni z pewnością nawrzeszczałaby na nią i zadała karę. Miała być bronią, doskonałym drapieżnikiem i żołnierzem. Wyprutym z wszelkich uczuć potworem. Bestią siejącą strach i zniszczenie tam gdzie jej wskazano. Nie mogła pozwolić sobie na sentymenty. Zakończyła życie Białego Rycerza i wyszła. Nie czuła wyrzutów sumienia, jeszcze tylko tego by jej brakowało.
       Kierując się do jedynej windy, którą można było dostać się na najniższe, ukryte poziomy Providence, wstąpiła do swojego pokoju. Zabrała z tamtąd przerobione przez siebie pistolety. Dwie ślicznotki zdolne rozwalić ludzką czaszkę na kawałki. Bardzo podobną broń posiadała w Nowej Ziemi.  Tak naprawdę to odebrała tamte pistolety ludziom którzy nieroztropnie stanęli jej na drodze. Były to przestarzałe modele, więc dokonała „poprawek” po których stały się one bronią niosącą śmierć i zniszczenie. Bardziej nadawały się do zabijania wielkich zwierząt, ale równie dobrze można było nimi rozrywać na kawałki ludzi, bądź mutanty jeśli było trzeba.
       Próbowała jak najdoskonalej odwzorować przerobionego Jackala i Casulla z jej świata, jednak nie mogła znaleźć metalu który wytrzymałby potężny odrzut, jaki chciała uzyskać. Musiała go więc zmniejszyć. Naboje 13 milimetrów w zupełności jej wystarczały, chociaż materiał jakiego musiała użyć do ich skonstruowania osłabiał ich moc. Na razie musiało jej to wystarczyć. Z pewnością znajdzie jakieś rozwiązanie w przyszłości.
      Kościany bat zostawiła w pokoju. W tym rodzaju walki jaki chciała zastosować nie przydałby się jej.
      Ruszyła do windy. Spieszyła się. Nie chciała spotkać żołnierzy którzy łapali mniej groźne E.V.O które uciekły na wyższych piętrach. Musiała częściowo posprzątać bałagan jaki narobiła. Mutanty wypuścił Biały, ale w końcu to ona kazała mu to zrobić. Mogła wyeliminować go w inny sposób, po prostu spowodować atak serca. Nie obchodziły jej badania Zarządu. Ale dzięki wypuszczeniu niebezpiecznych stworzeń zapewniła sobie trochę rozrywki.
      Nie miała pojęcia jak na jej poczynania zareaguje Zarząd. Z jednej strony wyeliminowała kogoś kto mógłby im mocno zaszkodzić. Z drugiej będą musieli zatrudnić personel do nielegalnych badań. Może także uciszyć pewną liczbę ludzi odpowiednia sumą. W końcu naukowcy najprawdopodobniej mieli jakieś rodziny, chociaż zapewne większość z nich nieczęsto się w nimi widywała.
      - Nieważne – powiedziała do pustych ścian, jej głos poniósł się echem.
     Drzwi  windy otworzyły się niemal bezszelestnie, po czym zamknęły kiedy była już w środku.
     - Rozwiązanie ograniczeń poziomu drugiego i pierwszego. Sytuacja B, zatwierdzam efekt Cromwell’a. Utrzymam ograniczenia do wyeliminowania przeciwników. – oparła się o ścianę. W podbrzuszu czuła przyjemne ciepło, które rozchodziło się po jej ciele. Czuła w sobie moc i rządze krwi. Odetchnęła głęboko czując jej upajający zapach.  Ogarnęło ją szalone podniecenie. Jej oczy pojaśniały, nabrały bursztynowo złotej barwy, zewnętrzna część tęczówki zmieniła kształt na lekko pofałdowany. Źrenica rozszczepiła się na trzy mniejsze czarne punkty z których spoglądała na świat otchłań, a ta ma to do siebie że przyzywa sobie podobne.
     Tak więc nie musiała długo czekać na pierwsze E.V.O. Zanim zaatakowały zdążyła się im przyjrzeć. Były to stworzenia podobne do wilków i szczurów jednocześnie. Ich sylwetki przywodziły jej na myśl  te pierwsze, a wydłużone pyski przypominały jej szczurze, podobnie oczy, małe i paciorkowate, niemal niewidoczne na tle czarnej skóry.
     Jeden poruszał się na czterech nogach,  natomiast dwoje jego towarzyszy na dwóch. Stworzenia miały długie przednie łapy, które z pewnością nie pomagały im przy ściganiu ofiary na wszystkich nogach. Bestie obnażały kły, zęby rosły w różnych odstępach i miały różne wielkości, nie było żadnego wzorca. Często pewnie kaleczyły sobie wargi.
     Stwory były w większości wyliniałe, jednak najwyraźniej nie wynikało to ze złej diety. Pod tym względem wyglądały całkiem nieźle. Wypadanie sierści było pewnie kolejnym skutkiem  mutacji, lub badań.
     Zaatakowały. Jednego z nich powaliła serią strzałów, zanim zdążył się zbliżyć. Huk i śmierć towarzysza nie zniechęciła pozostałej dwójki. Jeden rzucił się na jej szyję, ale uderzyła go w pysk zanim zacisnął zęby w jej ciele. Usłyszała trzask najpierw czaszki potem kręgosłupa, kiedy stworzenie z wielką siła uderzyło w ścianę. Drugi w porę odskoczył i nie został postrzelony. Zawył w sposób od którego Nemain rozbolała głowa, pewnie wzywał towarzyszy.
