niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 16

Mimo tego że Raven wiedziała jak potoczą się wydarzenia to nadal czytała wpis.

                                                        ***

      Stałam, sparaliżowana strachem. Nie mogłam się ruszyć. Patrzyłam w czerwone oczy zwierzęcia, widziałam w nich głód i rządzę krwi. Spróbowałam przywołać magię. Ale będąc w ciąży, sprawiało mi to  trudności. Już nie mówiąc o drapieżniku który, napawał mnie strachem i nie pozwalał skupić myśli. Próbowałam przypomnieć sobie jakiekolwiek zaklęcie obronne, bez skutecznie.
       Drapieżnik szykował się do skoku. " To koniec", pomyślałam. Zamknęłam oczy i napięłam wszystkie mięśnie, przygotowując się na uderzenie wielkiego cielska stwora i ból.
      Usłyszała warkot drapieżnika i ryk...czegoś większego i potężniejszego niż czerwono-oka istota stojąca przed nią.
      "Kolejny drapieżnik", pomyślała. Bałam się, chyba nawet bardziej niż wcześniej.
      Nie pamiętam co działo się później. Musiałam zemdleć.
      Obudziłam się. Czułam że nie leże na ziemi i liściach. Ale na czymś twardym. Słyszałam szum wodospadu.
     Otworzyłam oczy. I podniosłam się. Siedziałam na dużym płaskim kamieniu, który przypominał mi stół ofiarny. Niedaleko płynął potok, którego wody najpierw spadały z skały o wysokości kilkunastu metrów a następnie płynęły dalej. Brzeg po obu stronach, był usypany niedużymi kamieniami, jakie przyniosła woda.
      Zaledwie kilka metrów ode mnie na brzegu leżało najpiękniejsze zwierze jakie widziałam. Wyglądało ono jak jaszczurka, tyle że było o wiele, wiele większe. Jego głowa miała trójkątny kształt i z tyłu łba była zakończona dwoma ostrymi rogami. Na szyi, poprzez grzbiet i do samego ogona zakończonego trzema ostrymi szpikulcami, ciągnął się rząd kolców. Stwór miał łapy zakończone długimi, zakrzywionymi pazurami. Jego ciało pokryte było ciemno zieloną łuską, która na brzuchu stawała się jaśniejsza. Pięknie skrzyła się w promieniach słońca. Z tułowia wielkiego jaszczura wyrastała para błoniastych skrzydeł.
      Kiedy byłam mała. I moja matka jeszcze żyła, opowiadała mi ona co dzień bajki i różne legendy. Jedna z nich mówiło o wielkich jaszczuro-podobnych stworach ze skrzydłami. Moja mama nazywała je smokami. Uznawała je za piękne i szlachetne istoty. I tak je zazwyczaj pokazywała w swoich bajkach.
       Zielono-łuski gad się przebudził. Ciemne, niemal czarne, zielone oko spojrzało na mnie. Kryła się w nim dzika inteligencja. Nie było to bezrozumne zwierzę, drapieżnik działający pod wpływem instynktów, które kazały mu zabijać i walczyć o swoje terytorium.
        Ta istota miała swój rozum, którym się kierowała. Miała także instynkty drapieżcy. Nie różnił się w tym tak bardzo od ludzi. Zrozumiałam to patrząc w te oko.
        Smok pomógł mi wrócić do wioski. Nie opowiedziałam o tym zdarzeniu nikomu. Jeszcze nie wtedy.
     

