niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 13

Obudziła się w swoim łóżku. Podciągnęła się do siadu. W pokoju panował mrok. Niby zwyczajna ciemność, ale było w niej coś przerażającego. Poczuła się tak  jakby cofnęła się kilka lat wstecz. Kiedy, jako dziecko, myślała że w szafie coś się na nią czai albo że w cieniu coś ja obserwuje. Wtedy zazwyczaj otulała się kołdrą po sam nos i zamykała oczy, czekając na sen.
      Ktoś był w pokoju. Dziewczyna widziała lekki zarys sylwetki, kogoś kto siedział na krześle w kącie pokoju. Wyraźnie widziała tylko parę niezwykle zielonych oczu o pionowych źrenicach. Raven zobaczyła w nich tysiące lat życia i doświadczeń a także iskierki szaleństwa.
      - Co ci powiedział? Dlaczego cię nie przemienił? - głos Shiereen był spokojny, dało się w nim wyczuć nutkę zaciekawienia.
      - Dialong powiedział że na mnie przyjdzie jeszcze czas. Powiedział że nie jestem jeszcze gotowa. - pospieszyła z odpowiedzią dziewczyna.
      Kobieta przymrużyła oczy i wpatrywała się w nastolatkę. Raven poczuła się dziwnie. Odwróciła wzrok. Poczuła się niezręcznie.
      Kiedy znów spojrzała na Shiereen, patrzyła ona w dywan. Była zgarbiona. Wyglądała jak ktoś bardzo stary i zmęczony życiem.
      - Nie jest gotowa zapłacić ceny... - mówiła bardziej do siebie niż do dziewczyny - poświęcenie...cholera...
      Raven nie wiedziała co powiedzieć, czy zrobić. Czuła że nie powinna się odzywać. Ale chciała wiedzieć o jakiej "cenie" i "poświęceniu" mówi kobieta. Postanowiła milczeć.
       Dziewczyna mrugnęła. Zielonookiej już nie było w pokoju. Zniknęła. " Dlaczego drzwi sa otwarte?", pomyślała. Przed sekundą były zamknięte, a teraz stały otworem.
      Powszechnie wiadomym było to że wiele demonów potrafi poruszać się tak szybko że ludzie nie potrafią ich dostrzec. Nastolatka stwierdziła że kobieta posiada taką zdolność.
      Leżała przez jakiś czas przewracając się z boku na bok. Ale nie mogła zasnąć. W jej głowie trwała gonitwa myśli. Zastanawiała się nad tym jaką "ofiarę" ma ponieść. Przez jakiś czas analizowała słowa zielonego smoka. "Nie chcemy ofiary z waszego życia, krwi czy ciał. W ramach zawarcia pokoju pomiędzy Atlantami a smokami chcemy dać każdej z was dar."
       Czyli nie miała zostać zamordowana na jakimś ołtarzu w ofierze jakimś smokom czy bogom. To była pocieszająca myśl. Nie bała się śmierci, ale sposobu w jaki zostałaby uśmiercona. Bała się bólu.
       Po jakimś czasie stwierdziła iż nie zaśnie. Nie czuła się zmęczona. Stwierdziła że nie warto leżeć bezczynnie i się nudzić. Było dopiero kilkanaście minut po 2 w nocy. Dlatego postanowiła coś poczytać. Niestety, wszystkie książki jakie ostatnio wypożyczyła w bibliotece już przeczytała. A nie lubiła drugi raz czytać tego samego. Została jej tylko oprawiona w skórę książka od Shiereen.
       Dziewczyna wstała i używając jakiejś bluzki, wzięła książkę do rąk. Kiedy pomyślała o tej dziwnej książce, zmieniła swoje plany. Chciała spróbować ponownie dotknąć księgi, mając nadzieję że znów znajdzie się tam na polanie i smok odpowie jej na nurtujące ją pytanie.
       Ale tym razem nie zamierzała mdleć na środku podłogi. Od kiedy się obudziła czułe lekkie pulsowanie w głowie, które było denerwujące. Nie chciała znów uderzyć się o coś twardego. Usiadła po turecku na środku łóżka. Książka leżała przed nią. Blady promień księżyca oświetlał okładkę. Skóra w którą była oprawiona księga przybierała piękny srebrny kolor.
      Dziewczyna wyciągnęła rękę w stronę książki. Miała nadzieje na to że będzie miała kolejną wizję. Z pod rękawa bluzki wystawał zielony smok. Uśmiechnęła się, już słyszała komentarze uczniów i nauczycieli w szkole.
      Jej uśmiech szybko zgasł. A jeżeli nie wróci do szkoły? Nie żeby chciała tam wracać. Nienawidziła nauczycieli i uczniów, którzy widzieli każde jej potknięcie i wykorzystywali je aby ją dręczyć. Mogło wydawać się że dobrze sobie radzi z obelgami i złośliwymi tekstami. Często nie zaszczycała nawet wzrokiem, tych którzy je do niej kierowali. Ale tak naprawdę w głębi duszy cierpiała. Każdy potrzebuje kogoś komu będzie mógł się zwierzyć ze swoich problemów, osoby z którą będzie mógł porozmawiać na każdy temat. Kogoś komu będzie mógł zaufać... prawdziwego przyjaciela.