     Zew urwał się nagle kiedy inna bestia, o sześciorgu bursztynowych oczu rozszarpała jej gardło, a następnie brzuch i posilała się co lepszymi kąskami z jej ciała, kiedy ta jeszcze żyła. Następnie ruszyła aby zabijać dalej.
     Ponownie przybrała humanoidalną postać. Jej głośne kroki, które wydawały kopyta jakimi zakończone były jej pokryte ciemna łuską nogi, niosły się echem po korytarzach. Informowały stworzenia o jej położeniu. Przywoływały je, a ona była gotowa je przywitać.
     Na jej drodze pojawiło się wiele trupów, niemal wszystkie rozszarpane na większe kawałki i częściowo pożarte. Omijała większość szczątek, czasem odkopnęła coś co mogło być kiedyś głową, czy ręką. Pod jej kopytami rozlegały się także trzaski łamanych kości lub mokre mlaśnięcia.
     Drzwi do każdego z laboratoriów były otwarte, ludzie nie mieli się gdzie ukrywać ani jak uciec. Winda nie działała nawet po restartowaniu komputera. Zginęli wszyscy. Ludzie nie mieli sie gdzie ukryć. Bestie zabiły wszystkich.
     Już od dłuższego czasu słyszała ciche niskie warknięcia, jakimi najwyraźniej komunikowały się te stworzenia. Pozwoliła im wyjść za rogu i podejść bliżej. Nie bały się jej, chociaż wyczuwały w niej drapieżnika. Liczyły na swoja przewagę liczebną, na to że zacznie uciekać a one ja rozszarpią. Uśmiechnęła się, ukazując niemal wszystkie ostre, nieludzkie zęby. Z jej piersi wydobył się cichy ryk, prowokowała je, rzucała wyzwanie.
     Zaczęła strzelać, żaden nie zdążył zbliżyć się do niej nawet na trzy metry. Padły wcześniej od kul. Nie było to do końca to czego oczekiwała, jednak w takich warunkach nie mogła zorganizować sobie prawdziwego polowania.
     Szła dalej. Tym razem ponownie zmieniając postać. Wymagało to od niej nakładów energii, nie przejmowała się tym zbytnio. Świerzego pożywienia miała pod dostatkiem.
     Przyjrzała się sobie w jednej z oszklonych ścian któregoś laboratorium.  Nogi mniej więcej długości jej ludzkich, porośnięte krótką ciemną sierścią.  Miała charakterystycznie lekko wygięte do tyłu stawy jak u konia. Bo te nogi były końskie. Biodra miała przepasane szalem , który owinięty był kilkakrotnie aby zakryć  wszystko co powinno zostać ukryte. Miała także na sobie skórzaną kamizelkę, wiązaną z przodu, która zakrywała piersi i część brzucha. Tam gdzie materiał nie zakrywał skóry była ona ciemną, błyszczącą łuską, która pojawiła się także na rękach i twarzy, jednak nie pokrywała całej jej powierzchni, tylko niewielką część.
     To była jej naturalna postać. Taka się urodziła. Mutanty często po urodzenie nie były do końca ludzkie, dzięki temu łatwo było je w miarę szybko wykryć i zdecydować czy nadają się do szkolenia. Opracowano także pewien nieinwazyjny test, który musi wykonać każda ciężarna, ma on określić czy płód jest mutantem czy nie. Jak się okazało działa on w niewielkim procencie przypadków. Z tego co pamiętała badania na ulepszeniem testu trwały.
      Odetchnęła głęboko wonią śmierci krwi i strachu, odurzająca mieszanka dla drapieżnika. Rzuciła się na stwora zanim ono to zrobiło. Nie miało czasu na reakcję, ostatnie co zobaczyło to swoje odbicie w trzech parach bursztynowych oczu.
      Szybko porzuciła truchło, uderzyła całym ciałem w ścianę, zrzucając z siebie następne stworzenie strzaskała mu przy tym łapę. Zaatakowała następnego, zdążył uskoczyć przed wężowym ogonem w jaki zmieniła swe nogi, drugi raz nie udało mu się tego uniknąć. Złapała go w swe sploty i nie zamierzała puścić żywym. Jak boa zaczęła zacieśniać sploty, coraz bardziej i bardziej, ku jej radości potwór walczył, szarpał jej ciało, które natychmiast się regenerowało. Większość uwagi skupiła na poruszaniu setkami mięśni, jednak nie na tyle by nie wyczuła niebezpieczeństwa za sobą. Monstrum było niezgrabne i spowolnione przez ranną łapę, złapała je w locie. Trzymała jego szczęki on wił się rozpaczliwie próbując stanąć na nogach lub ja zranić. Szarpnęła, w jednej dłoni została jej dolna żuchwa w drugiej górna z resztą ciała. Puściła to co miała w rekach i to co udusiła ogonem.
       Zjawiły się kolejne.
       A ona potraktowała je jak szkodniki, którymi z resztą były. Wytępiła, wszystkie co do jednego.