                                                       ***

       Tu wpis się kończył. Czytając, w jej umyśle przewijały się kolejne obrazy z wspomnień Ahiry. Było to przerażające i dziwne doświadczenie. Czuć czyjeś emocje i widzieć świat jego oczami. Postanowiła że dość dziś przeczytała wpisów z tego pamiętnika. Coś ją ciągnęło aby przywrócić kartkę na następna stronę i czytać dalej. I czuła że nie jest to zwykła ciekawość jaka zazwyczaj nią kierowała, kiedy czytała interesującą książkę. Było to coś innego. Jakby ktoś inny kazał jej czytać dalej, jakiś przymus.
        Z trudem zamknęła pamiętnik. Teraz czuła się trochę lepiej. Rzuciła książkę na stolik nocny. Dziwne uczucie kompletnie zniknęło.
        Raven oparła się o ścianę. Wyprostowała nogi nogi, krzyżując je w kostkach i patrzyła na widok za oknem. Często to robiła kiedy się nudziła. Myślała wtedy nad wszystkimi nad niczym.
        Sama nie wiedziała ile czasu tak siedziała. Często potrafiła się tak zawiesić na bardzo długi czas, który jej wydawał się kilkoma minutami.
        W pewnym momencie pomyślała o tym że od czasu kiedy się tu obudziła ani razu nie pomyślała o swojej babci. O szkole.
        To było dziwne. Ale wydawało się jej że wczorajszy dzień był bardzo odległy. Jakby miał on miejsce kilka miesięcy temu a nie zaledwie kilkanaście godzin wcześniej.
        Nie czuła tego co kiedyś, wobec swojej babci. Dla kogoś postronnego ich stosunki mogłyby się wydawać dość oschłe. Nieczęsto ze sobą rozmawiały i nieczęsto się widywały. Raven zazwyczaj opuszczała swój pokój kiedy chciała coś zjeść, wychodziła gdzieś  lub szła do łazienki.
        Tak naprawdę to Raven kochała swoja babcię. Ale była po prostu zamknięta w sobie. Dlatego nie spędzała z nią zbyt wiele czasu. Nie zwierzała się jej. A  większość ich codziennych rozmów sprowadzała się do codziennego " Dzień dobry", " Dobranoc". Babcia czasem pytała o to co wydarzyło się w szkole ale zazwyczaj odpowiedź była taka sama" Dzień jak co dzień", albo czasem dla odmiany " Nic specjalnego".
        Starsza pani chyba rozumiała zachowanie swojej wnuczki. Dlatego nie próbowała na siłę prowadzić ją do psychologa ani po śmierci matki ani kiedy odkryła że ta się tnie, jeśli to odkryła. Raven miała takie podejrzenia. To akurat miała już za sobą. Nie wypytywała jej dlaczego jest smutna, te pytanie zawsze ją wkurzało, ale w końcu przestała. Nie próbowała na siłę jej pomagać.
         Za to wszystko Raven kochała swoja babcię. Ale teraz coś się zmieniło. Nadal zależało jej na ostatniej kobiecie z jej rodziny noszącej nazwisko Black. Ale... Dziewczyna nie potrafiła tego wytłumaczyć. Ta więź jakby osłabła. Raven nie czuła już tego że przynależy do rodziny Black. Nie czuła że w ogóle jest człowiekiem, czy nawet pół-demonem. Babcia wydawała się jej być kimś obcym...ale Raven, nadal na niej zależało.
         " Co się ze mną stało?", pomyślała.
       


       Co dzień pisałam po zdaniu, dwa...w sobotę pożarłam paczkę Hitów, dziś tabliczkę niemieckiej czekolady...i mamy ten rozdział no i ja utyję. Ale to chyba pomogło bo dosyć szybko dziś napisałam te dwa ostatnie akapity i chyba napisze coś do 17 rozdziału.
        Rozdział jest krótki, ale kończenie go w tym momencie jest dla mnie wygodne.
        Myślę że dosyć już tych wpisów z pamiętnika. Co się potem działo w świecie Ahiry, opowie już Raven....No ja raczej opowiem, a tak w  zasadzie to narrator. ( miałam ostatnio lekcje gdzie przypominaliśmy informacje o narratorach, ich osobach, jaki on może być itp.)
        Dobra chyba tyle z ogłoszeń.
        Aha. Jaki wy macie sposób na wenę? jeśli go w ogóle macie. I z kąt czerpiecie inspiracje? ( wyobraźnia tez mi ostatnio siadła), plis napiszcie.
        Bo na razie mój sposób na jedno i drugie to czekać aż samo przyjdzie. I jak to powiada moja nauczycielka od W-Fu " Muszę wybiec po piłkę a nie czekać aż ona do mnie przybędzie". Na W-Fie nadal mam zamiar stać jak ciołek grając w siatkę i nie ruszać się z miejsca, to się raczej nie zmieni. Ale chce wybiec wenie na spotkanie. ( ehhh co ja pisze)
 
       Zapraszam do zakładki "O mnie". Dowiedzcie się jaka wariatka pisze tego bloga.

      Sztyletnica
     

3 komentarze:

  1. Nie ma co siedzieć i myśleć, szukając weny. Najlepiej porobić coś innego- poczytać, posłuchać muzyki, pograć na kompie, przypalić obiad. Wtedy wena sama przyjdzie. Po jakimś czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do mnie chyba przyszła. Jestem ciekawa jak długo zagości. Jak na razie korzystam puki jest i pisze kolejny rozdział.
      Dziękuje a te wszystkie komentarze.
      Sama nie wiem po co tam wcisnęłam tych Avengersów, może jeszcze wystąpią? Mam to w planach...miałam przynajmniej. Jak na razie nie wiem co dalej z tym blogiem, pomysł na te historie tu mniej więcej się kończy i na razie nie mam jeszcze jakiegoś dobrego, żadnego pomysłu co dalej.

      Usuń
  2. Nadgoniłam moje zaległości.
    Mam nadzieję, że skończysz tą historię oryginalnie, wyjątkowo bo bardzo ją polubiłam. Uwielbiam czytać to co piszesz nawet jeśli twierdzisz że coś jest albo za krótkie albo pomieszane albo po prostu bez sensu. Patrząc na te rozdziały czuję się jakbym czytała wydaną powieść. Jesteś niezwykle dojrzała i to widać na twoich blogach. Gratuluję ci talentu i nie przejmuj się, że nie masz weny. Przypomnij sobie moje rozterki z ową panią. Czekałam chyba z 4 miesiące ale potem jak do mnie przyszła napisałam 7 rozdziałów jednym tchem.
    Jeśli wena już do ciebie przyszła, to wspaniale bo czekam na kolejne rozdziały.
    Trzymaj się,
    MK.

    OdpowiedzUsuń