      Odgoniła niechciane łzy. Dotknęła księgi obiema dłońmi. Chciała znów poczuć rozsadzający czaszkę ból. Ale nic się nie stało. Nadal siedziała na łóżku w swoim pokoju i czuła się dobrze, no prawie, ciągle czuła te denerwujące pulsowanie w lewej skroni.
      - No co jest? Jestem gotowa zielony smoku.
     Uświadomiła sobie że mówi do książki. I ku jej zdziwieniu...odpowiedziała.
      - Nie, nie jesteś.
      Serce dziewczyny przyspieszyło. Doskonale pamiętała ten głos. Wiele razy słyszała go w snach. Postać matki, jak całe dzieciństwo szybko się zatarła w jej pamięci. Już po kilku miesiącach nie potrafiła przywołać jej obrazu. Babcia miała trochę czarno-białych fotografii jej matki. Ale było ich niewiele, a większość z nich została zrobiona w okresie jej dzieciństwa.
      Raven bała się podnieść głowy z nad książki. Obawiała się tego że kiedy podniesie wzrok, jej tam nie będzie. Po śmierci matki często słyszała jej głos w snach i na jawie, ale nigdy jej nie widziała.
      Dziewczyna nadal nie podnosiła wzroku. Powstrzymywała łzy, które cisnęły się jej do oczu. Zacisnęła mocno powieki. Usłyszała i poczuła że łóżko ugina się lekko. Nie wykonała żadnego ruchu, bała się nawet oddychać.
       - Raven? - znów ten głos
      Nie potrafiła powstrzymać łez. Jej ciałem wstrząsał szloch.
       - Raven, proszę. Spójrz na mnie. Nie mam wiele czasu tutaj. Chce Ci pomóc.
       Nastolatka wzięła jeden głęboki oddech aby się uspokoić. Podniosła głowę. Spojrzała w brązowe oczy swojej matki. Na jej twarzy gościł lekki uśmiech. Miała ona ciemne włosy, które odziedziczyła po niej córka, a także bladą skórę. Kobieta ubrana była tak jak w dniu kiedy ją znalazła, martwą. Ciemne wytarte jeansy i szary sweter.
        Dziewczyna spróbowała dotknąć reki matki, ale jej dłoń przeniknęła przez ciało. A ona nie poczuła nic.
       - Dlaczego popełniłaś samobójstwo? Dlaczego mnie zostawiłaś? - Na te pytania próbowała sobie odpowiedzieć odkąd straciła matkę.
       Uśmiech zniknął z twarzy kobiety. Jej oblicze stało się smutne i zadumane. Przez chwile milczała.
       -  Jak pewnie już wiesz, nasza rodzina należy do bardzo starego rodu półdemonów. Każdy członek naszej rodziny posiadał inne zdolności. Ja byłam medium. Tak pewnie byś mnie nazwała. Potrafiłam komunikować się z duchami. Kiedy byłam nastolatką miałam z tym problemy. Nie potrafiłam kontrolować swojej mocy. Widziałam zmarłych wszędzie. Po jakimś czasie zaczęłam to kontrolować. Przestałam w ogóle widywać duchy. Nie używałam mojego daru. Poznałam twojego ojca. - Matka  prawie nigdy nie opowiadała Raven o ojcu - Zaszłam w ciąże. Wracaliśmy razem z badań. Mieliśmy wypadek. Jack nie oddychał, nie czułam jego pulsu. Użyłam zaklęcia, które przywraca zmarłych do życia. Udało się. Jack żył. Ale mnie nie pamiętał. Nic nie pamiętał.  Próbowałam mu przypomnieć kim był. Bezskutecznie. Odszedł... Aby przywrócić do życia twojego ojca musiałam użyć nekromanckiego zaklęcia. I musiałam zapłacić za to cenę. Znów widziałam dusze zmarłych. Nie potrafiłam ponownie wznieść bariery. Pokazywały mi one jak umarły. Kazały przeżywać to co one podczas śmierci. To było straszne. Zaczęłam brać leki antydepresyjne. Tylko trochę przytępiały moją zdolność. Po jakimś czasie tabletki przestały działać. Zaczęłam widywać zmarłych coraz częściej. Pewnego dnia zobaczyłam kobiet, która powiedziała mi że za życia także była medium. Powiedziała że mi pomoże. Zachowała swoje zdolności nawet po śmierci. Próbowałam się bronić. Ale duch tej kobiety przejął moje ciało. Chyba domyślasz się jak wyglądała "pomoc tej kobiety". - Zakończyła
     Jakiś czas po tym jak  znalazła ciało swojej matki w łazience nawiedziła ją myśl że to ona jest winna śmierci swojej rodzicielki. Sadziła ona że przez to że tamtego dnia poszła do szkoły, jej matka popełniła samobójstwo. Była to głupia, dziecięca myśl, która została z nią aż do dziś. Ta myśl nie pozwoliła jej zawiązać przyjaźni. Czy nawet mieć jakiegoś zwierzęcia, co doradzała jej psycholożka. Mówiła ona że zwierze pomogłoby jej w uporaniu się z strata matki. Ale ona bała się stracić kolejną bliską jej osobę.
      Rozmawiały razem aż do rana. O  czym? O wszystkim i o niczym. Była to pierwsza i nieostatnia, jak zapewniła ją, rozmowa matki z córką.
      -Nie płacz, córeczko. Pamiętaj że zawsze jestem przy tobie.
      Duch jej matki rozpłynął się w pierwszych promieniach poranka, które wkradły się przez niezasłonięte żaluzją okno.
      ( tylko mnie zemdliło?)
      Raven odgoniła łzy. Musiała być silna. Dla siebie...i dla matki.
      Dziewczyna tak jak kilka godzin wcześniej.Usiadła po turecku na środku łóżka. Przed nią leżała książka. Teraz miała stu procentową pewność że znów będzie uczestniczyć w wydarzeniach jakie miały miejsce tysiące lat przed jej narodzinami.
      Zamknęła oczy. Wzięła książkę do reki i otworzyła ją.
      Poczuła lekki wietrzyk. Patrzyła w jasnozielone oczy Dialonga. Tym razem stała przed zielonym smokiem jako Raven, nie Ahira. Nie była tylko bezczynnym obserwatorem, ale uczestniczką wydarzeń.
      - Witaj ponownie Raven. Czy jesteś gotowa aby przyjąć brzemię, daru jaki chce ci podarować.
     Dziewczyna nie miała większego wyboru. - Tak. - odpowiedziała.
     Smok wycofał się kilka kroków do tyłu. Zwiększając odległość między nimi do jakiś ośmiu metrów. I zionął ogniem z paszczy. Płomień miał jaskrawo-zielony kolor i nie wydzielał ciepła. Rzucał tylko zielone światło na polanę.
     - Ogień spali twoją śmiertelność.  Ogień nie zrobi ci krzywdy jeśli uwierzysz że jest nieszkodliwy. Pozbądź się strachu, Raven.
      Dziewczyna cofnęła się kilka kroków do tyłu, oddalając się od zimnego ognia. " Nie bój się". Łatwiej powiedzieć trudniej zrobić. Bała się i to cholernie się bała. Śmierć poprzez spalenie nie jest najprzyjemniejszym sposobem na to aby odejść. Ale czy w tym świecie czy wizji może umrzeć?
       Zrobiła pierwszy niepewny krok w stronę płomienia. Potem kolejny i jeszcze jeden. Stała bardzo blisko stosu. Gdyby był to normalny ogień musiałaby się cofnąć kilka kroków, ponieważ nie mogłaby wytrzymać gorąca. Ale był to zimny ogień.
       Musiała zmusić się do tego aby zrobić kolejny krok. I ostatni. Znalazła się w środku płomieni. Nie czuła zimna, gorąca, wiatru. Nie mogła zaczerpnąć oddechu i nie musiała. Nie czuła takiej potrzeby. Nie słyszała bicia swojego serca. Przyłożyła sobie dwa place do gardła w poszukiwaniu miejsca gdzie mogłaby wyczuć swój puls. Nie miała go. Czuła się lekka, tak jakby jej ciało nic nie ważyło. Zauważyła że wokół niej nie ma nic. Unosiła się w pustce. Nagle naprzeciwko niej stanęła...ona sama.
       Tyle że jej sobowtór miał jasno-zielone oczy z pionowymi źrenicami, identycznymi jak u Dialonga. A także drobne ciemnozielone łuski wokół oczu i na lewym policzku i w wielu innych odsłoniętych skrawkach skóry. Palce zakończone były długimi ostrymi pazurami. Ale najbardziej rzucały się w oczy, dwa pierzaste skrzydła w tym samym kolorze co łuski. Były one dość duże, sięgały kostek dziewczyny, zakończone ostrymi wypustkami, przypominającymi kolce. Uśmiechnęła się do Raven ukazując dwa rzędy śnieżnobiałych zębów, z których każdy był zaostrzony, spośród których największe wrażenie robiły dwa dłuższe od pozostałych zębów, kły. Wysunęła długi, czerwony rozdwojony język. Po czym wyciągnęła rękę w stronę Raven.
       Dziewczyna była oczarowana swoim sobowtórem. Nawet nie zauważyła tego jak wyciągał on uzbrojoną w pazury rękę w jej stronę. Poczuła ukłucie bólu w miejscu serca. Było to dziwne dla niej uczucie, ponieważ kiedy przebywała w tym miejscu nie czuła nic. Zobaczyła że jej sobowtór wsadził jej dłoń w klatkę piersiową i wsuwał ja dalej. Nie protestowała. Z bólem przyszło także uczucie ciepła i mocy, które wypełniało ją w miarę jak jej sobowtór wchodził w jej ciało.



     Rozdział jest dedykowany mojemu ( i wielu innych ludzi) szefowi czyli Tomowi Hiddelstonowi ( jeśli mam jakiś błąd w nazwisku to bardzo przepraszam, asem a angielskiego nie jestem), który kończy dziś 33 lata.

    A teraz odnośnie rozdziału:
    Myślałam że będzie on dłuższy. Wydawało mi się że więcej napisze o tym ponownym spotkaniu ze smokiem i przemianie.
    Wydaje mi się że powinnam coś zrobić z tym opisem chyba uczuć Raven...tym który napisałam przy rozmowie matki z Raven. Pisałam to wczoraj i wydaje mi się że to zrąbałam.
     Nie mam zielonego pojecia z kąt wzięłam ten opis kiedy Raven znajduje się w ...pustce. Trochę posiłkowałam się taka jedną sceną z filmu "Thor:Mroczny Świat", ale ogólnie nie wiem z kąt taki opis.
    No chyba co do tego rozdziału już tyle.

    A ha i jeszcze. Bardzo dziękuje 3 osobom które w ostatnim czasie zaobserwowały mojego bloga, oczywiście dziękuje tez Fallen, które obserwuje mojego bloga już troszkę dłużej. Zapraszam do obserwacji i komentowania mojego bloga a także do udziału w ankiecie.

   Pozdrawiam wszystkich. I wszystkiego najlepszego Tom.
   Sztyletnica

3 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba (: Dlatego nominowałam cię do Liebster Award :D to chyba twój trzeci raz? ;p więcej tutaj ---> http://swiat-skrywa-wiele-tajemnic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże strasznie dziękuję.
      Bardzo się ciesze że moje opowiadanie podoba się ludziom.
      Nie nam twojego bloga, ale dziś wieczorem go przeczytam, albo przynajmniej zacznę.
      Kurde 3 nominacja do Liebster Awards...ciesze się z tego jak ostatnia idiotka.

      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.
      Sztyletnica

      Usuń
  2. Nie z kąt tylko skąd. Ten sam błąd powtarza się w każdym rozdziale. Jestem zdziwiona, że nikt z komentujących jeszcze tego nie zauważył. Pomijając ten w całym opowiadaniu znalazłam więcej błędów ortograficznych w szczególności pod którymi pojawiają się komentarze, że nikt żadnych błędów nie znalazł. Ogólnie czytam i odwiedzam. Podoba mi się Twoje opowiadanie. Weny

    OdpowiedzUsuń