       Teraz zapewne przynajmniej jedna osoba się zorganizuje aby mnie zlinczować
       Następny rozdział najprawdopodobniej będzie ostatnim. Kogoś to obchodzi? Ktoś zapłacze? ( przesadzam...ale ja chyba tak). 
       Nie chce kończyć ale muszę, ja sama tych opowiadań nie pisze, a nawet mam mniej do powiedzenia jeśli o to chodzi. Jednak kocham Sztyletnice. Mam nadzieję że nigdy nie będzie kazała mi zabić siebie, wtedy to bym się na bank załamała psychicznie.

        Sztyletnica z Selkii





6 komentarzy:

  1. Cooo? To jest przedostatni rozdział? Jak możesz.
    Cóż, ten bardzo mi się podobał (choć przepraszam za lekkie opóźnienie z czytaniem, niestety miałam dużo do roboty). Ciekawy pomysł z tymi wilko - szczurami.

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja tez nie chciałabym aby kolejny rozdział był ostatnim, ale niestety chyba tak będzie. Teraz mam już tylko pomysły na to jako skończyć to opowiadanie, czyli że pora je kończyć ja tak rozumiem moją podświadomość. Nie chce kończyc tej historii bo kompletnie nie mam pomysłu na cos następnego a nie chce robic sobie przerwy w pisaniu. Zastanawiam się nad czymś....plagiatem konkretnie bo czytam zajebista historie ale czasem wydaje mi sie że autorka zgubiła mózg ( jak wampir przebija człowiekowi na wylot klatke piersiową, nawet po prawej stronie, no to człowiek umiera, a nie żyje i dodatkowo wampir go jeszcze opatruje - jak sobie to przypominam to kurwicy dostaje). Ale to inna bajka...najpierw pozwolenie.
    Wracając do tematu. Nie chce kończyć, ale rozkaz odgórny rozumiem zakończyć...Matko...ta historia się nie nażyła zbyt długo...pamietam jak sie cieszyłam jak zobaczyłam te rozszarpana na strzępy dziewczynę...to było takie piekne...tak sie to opowiadanie zaczęło...Musze znów zaczać słuchać głośnych, demoralizujących i zajebiście nadających sie do destrukcji piosenek, może znów mnie nagle olśni...Jak na razie pisze rozdział 10, w przeciwieństwie do 9 praca idzie nawet szybko. Nie chce rozstawać się z Nemain, jak ja ją polubiłam. Jak będe kończyć te story to się chyba autentycznie popłacze. Czasem jak wymyślam jak to sie skończy to mam świeczki w oczach, autentycznie. Albo ze mną gorzej albo załamanie nerwowe nadchodzi, mój przyjaciel z przed ponad roku...Jego też polubiłam na swój sposób....Zaczyna sie robić dziwnie wiec wracam do gadania ze sobą i pisania rozdziału 10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A z tymi wilko - szczurami To chciałam aby EVO były w miare ładne i obrzydliwe W moim wyobrażeniu to się rozdzieliło mniej wiecej po równo w ich wyglądzie.

      Usuń
    2. W miarę ładne i obrzydliwe... Podziwiam za podjęcie takiej próby. Myślę, że w moich oczach, takie jak sobie wyobraziłam, przeważa bardziej 'ładne'. Ale ja mam specyficzne poglądy na temat tego co jest ładna, a co nie ;D

      Usuń
    3. No ja też ma specyficzny pogląd ładnego zwierzęcia. Ale takie wyliniałe coś z pocharatymi przez nierówne zęby dziąsłami, nie wydaje mi sie specjalnie ładne. I jeszcze te szczurze oczka, małe, wyrapiate się na ciebie lampią. Co innego jakiś czworonożny stwór o wyglądzie mniej więcej psa, ale większy, pokryty łuskami, z pazurami i kłami...i jeszcze ludzka głowa którą bez większego wysiłku miażdzy w szczękach, aptrzy na cb bursztynowimi oczami, między zębami spływa jej ludzki mózg i kapie na podłoge, widze to i powiem "Jesteś piękny".

      Usuń
  3. Ja generalnie zwykle gustuję w gadach i to nie specjalnie zmutowanych (ostatnio, po obejrzeniu jednego z odcinków "Primeval" postanowiłam zaadoptować owiraptora) ale czasem takie zwierzaki przypadają mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń